Znów był wieczór, gdy Jadwiga jadła kolację sama. Zegar wskazywał już dziewiątą, a od Wojtka ani słowa – żadnego telefonu, żadnej wiadomości. „Znów zatrzymali go w pracy” – pomyślała, choć sama w to nie wierzyła…
Ostatni miesiąc był pełen podobnych „spóźnień”. Na początku zdarzały się rzadko – raz na dwa tygodnie. Potem raz w tydzień. A teraz wydawało się, iż mąż w ogóle przestał wracać do domu o rozsądnej porze.
Jadwiga dobrze pamiętała początki. Najpierw Wojtek mówił, iż w firmie kryzys – istotny projekt, deadline. Wierzyła mu i czekała do późna.
Potem wymówki stawały się coraz bardziej absurdalne. W poniedziałek zadzwonił, iż utknął na parkingu, bo traktor czyścił śnieg i nie dał mu wyjechać. Jadwiga milczała, ale bacznie obserwowała zachowanie męża. Doskonale wiedziała, iż w jego pracy jest podziemny parking, gdzie taki traktor nie miał prawa się znaleźć.
W środę „zawieruszył się” przez ważne zebranie, choć w jego firmie nie organizowano takich spotkań. A jeżeli nawet, to online i rano.
A wczoraj oświadczył, iż utknął w biurze, bo… rozbolał go brzuch i przez niestrawność spędził ponad godzinę w toalecie.
Jadwiga nie była głupia. Wiedziała, iż mąż coś ukrywa. Krzykiem niczego nie wskóra. Ale o co mogło chodzić?
— Jak się czujesz? — spytała, starając się, by głos brzmiał spokojnie i troskliwie.
Wojtek, który właśnie wszedł do mieszkania, ciężko opadł na łóżko i westchnął.
— Jakoś nie najlepiej — odparł, masując brzuch. — Na lunch zamówiliśmy z baru, chyba się zatrułem…
— Okropnie. Wierzę, iż jest ci źle — powiedziała Jadwiga, obserwując jego reakcję. — Przyniosę ci lekarstwo. Świetnie pomaga.
— Nie! — porwał się, ale od razu opadł na poduszki, uświadomiwszy sobie, iż prawie krzyknął.
— Co jest? — zmarszczyła brwi.
— Koledzy z pracy dali mi jakiś specyfik. Nie pamiętam nazwy, ale gwałtownie pomogło.
— Tak? No cóż… — wzruszyła ramionami. — Tylko lepiej zapamiętuj nazwy, bo nigdy nie wiadomo, co ci wcisnęli…
— Masz rację — uśmiechnął się nienaturalnie. — Pójdę pod prysznic i spać, bo czuję się beznadziejnie.
— Jasne — pogładziła go po policzku i wyszła z sypialni.
Gdy tylko Wojtek zamknął drzwi łazienki, Jadwiga pobiegła do kuchni. Stojąc przy stole, nerwowo ściskała w dłoniach jego telefon. Przesuwała wzrokiem po ekranie. Wiadomości, połączenia, komunikatory – pusto. Nic podejrzanego. Wtedy przyszło jej do głowy sprawdzić aplikację bankową.
„Przelew 5 000 zł na nazwisko Kornelii P.” — przeczytała w myślach, a w piersi zrobiło się ciasno. Usłyszała, jak mąż zakręca wodę. gwałtownie zamknęła wszystkie karty i odłożyła telefon.
— Nie panikuj, nie panikuj, nie panikuj — szeptała jak mantrę, by się uspokoić. — Kim do cholery jest ta Kornelia?
Próbowała przypomnieć sobie, gdzie słyszała to nazwisko. Kornelia P. — koleżanka z pracy? Księgowa?
Noc nie przyniosła ukojenia. Jadwiga przewracała się w wielkim łóżku, które nagle wydało się puste i zimne. Wojtek spał spokojnie, nieświadomy jej udręki. W końcu zasnęła płytko, ale choćby we śmie prześląJadwiga obudziła się z postanowieniem, iż sama spotka się z Kornelią i pozna prawdę, choć wiedziała, iż to już nic nie zmieni.