Pani Jadwigo Kowalska! Co pani wyprawia?! krzyczała Weronika Nowak, wymachując w powietrzu zmiętym dokumentem. Jak to nie można mieszkać? Dom stoi przecież gotowy!
Bez dokumentów nic się nie da zrobić spokojnie odpowiedziała urzędniczka za szybą, choćby nie podnosząc wzroku od papierów. choćby gdyby to był pałac ze złota, bez odpowiednich papierów nie wolno tam zamieszkać.
Jakie dokumenty?! Działka jest nasza, wydaliśmy rodzinny kapitał, wzięliśmy kredyt! Wszystko zgodnie z prawem! Weronika uderzyła pięścią w parapet, aż zatrzęsły się szyby.
Kochanie Jadwiga Kowalska w końcu oderwała wzrok od dokumentów i spojrzała na petentkę ponad okularami. Działka wasza, to prawda. Ale gdzie pozwolenie na budowę? Gdzie zatwierdzony projekt? Gdzie protokół odbioru?
Weronika poczuła, jak nogi się pod nią uginają. Usiadła na niewygodnym plastikowym krześle.
Mówili nam, iż dla domu jednorodzinnego nie trzeba nic zgadzać… Sąsiedzi budowali bez żadnych projektów…
A kiedy to było? prychnęła urzędniczka. Prawo się zmienia, kochanie. Teraz bez papierków ani rusz.
Weronika wyszła z urzędu jak ogłuszona. Padał drobny, nieznośny deszcz, który zdawał się wsiąkać prosto w duszę. Wsiadła do starego samochodu i wyjęła telefon.
Krzysiu? Krzysiu, synku… głos jej drżał. Przyjedź, proszę. Tu taka sprawa…
Krzysztof przyjechał po godzinie i znalazł matkę siedzącą na schodach ich nowego domu. Dom naprawdę był piękny dwupiętrowy, z dużymi oknami i starannie wykonanym dachem. Weronika oszczędzała na niego całe życie, sprzedała mieszkanie w mieście, dołożyła rodzinny kapitał, wzięła kredyt.
Mamo, co się stało? Syn usiadł obok niej na stopniach. Dlaczego nie siedzisz w środku?
Bo nie wolno gorzko uśmiechnęła się Weronika. Okazuje się, iż dom nie jest prawidłowo zarejestrowany.
Krzysztof zmarszczył brwi.
Jak to nie zarejestrowany? Przecież wszystko robiłaś przez firmę budowlaną. Oni powinni…
Powinni, ale nie zrobili! wybuchnęła Weronika. Oszukali nas, Krzysiu! Mówili, iż sami wszystko załatwią, a tylko wzięli pieniądze i zniknęli! Teraz dzwonię telefony milczą!
Krzysztof sięgnął po paczkę papierosów i zapalił. Matka spojrzała na niego z dezaprobatą.
Krzysiu, rzuć już to świństwo. Zdrowie zrujnujesz.
Teraz nie czas na zdrowie, mamo. Mów dalej, co w urzędzie powiedzieli.
Weronika westchnęła i poprawiła chustkę na głowie.
Mówią, iż trzeba było wcześniej dostać pozwolenie na budowę. I projekt zatwierdzić. I mnóstwo innych papierów. A ci budowlańcy Wiśniewski z Nowakiem zapewniali, iż sami to załatwią. No i uwierzyłam, głupia…
Masz z nimi umowę?
Mam. Ale tam nic o dokumentach nie ma. Tylko iż dom postawią.
Krzysztof zaciągnął się dymem i powoli wypuścił go przez nos.
No to tak. Jutro idziemy do prawnika. Zobaczymy, co da się zrobić. Może jeszcze nie wszystko stracone.
Następnego dnia siedzieli w kancelarii. Prawniczka młoda kobieta o zmęczonych oczach przeglądała dokumenty.
Rozumie pani mówiła, odkładając papiery sytuacja jest trudna, ale nie beznadziejna. Dom stoi, to fakt. Działka jest wasza, to też fakt. Teraz trzeba to zalegalizować po fakcie.
To możliwe? z nadzieją spytała Weronika.
Możliwe, ale długo i drogo. Najpierw trzeba zamówić plan techniczny domu. Potem złożyć wniosek o zalegalizowanie samowoli budowlanej. To może potrwać rok, a choćby dłużej.
A ile to będzie kosztować? Krzysztof pochylił się do przodu.
Około… prawniczka zawahała się stu pięćdziesięciu tysięcy. Może więcej, jeżeli będą komplikacje.
Weronika westchnęła ciężko.
Ja tyle nie mam! Wszystko wydałam na dom!
Wtedy pozostaje czekać, aż nakazują wam rozbiórkę sucho stwierdziła prawniczka. Wcześniej czy później wasza kolej nadejdzie.
Wieczorem Weronika siedziała w kuchni starego domu tego samego, który miała zburzyć, gdy tylko wprowadzi się do nowego. Piła herbatę z rodzinnego serwisu, który dostała jeszcze od babci.
Mamo, nie martw się tak Krzysztof położył jej dłoń na ramieniu. Pieniądze się znajdą. Jakoś sobie poradzimy.
Skąd pieniądze, synu? Ty masz swoją rodzinę, kredyt. A ja ledwo wiążę koniec z końcem.
Zapukano do drzwi. Krzysztof otworzył na progu stała sąsiadka, ciocia Halina.
Weronika, jesteś? weszła do kuchni bez zaproszenia. Słyszałam, iż masz problem z nowym domem.
Weronika skinęła głową, nie podnosząc wzroku.
No tak, okazuje się, iż zbudowaliśmy nielegalnie. Teraz albo płacimy krocie, albo burzymy.
Ciocia Halina usiadła przy stole i nalała sobie herbaty.
A wiesz, iż Wiśniewskim też tak samo? I Nowakom. Też przez tę samą firmę budowali.
Jak to? zdziwił się Krzysztof. Więc ci budowlańcy świadomie oszukiwali ludzi?
Kto ich tam wie wzruszyła ramionami Halina. Może sami nie wiedzieli, co trzeba. Albo wiedzieli, ale im się nie chciało. Dla nich liczyło się tylko zbudować i kasę wziąć.
A co Wiśniewscy robią? spytała Weronika.
A co? Spłacają kredyt za dom, w którym nie wolno mieszkać. Stary poszedł na drugą robotę, jako magazynier. W jego wieku! A jego żona płacze, iż lepiej było zostać w starej kawalerce.
Po odejściu sąsiadki Weronika długo nie mogła zasnąć. Leżała, wpatrując się w sufit i myślała. Całe życie marzyła o własnym domu. Po śmierci męża postanowiła dość ciasnego mieszkania, gdzie słychać każdego sąsiada. Chciała mieć ogródek, kwiaty posadzić. Chciała, by wnuki przyjeżdżały na wakacje, oddychały świeżym powietrzem.
A teraz co? Dom stoi, ale na nic się nie zdał.
Rano przyszła Barbara Wiśniewska ta sama,