Nie widziałyśmy się już kilka miesięcy, a ja nie tęsknię. I nie żałuję tego, co się stało. Wreszcie mogę być naprawdę sobą, bez lęku, iż zaraz mnie ocenisz. Nie muszę już słuchać twoich monologów, narzekań. Nie muszę patrzeć, jak próbujesz na sobie koncentrować uwagę, nie zostawiając choćby kawałka dla innych. choćby nie wiesz, jaka to ulga. Jak to się stało, iż zapomniałam to, co dobre między nami? Tak, na pewno było wiele dobrych rzeczy, spróbuję je później wymienić. A te złe? Zawsze narzekałaś, iż ludzie są podli, a kobiety wredne. Obgadują cię, zawodzą, zostawiają. A czy ty wiesz, jak ryjesz innym mózgi?
Mówiłaś, iż jesteś taka pewna siebie, świadoma swojej wartości…
Że miałaś cudowne dzieciństwo. gwałtownie zrozumiałam, iż to nieprawda. Przecież gdybyś była pewna siebie, nie musiałabyś wciąż udowadniać, iż masz najlepiej. Że moje życie jest nudne, bo mieszkam z mężem i dwójką dzieci i nie chce mi się biegać po klubach, czy co chwilę wyjeżdżać. Nie rozumiałaś, iż choćby nie mogę tego zrobić, bo mam zobowiązania. Przewracałaś oczami i mówiłaś: „Co za nuda”.
Czy ja ci kiedykolwiek powiedziałam, iż burzliwe życie singielki jest niefajne? Że bez sensu, iż z każdym facetem umawiasz się od razu na seks? Nigdy. Opowiadałaś mi wciąż te same historie, zmieniały się tylko imiona kochanków, nie przewracałam oczami i nie mówiłam: „Znowuuuu”. A ty? Kilka kłótni z mężem, o których szczerze ci powiedziałam, przewracałaś oczami i mówiłaś: „Nie no, on cię kocha. Facet, który kocha to…”. Że też nigdy nie oburknęłam: „Co ty możesz wiedzieć o mężczyźnie, który kocha”. Nie zrobiłam tego, bo nie chciałam być okrutna. A może nie powinnam mieć litości? Skoro ty nie miałaś jej dla mnie.
Na moje monologi chęci już nie miałaś. Matko, choćby nie na monologi, na dłuższą wypowiedź. Próbowałaś czasem ukryć znużenie, ale i tak widziałam, jak gwałtownie stajesz się zdekoncetrowana. Tobie poświęcałyśmy długie godziny i analizowałyśmy każdą sekundę twojego życia.
Byłaś najlepsza…
Zawsze i we wszystkim. We wszystkim lepsza ode mnie. To robię za wolno, to niedokładne. Było idealnie, gdy byłam szarą myszą. Pasowało ci to, ale w ciągu lat dorastałam i dojrzewałam. Znalazłam swoją drogę zawodową, zaczęłam odnosić sukcesy. Mówiłaś: super, super, a ja….. Potem już choćby się tym bawiłam, testowałam cię, obstawiałam, jak gwałtownie powiesz: „A ja..”. I potem mówiłaś, jakie ty masz sukcesy, kto znów cię pochwalił i co osiągnęłaś.
Wyśmiewałaś się publicznie ze mnie i mojego męża
Nawet z moich dzieci. Tyle rzeczy robiliśmy źle. Zły samochód kupowaliśmy, jeździliśmy na złe wakacje, kupiliśmy mieszkanie w złym miejscu i źle je urządziliśmy. „Nie możesz kupić porządnych szklanek?” rzuciłaś, gdy podałam ci wodę w szklance z Ikei. „Naprawdę podoba się wam ten kolor w salonie”. Długo myślałam, iż robisz to, bo jesteś szczera. Masz wysokie standardy i wprost mówisz, gdzie powinniśmy się poprawić. Z czasem zrozumiałam, iż to bzdura. Czerpałaś satysfakcję z tych ocen, karmiłaś się tym. Obgadywałaś nas, a potem to dochodziło do mojego męża, nie chciał cię znać. Pytałaś: dlaczego on mnie nie lubi? A inni donosili, iż opowiadasz, iż jest źle ubrany i w ogóle do niczego? Czy też dlatego, iż on jako jeden z nielicznych nie traktował cię, jak bóstwo?
Z drugiej strony, czego się spodziewałam. Obgadywałaś też innych mężów swoich koleżanek. Ze szczegółami też opowiadałaś życiowe historie tych koleżanek. Żałuję, iż nie powiedziałam ci, iż nie chcę tego słuchać.
Po każdej rozmowie, spotkaniu czułam się wyssana. Musiałam odespać, uciec gdzieś, ukoić się. W końcu zrozumiałam, iż niepotrzebnie się męczę. Do tego ta twoja chwiejność. Nigdy nie wiedziałam, co zrobisz– będziesz do rany przyłóż, czy znów mi dokopiesz. Będziesz dzwonić kilka razy dziennie, czy przez kolejny miesiąc milczeć i nie odpowiadać na wiadomości.
Miałyśmy kilka ostrzejszych rozmów, ty jak zwykle myślałaś, iż się odezwę, ja tym razem tego nie zrobiłam. To mi też dało do myślenia– jesteś przyzwyczajona, iż to ja się bardziej staram. Ale to już minęło.
Może czasem tęsknię za kolorem, który wnosiłaś do mojego życia, zabawą, wspólnym śmiechem. To były te dobre rzeczy. Były.