Dlaczego zgodziłam się, żeby mój syn i synowa zamieszkali ze mną? przez cały czas nie wiem.
Jestem Weronika Nowak, mieszkam w dwupokojowym mieszkaniu na jednym z osiedli w Poznaniu. Mam sześćdziesiąt trzy lata, jestem wdową. Moja emerytura jest skromna, ale wystarcza mi na życie. Kiedy dwa lata temu mój syn Krzysztof się ożenił, byłam szczęśliwa, jak każda matka. On jest młody ma trzydzieści jeden lat, a moja synowa, Kinga, jest od niego trochę młodsza. Wzięli ślub, stworzyli rodzinę, ale nie mieli własnego miejsca. Powiedzieli: Mamo, zamieszkamy z tobą na jakiś czas. niedługo odłożymy na wkład własny i się wyprowadzimy.
Jak głupia, ucieszyłam się myślałam, iż będę opiekować się wnukami. I pozwoliłam im zostać. A teraz nie wiem, jak z tego wyjść. Bo ten jakiś czas trwa już dwa lata, a wszyscy żyjemy w ciągłym napięciu.
Na początku starałam się nie wtrącać. Młodzi, przyzwyczajają się do małżeństwa. Nie przeszkadzałam, gotowałam im, prałam ubrania, robiłam, co trzeba. Potem Kinga zaszła w ciążę. Wcześnie, pomyślałam skoro Bóg tak chciał, to pewnie ma swój plan. Urodził się mój wnuk, Filip. Cudowne dziecko. Tylko iż z jego narodzinami zniknęły wszystkie oszczędności. Wszyscy wiedzą, ile kosztuje wychowanie dziecka: pieluchy, mleko, kaszki wszystko drogie, a Kinga chce tylko markowe produkty, zawsze świeże, tylko importowane.
Jestem gotowa pomóc. Ale nie jestem służącą. A jednak zostałam nianią, kucharką i sprzątaczką w jednym. Młoda matka jest strasznie zmęczona. Filip podobno nie daje jej spać. Więc leży do południa, wpatrzona w telefon. Dziecko w kojcu. Ona na kanapie. Telewizor włączony, obiad gotowany przeze mnie, podłoga umyta, wnuk wykąpany. A Kinga narzeka, iż jest wypalona.
A mój syn? Krzysztof idzie do pracy i wraca przybity, nie odzywa się. Kiedy próbuję z nim porozmawiać, od razu się wymiguje. Mówi: Mamo, nie wtrącaj się. A Kinga zachowuje się, jakby to był jej dom. Ja powiem jedno, ona odpowiada trzema. I zawsze podniesionym głosem. Potem Krzysztof mówi, iż uciskam jego żonę. Uciskam! Ja, która im tyle pomagam!
Nie wiem już, co robić. Mówię Krzysztofowi: Synu, znajdźcie coś do wynajęcia. Jestem zmęczona. A on odpowiada: Nie mamy pieniędzy, mamo. Zaproponowałam zamianę mieszkania: ja wzięłabym małe kawalerkę, a oni odłożyliby na wkład i żyli jak dorośli. Byli odpowiedzialni za swoje życie. Pomagałabym tylko z wnukiem, na ile mogę. Ale nie, mój syn tylko kiwa głową, i nic się nie zmienia.
Rozumiem, iż młodzi, iż trudno. Ale ja też nie jestem ze stali. Mam problemy z ciśnieniem, bolą mnie stawy, nie śpię. A kiedy mnie potrzebują, zaraz lecę do szpitala, po zastrzyki, zostaję z wnukiem na dni. Kiedy mówię, iż jestem zmęczona, patrzą na mnie jak na zdrajczynię.
Ostatnio doszło do wielkiej kłótni. Wstałam rano, posprzątałam kuchnię, ugotowałam kaszkę dla Filipa, wszystko jak zwykle. Kinga wstała i powiedziała: Dlaczego znowu zrobiłaś tę kaszkę? Mówiłam, iż chcę tę z paczki! Nie wytrzymałam. Powiedziałam jej, iż jestem babcią, a nie robotem kuchennym. Że powinni utrzymywać się sami. Ona wybuchnęła płaczem, Krzysztof stanął po jej stronie, trzask drzwiami, wyszli. Godzinę później wrócili, jakby nigdy nic. choćby nie przeprosili.
Teraz budzę się każdego dnia i myślę: dlaczego ich wpuściłam? Dlaczego nie postawiłam sprawy jasno od początku? Może dlatego, iż jestem matką. Bo kocham syna. I coraz częściej łapię się na myśli kocham, ale jestem wykończona. A kiedy siadam, żeby wziąć tabletki na ciśnienie, myślę może już czas ich wypędzić? Będzie mi ciężko, ale przynajmniej nie oszaleję.
I powiedzcie mi czy tylko ja jestem tak naiwna? Czy są jeszcze inni w moim wieku, którzy wpadli w tę samą pułapkę?















