Dacza zamiast rodziny
Marzena choćby przez myśl jej nie przeszło, iż dzień, który zaczął się jak święto, stanie się dla niej punktem bez powrotu. Razem z Bronisławem przyszli na jubileusz jego matki – Irenie Antoninie. Ta promieniała szczęściem, otoczona kwiatami, życzeniami i uwagą. Cały bankiet był wyreżyserowany z dbałością o najmniejszy szczegół – wszystko dla jej wielkiej chwili.
– A teraz życzenia złoży syn, Bronisław! – radośnie ogłosił prowadzący.
Marzena, jak wszyscy goście, odwróciła się w stronę sceny. Mąż wstał, uśmiechnął się, poprawił mikrofon.
– Mamo, dziękuję ci za wszystko. Z okazji twojego jubileuszu przygotowałem prezent – powiedział z tajemniczą miną.
To, co nastąpiło później, wprawiło Marzenę w osłupienie. Bronisław wręczył matce… dokumenty na działkę. Nie kartkę, nie symboliczny datek, ale prawdziwą daczę – z domkiem, ogródkiem, płotem, warzywnikiem i miejscem do odpoczynku. Wszyscy bili brawo, teściowa rozpłakała się ze szczęścia. Tylko Marzena siedziała przy stole bielsza niż obrus, z dłońmi zaciśniętymi na poręczach krzesła.
Jak mogłeś, Bronek?
Marzena nie wierzyła własnym oczom. Tego samego ranka, szykując się na nieszczęsne przyjęcie, odkryła, iż z konta, na które przez dwa lata wspólnie odkładali pieniądze na nowe mieszkanie, zniknęła cała suma. Wszystko. Nie zdążyła choćby zapytać – Bronisław milczał, wymigiwał się, unikał rozmowy. Teraz stało się jasne. Wydał to wszystko na „prezent” dla matki. Bez jej zgody. Bez dyskusji. Po prostu – oddał.
Te pieniądze nie należały tylko do niego. To były ich marzenia. Ich córka, Ania, miała niedługo iść do pierwszej klasy, a Marzena chciała, by miała własny pokój, własne dzieciństwo. Dla tego pracowała po nocach, brała nadgodziny, oszczędzała premie i urlopowe… A teraz wszystko to zmieniło się w sen teściowej – daczę z grządkami.
Święto było jej, a wstyd – mój
Bronisław stał się synem roku. „No, to dopiero syn!” – szeptali goście. „Jaki troskliwy chłopak! Nie to, co dzisiejsza młodzież…” – chlipały babcie. A Marzena patrzyła, jak stoi z dumnie uniesioną głową, i rozumiała – w tym domu nie ma już dla niej miejsca. Nie po takim geście.
Gdy wstała i wyszła z sali, nikt tego nie zauważył. Albo udawali, iż nie widzą.
Szła do domu piechotą, przez wieczorny upał, nie czując własnych nóg. W mieszkaniu było pusto. Córka nocowała u jej matki – na szczęście. Płakać w jej obecności nie byłaby w stanie. A tak – mogła.
Wyjęła z lodówki butelkę wina, zapaliła światło i po raz pierwszy od bardzo dawna rozpłakała się naprawdę. Bez hamulców. Bez dumy. Nie z powodu urazy – z pustki.
Rozmowa była krótka
– Co ty sobie wyobrażasz?! – warknął od progu Bronisław, gdy wrócił.
– Ja? To ty sobie pozwoliłeś – spokojnie odparła Marzena. – Wydać nasze pieniądze bez pytania. Zrobić przedstawienie. Kupić matce daczę zamiast mieszkania dla własnej rodziny. Sam podjąłeś decyzję – to teraz sam w niej żyj.
– Marzena, nie przesadzaj. Jeszcze odłożymy. Toż to nie obcej kobiecie kupiłem. To mama! Będziemy tam wszyscy jeździć, z Anią na grilla…
– To sobie jedź. Tylko już bez nas. Rozwodzę się z tobą. I idę do sądu. Połowa tych pieniędzy jest moja. I ją odzyskam.
Bronisław wyszedł. Rzeczy nie zabrał. Po prostu trzasnął drzwiami. Po godzinie zadzwoniła teściowa:
– Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, iż ktoś cię zechce, z dzieckiem i kawalerką? Kolejka się ustawi?
Marzena otarła łzy, uśmiechnęła się gorzko:
– A wy pomyślcie, czy ktoś teraz zechce waszego syna. Maminsynek, bez grosza, bez charakteru, bez kręgosłupa. A my z Anią sobie poradzimy. I ta kawalerka to dopiero początek. Sami sobie wszystko wypracujemy. Bez dacz. I bez was.
Sprawiedliwość zatriumfowała
Rozwód został gwałtownie sfinalizowany. Sąd nakazał Bronisławowi zwrócić Marzenie połowę sumy – na szczęście data wypłaty i kwota były udokumentowane. Na mieszkanie nie rościł pretensji – skandal był zbyt głośny, a i sumienie najwyraźniej coś w nim podskrobało.
Marzena, z pomocą rodziców, znalazła lepsze mieszkanie, dokładając trochę oszczędności – z trzema pokojami. I niedługo przeprowadzi się z córką – do nowego życia, w którym nie ma miejsca na zdradę, upokorzenie i fałsz.
A Bronisław teraz raz w miesiącu przychodzi zobaczyć Anię. Stoi w progu, kręci się, przeprasza, mówi, iż „wszystko zrozumiał”. Ale drogi powrotnej nie ma. Marzena zbyt dobrze pojęła: jeżeli mężczyzna stawia matkę ponad własną rodzinę – to nie jest mężczyzna.
A największym darem, który otrzymała po tamtym nieszczęsnym jubileuszu, jest wolność. I pewność, iż jej córka wyrośnie w innej atmosferze. Gdzie miłość nie jest kupowana za pieniądze. Gdzie matka nie jest najważniejsza – tylko ważna. I gdzie nikt nigdy nie wyda wspólnych marzeń na cudzą daczę.