– Mamusiu, nie chcę iść do babci! – piskliwie krzyczała siedmioletnia Zosia, wyrywając się z rąk matki. – Ona mnie nie kocha! Kocha tylko ciocię Kasię!
– Zosieńko, nie wymyślaj głupstw – zmęczonym głosem powiedziała Katarzyna, zapinając córce kurtkę. – Babcia kocha wszystkie wnuki tak samo.
– Nieprawda! – dziewczynka tupnęła nóżką. – Wczoraj ugaszczała Krzysia lodami, a mnie nie dała!
– Może bolało cię gardło? – próbowała znaleźć wytłumaczenie Katarzyna.
– Nie! Po prostu mnie nie lubi, bo nie jestem od jej syna!
Katarzyna zastygła z grzebieniem w ręku. Skąd siedmioletnie dziecko wie takie rzeczy? Kto jej to powiedział?
– Zosia, kto ci to mówił?
– Nikt – dziewczynka odwróciła się do okna. – Zrozumiałam sama. Krzyś mówi, iż jego tata i mój tata to bracia. A ja wiem, iż mój tata nie jest prawdziwy. Prawdziwy tata mieszka gdzieś daleko.
Serce Katarzyny ścisnęło się. Przysiadła obok córki na kanapie.
– Zosieńko, posłuchaj mnie uważnie. Tata Marek to twój prawdziwy tata. Bardzo cię kocha, wychowuje cię od drugiego roku życia. A babcia Halina też cię kocha.
– To dlaczego ona zawsze chwali Krzysia, a na mnie się gniewa? – w oczach dziewczynki błyszczały łzy.
Katarzyna nie wiedziała, co odpowiedzieć. Bo Zosia miała rację. Teściowa naprawdę traktowała jej córkę inaczej niż wnuka od starszego syna.
– Mamo, spóźnimy się – do pokoju zajrzał Marek. – Zocha, ubieraj się szybko, bo babcia będzie czekać.
– Nie chcę do babci! – znów rozpłakała się Zosia. – Ona mnie nie kocha!
Marek zmieszany spojrzał na żonę.
– Co się stało?
– Wytłumaczę ci później – cicho powiedziała Katarzyna. – Zosia, ubieraj się. Pójdziemy wszyscy razem do babci.
Szli przez park w ciszy. Zosia wlokła się z tyłu, od czasu do czasu pochlipując. Marek niósł siatkę z zakupami dla matki, a Katarzyna rozmyślała, jak przebiegnie ta wizyta.
Halina Zawadzka zawsze była trudną kobietą. Gdy Marek przyprowadził do domu Katarzynę z dwuletnią córką, teściowa przywitała ich chłodno.
– Po co ci cudze dziecko? – mówiła do syna. – Znajdź porządną dziewczynę, urodzisz własne.
Ale Marek był uparty. Pokochał Katarzynę i Zosię jak własną córkę. Ożenił się, przysposobił dziewczynkę, dał jej swoje nazwisko.
Halina pogodziła się z tym, ale nigdy nie pokochała wnuczki. Zwłaszcza gdy starszy syn Bartosz podarował jej „prawdziwego” wnuka – Krzysia.
– Mama jest w domu? – zapytał Marek, dzwoniąc do drzwi.
– Jest, jest – rozległ się głos zza drzwi. – Wchodźcie.
Halina otworzyła i od razu objęła syna.
– Marku, jak się stęskniłam! – pocałowała go w policzek, po czym skinęła Katarzynie. – Witaj, Kasiu.
– Dzień dobry, Halino.
– A gdzie moja wnuczka? – teściowa w końcu zauważyła Zosię, która chowała się za ojcem.
– Jestem tutaj – cicho powiedziała dziewczynka.
– No to wchodźcie, wchodźcie – Halina zaprowadziła ich do salonu. – Jak się macie? Marek, schudłeś?
– Nie, mamo, wszystko w porządku – zaśmiał się Marek. – Kasia dobrze gotuje.
– To dobrze. A Zosia jak w szkole? Dobrze się uczy?
– Uczę się – burknęła dziewczynka.
– Zosiu, odpowiadaj babci grzecznie – skarciła ją Katarzyna.
– Daj spokój – machnęła ręką Halina. – Dzieci to dzieci. Krzyś wczoraj przyniósł pałę z matematyki! Bartosz siedział z nim do wieczora, rozwiązywali zadania.
– A Zosia ma same piątki z matmy – z dumą powiedział Marek.
– No proszę – sucho pochwaliła teściowa. – Bartosz obiecał, iż dziś przyjdzie z Krzysiem. Stęsknił się za wujkiem.
Katarzyna zauważyła, jak twarz Zosi zrobiła się smutna. Dziewczynka doskonale rozumiała, iż babcia cieszy się bardziej z przyjścia jednego wnuka niż drugiego.
– Mamo, pamiętasz, jak w zeszłym miesiącu byliśmy z Zosią? – zapytał Marek. – Recytowała ci wiersz.
– Tak, pamiętam – skinęła Halina. – Ładny wiersz.
– Chcesz, żebym powiedziała inny? – nieśmiało zaproponowała Zosia.
– No mów.
Dziewczynka stanęła na środku pokoju i dźwięcznym głosem zaczęła recytować wiersz o wiośnie. Katarzyna widziała, jak córka się stara, jak bardzo chce się babci spodobać.
– Ślicznie – pochwaliła Halina, gdy Zosia skończyła. – A teraz idź umyć ręce, będziemy jeść obiad.
Zosia posłusznie poszła do łazienki, a Katarzyna została w kuchni, by pomóc teściowej nakryć do stołu.
– Halino, mogę z panią porozmawiać? – cicho zapytała.
– O czym?
– O Zosi. Ona czuje, iż pani traktuje ją inaczej.
Teściowa postawiła talerz na stole z brzękiem.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Wiemy obie. Dzieci wszystko czują. Zosia dziś płakała, iż nie chce do pani przychodzić.
– A co ja takiego robię? – Halina odwróciła się do synowej. – Karmię, zapraszam w gości.
– Ale rozumie pani różnicę. Gdy przychodzi Krzyś, całuje go pani, przytula, daje prezenty. A Zosię traktuje pani jak obcą.
– Bo ona jest obca! – wybuchnęła teściowa. – Nie ja ją rodziłam! Ma własną babcię, niech się nią zajmuje!
– Halino, ale Zosia nie jest winna, iż nie urodziła się od Marka. Jest pani wnuczką od pięciu lat. Marek ją przysposobił, dał jej nazwisko.
– Papierki to tylko papiery – machnęła ręką teściowa. – Krew to nie woda. Krzyś to mój prawdziwy wnuk, a ta… wychowanka.
Katarzynie zakręciło się w gardle.
– Więc nigdy nie pokocha pani mojej córki?
– Po co mam ją kochać? Niech rodzą swoje dzieci, wtedy pogadamy.
W tej chwili do kuchni wpadła Zosia.
– Mamo, dlaczego babcia mówi, iż jestem wychowanką? – spytała drżącym głosem. – Przecież jestI kiedy Zosia wyszła, trzymając mocno rękę Marka, Katarzyna spojrzała na teściową ostatni raz i powiedziała cicho: “Miłość to nie krew, ale wybór, a pani właśnie straciła nas wszystkich.”