Dom na skraju bagniska

twojacena.pl 1 miesiąc temu

Dom na skraju trzęsawiska

Alicja stała w środku zarośniętego podwórza, po pas w łopianach i pokrzywach, wpatrzona w pochyloną chatę z odpryskniętą tabliczką: „w. Mechowo, ul. Łąkowa, 1”. Powietrze pachniało bagnem, mokrym drewnem i… wspomnieniami.

W dzieciństwie spędzała tu każde lato u babci Bronisławy twardej staruszki z srebrnym warkoczem i donośnym głosem. Piekała pierogi z jagodami, parzyła ziołową herbatę, umiała czytać sny i szeptać od kurzajek. „Tu duchy leśne mieszkają mawiała babcia. Tylko jeżeli z dobrem przyszłaś, nie tkwią.” Alicja wtedy wierzyła.

Teraz miała trzydzieści jeden lat. I znów tu była. Po dziesięciu latach z Grzegorzem, który odszedł do młodej trenerki fitness, i pracy w biurze, która wyssała z niej życie jak gąbkę wodę, nagle zrozumiała: jeżeli nie skręci teraz, będzie za późno. Skręciła. Wprost na polną drogę.

Dom dostała po babci. Matka chciała sprzedać go za bezcen sąsiadowi myśliwemu, ale Alicja odmówiła. Powiedziała: sama się tym zajmie. „Znowu swoje robisz” rzuciła matka.

Pierwszego dnia myła podłogi. Z desek spływała czarno-zielona maź, jakby dekady zmęczenia uciekały do wiadra. Potem czyściła piec, ścierała kurz z obrazów, przepędzała myszy. W nocy zasnęła, otulona starą kołdrą babci. Śnił jej się dom ciepły, żywy. Jakby babcia przytuliła ją i szepnęła: „Nie bój się. Tu twój korzeń.”

Po trzech tygodniach do Mechowa przyjechała delegacja: matka, ciotka Zofia i kuzyn Wiesiek.

Pomyśleliśmy zaczęła matka, lustrując ganek z wyrazem obrzydzenia. Skoro babcia jedna na wszystkich, znaczy, i dom trzeba podzielić.

No, przytaknął Wiesiek, dłubiąc czubkiem buta w ziemi. Tu można bazę myśliwską zrobić. Już pytałem o ceny.

Alicja otarła ręce w fartuch i wyszła na ganek.

Witajcie. Ale bazy tu nie będzie. Babcia dom na mnie przepisała za życia. Testament u notariusza.

Alicja, nie histeryzuj! podniosła głos ciotka. Tyś tu sama, a Wiesiek rodzinę ma! Jemu potrzebniej!

Wieśkowi, jeżeli się nie mylę, trzy kredyty i alimenty wiszą. To jego problem. A dom mój. I koniec.

Patrzcie ją! zawrzała matka. Żyje tu jak jakaś bagienna wiedźma, a na rodzinę rękę podnosi!

Rękę podnosiliście wy, gdy za dzieciaka za pieróg bez pytania mnie targaliście rzuciła Alicja sucho. A teraz, jeżeli łaska, opuśćcie moje terytorium.

Krewni odeszli, tupiąc głośno. Wiesiek, odjeżdżając, specjalnie uderzył zderzakiem w furtkę.

Tej nocy, gdy Alicja już miała iść spać, pod podłogą coś zaskrzypiało. Potem znowu. Jakby ktoś chodził w piwnicy.

Zeszła z latarką. Szpara między deskami w komórce była zbyt szeroka, światło prześlizgnęło się w dół, odsłaniając coś błyszczącego. Alicja odsunęła deskę. Pod nią skrzynka. Owinięta w ceratę.

W skrzynce paczka listów. Babci. Niektóre adresowane do niej, do Alicji.

„Jeśli to czytasz znaczy, zostać postanowiłaś. Wiedziałam, iż wrócisz. Tu twoja siła. Pamiętaj: w tym domu twoje korzenie, twoja krew i twoja prawda. Starczy ci odwagi, by być sobą. Tylko się nie bój. Ani ludzi, ani bagien. Ludzie gorsi.”

Listy były jak dziennik. Babcia pisała o snach, o duchach, które do niej przychodziły, o rodzinie, którą znosiła dla świętego spokoju, ale nie lubiła. I o kobiecie imieniem Krystyna, z którą żyła kiedyś, w latach czterdziestych. „Nazywałyśmy się siostrami. Wtedy inaczej nie wypadało.” Alicja czytała, serce jej drżało. Czyżby babcia…

Po tygodniu do wsi przyjechała ekipa remontowa: kobieta w średnim wieku z niebieskimi włosami, korpulentny mężczyzna w szortach i dwóch nastolatków.

Cześć, jestem Kaja przedstawiła się niebieskowłosa. Konserwatorka. Pisałaś w grupie, iż chcesz odnowić front tradycyjną metodą? To nasza specjalność.

Alicja skinęła głową. Od razu jej się spodobali. Mieszkali w namiotach za domem, śmiali się, śpiewali przy ognisku. Pewnego wieczoru, przy ogniu, Alicja przeczytała na głos babcine listy. Goście słuchali z zapartym tchem.

Wiesz odezwał się korpulentny jakbyś jej głos przekazała. Czytasz, a ja ją słyszę. Jakby tu była.

Ona tu jest powiedziała Kaja. Toż to Mechowo. Tu granice cieńsze niż w mieście.

Nazajutrz przyjechał Wiesiek. Sam. Z butelką.

Pogadać chcę rzucił z ganku. Można?

Alicja niechętnie skinęła. Usiadł przy piecu, rozejrzał się, westchnął.

Nie chowaj urazy. Matka mnie napuściła. Sam nie chcę nic. I tak nie wiem, czego chcę. Miasto mnie zżarło. Robota chora. Żona odeszła. Ty chociaż szczęśliwa?

Alicja nalała mu herbaty. Wiesiek przytknął kubek do ust i niespodziewanie rozpłakał się.

Wiesz, ja tu też bywałem. Latem. Babcia ze mną pierogi lepiła. A ja myślałem nie lubi. A teraz… choćby się nie pożegnałem.

Alicja milczała. Potem sięgnęła po album babci. Na zdjęciu Wiesiek, sześciolatek, z garstką jagód w dłoni.

Wszystkich kochała. Tylko inaczej. Ale ty musisz wybrać: jesteś moim bratem czy moim grabieżcą?

Wiesiek odszedł. Butelki nie zabrał.

Jesień w Mechowie zaczęła się od przymrozków. Trawa pobielała, bagna ucichły. Dom był prawie gotowy. Alicja już piekła pierogi. Sąsiedzi zaglądali. Czasem przyjeżdżali ci, co czytali jej bloga: „Jak zacząć od nowa wśród pokrzyw i pieca”. Pisała o domu, listach, babci. I pewnego dnia dostała komentarz:

„Cześć. Jestem wnuczką Krystyny. Tamtej. Możemy przyjechać?”

Przyjechali. Kobieta pięćdziesięcioletnia z krótką fryzurą i jej córAlicja spojrzała na biały kot, który mrużył oczy w słońcu, i pomyślała, iż czasami życie, tak jak bagno, kryje w sobie najgłębsze korzenie, z których wyrasta nowe szczęście.

Idź do oryginalnego materiału