Te mroczne, listopadowe dni to dobry czas na pierniczki. Napełnią dom cudownym aromatem, zamknięte w blaszanym, kolorowym pudełku, spokojnie dojrzeją sobie do świąt, no i będzie czas, żeby pobawić się w lukrowanie ich, zanim jeszcze zacznie się szaleństwo świątecznych przygotowań.
Te pierniczki to był eksperyment, wypróbowanie nowego przepisu. Udało się, ale muszę tu zaznaczyć, iż są one w smaku inne, niż jesteśmy przyzwyczajeni. Nie są słodkie, jak to sklepowe pierniczki; tyle w nich słodyczy, ile daje miód, no i lukier, jeżeli je polukrujemy. Są takie „wytrawne”, „pierne” (jak to dawniej piernik musiał mieć dużo pieprzu i przypraw korzennych). Ale do zimowej herbaty z cytryną i pomarańczą są idealne. Są kruche i chrupiące. Mnie się spodobały.
- 500 g mąki pszennej
- 300 g miodu naturalnego
- 200 g masła
- 1 jajko
- Opakowanie przyprawy do pierniczków (18g)
- Łyżka kakao
- Łyżeczka sody
- Łyżeczka proszku do pieczenia
Miód i masło podgrzewamy i zostawiamy do przestygnięcia.
Do ciepłej jeszcze masy dodajemy jajko, mieszamy.
W osobnej misce łączymy wszystkie suche składniki.
Następnie łączymy składniki suche i mokre, mieszamy. W miarę mieszania zacznie się wiązać ciasto, wcale nie trzeba będzie go zagniatać. Formujemy go w kulę, przykrywamy folią i odstawiamy do lodówki na 12 godzin.
Potem wałkujemy ciasto dość cienko, wycinamy wybrane kształty. jeżeli chcemy powiesić pierniczki na choince, pamiętajmy, aby zrobić w surowym pierniczku dziurkę (np. słomką do napoi).
Przekładamy pierniczki na blachę wyłożoną pergaminem i pieczemy każdą partię ok. 10 minut w temp. 180 st. C.
Wyjmujemy z pieca, zdejmujemy z blachy kiedy troszkę przestygną, po ok. 2 minutach, bardzo uważając, bo na początku są kruchutkie.
Kiedy wystygną można polukrować.