Pani Jadwigo! Co pani wyprawia?! krzyczała Krystyna Nowak, wymachując w powietrzu pomiętym dokumentem. Jak to nie można mieszkać? Dom stoi przecież gotowy!
Bez dokumentów to tylko ściany spokojnie odparła urzędniczka za szybą, choćby nie podnosząc wzroku od papierów. choćby gdyby był ze złota, bez pieczątek nic z tego.
Jakie dokumenty?! Działka nasza, pieniądze z „Rodziny 500+” wydane, kredyt wzięty! Wszystko zgodnie z prawem! Krystyna uderzyła pięścią w parapet, aż szyby zadźwięczały.
Kochanie pani Jadwiga w końcu odłożyła długopis i spojrzała przez okulary. Działka wasza, to fakt. Ale gdzie pozwolenie na budowę? Gdzie zatwierdzony projekt? Gdzie protokół odbioru?
Krystynie nagle zabrakło tchu. Osunęła się na plastikowe krzesło w poczekalni.
Przecież mówili nam, iż dla domu jednorodzinnego nie trzeba tylu formalności… Sąsiedzi budowali bez żadnych projektów…
A kiedy to było? prychnęła urzędniczka. Prawo się zmienia, skarbie. Teraz bez papierków ani rusz.
Wyszła z urzędu jak ogłuszona. Mżył ten wredny, przenikliwy deszcz, co wciska się za kołnierz. Wsiadła do starego Fiata, wyjęła telefon.
Krzysiu? Krzysiu, synku… głos jej drżał. Przyjedź, proszę. Stało się coś…
Krzysztof pojawił się po godzinie, znalazł matkę siedzącą na schodach nowego domu. Dom naprawdę był piękny parter z poddaszem, duże okna, schludny dach. Krystyna zbierała na niego całe życie, sprzedała kawalerkę w bloku, dołożyła oszczędności, wzięła kredyt.
Mamo, co się stało? syn przysiadł obok. Dlaczego nie jesteś w środku?
A bo nie wolno gorzko się uśmiechnęła. Okazuje się, iż dom jest nielegalny.
Krzysztof zmarszczył brwi.
Jak to nielegalny? Wszystko robiłaś przez firmę budowlaną. Mieli się tym zająć…
Mieli, ale nie zrobili! wybuchnęła. Osłupili nas, Krzysiu! Obiecali, iż załatwią formalności, wzięli kasę i wiać! Teraz nie odbierają telefonów!
Krzysztof sięgnął po papierosa. Matka spojrzała na niego z dezaprobatą.
Rzuć już tę truciznę. Zdrowie zniszczysz.
Nie czas na to, mamo. Mów dalej, co w urzędzie powiedzieli.
Krystyna westchnęła, poprawiła chustkę.
Mówią, iż trzeba było mieć pozwolenie przed budową. I projekt zatwierdzić. I jeszcze tony dokumentów. A ci budowlańcy Wiśniewski z Kowalskim zapewniali, iż wszystko załatwią. Głupia uwierzyłam…
Masz z nimi umowę?
Mam. Ale tam nic o dokumentach. Tylko, iż dom postawią.
Krzysztof zaciągnął się dymem.
No to słuchaj. Jutro idziemy do prawnika. Zobaczymy, co da się zrobić. Może nie wszystko stracone.
Następnego dnia siedzieli w kancelarii. Młoda prawniczka z podkrążonymi oczami przeglądała papiery.
Proszę państwa odłożyła dokumenty sytuacja trudna, ale nie beznadziejna. Dom stoi, to fakt. Działka wasza, też fakt. Ale teraz trzeba to zalegalizować retroaktywnie.
To możliwe? zapytała pełna nadziei Krystyna.
Tak, ale drogo i długo. Najpierw trzeba zamówić projekt powykonawczy. Potem składać wniosek o zalegalizowanie samowoli. To może potrwać rok, a choćby dłużej.
Ile to będzie kosztować? Krzysztof pochylił się do przodu.
Około… prawniczka zawahała się dwieście tysięcy złotych. Może więcej, jeżeli będą komplikacje.
Krystyna aż się zachłysnęła.
Ja tyle nie mam! Wszystko poszło na dom!
Wtedy zostaje czekać na nakaz rozbiórki sucho stwierdziła prawniczka. Prędzej czy później was dopadną.
Wieczorem Krystyna siedziała w kuchni starego domu tego samego, który miała zburzyć po przeprowadzce. Piła herbatę z babcinej filiżanki.
Mamo, nie martw się tak Krzysztof pogładził ją po ramieniu. Jakoś się wygrzebiemy.
Skąd weźmiemy tyle pieniędzy? Ty masz kredyt, rodzinę. A ja ledwo wiążę koniec z końcem.
Zapukano do drzwi. Krzysztof otworzył w progu stała sąsiadka, ciocia Bronia.
Krysiu, jesteś? weszła do kuchni bez zaproszenia. Słyszałam, iż masz kłopoty z nowym domem.
Krystyna tylko skinęła głową.
Okazuje się, iż zbudowaliśmy nielegalnie. Albo płacić krocie, albo burzyć.
Ciocia Bronia nalała sobie herbatę.
Wiesz, iż Kowalscy mają to samo? I Wiśniewscy też. Też budowali przez tę samą firmę.
Jak to? zdziwił się Krzysztof. Więc oni specjalnie oszukiwali ludzi?
Kto ich tam wie wzruszyła ramionami Bronisława. Może sami nie ogarnęli formalności. Albo nie chciało im się babrać. Dla nich liczyła się tylko kasa.
A co Kowalscy teraz robią? spytała Krystyna.
A co? Spłacają kredyt za dom, w którym nie mogą mieszkać. Stary Kowalski wziął drugą robotę, w sklepie. W sześćdziesiątkę! A Marysia płacze po nocach. Mówi, iż lepiej było zostać w starej kostce.
Po wyjściu sąsiadki Krystyna długo nie mogła zasnąć. Patrzyła w sufit i myślała. Całe życie marzyła o własnym domu. Po śmierci męża zdecydowała dość życia w klitce, gdzie słychać każde kichnięcie sąsiadów. Chciała mieć ogródek, hodować kwiatki. Żeby wnuki przyjeżdżały na wakacje, oddychały świeżym powietrzem.
A teraz co? Dom stoi, a pożytku zero.
Nazajutrz przyszła Marysia Kowalska ta sama, co płakała po nocach.
Krystyno powiedziała od progu walczmy razem. W pojedynkę trudno, a w grupie siła.
Jak to razem?
No tak. Oszukała nas ta sama firma. Więc możemy złożyć zbiorowy pozew. Wynajmiemy jednego prawnika. Będzie taniej.
Krystyna się zamyśliła. Pomysł był sensowny.
Ilu nas jest?
Na razie trzy rodziny. Wy, my i Wiśniewscy. Ale pewnie znajdą się inni. Pójdę po wsi, popytam.
Wieczorem Marysia wróci