— Co ty, kurwa, robisz przy moim laptopie? — Aleksy zawisł nad Zofią. Nigdy jeszcze nie widziała go takim…
Zofia wróciła ze szkoły i już w przedpokoju poczuła ciężki zapach alkoholu. Z pokoju dochodziło głośne chrapanie. Wszystko jasne – ojciec znów pijany. Od razu poszła do kuchni.
Mama stała przy zlewie i obierała ziemniaki. Usłyszała kroki za plecami i odwróciła się. Zofia bystrym wzrokiem natychmiast zauważyła czerwoną, opuchniętą policzkę.
— Mamo, chodźmy stąd. Ile można wytrzymać? On cię kiedyś zabije — powiedziała ze złością w głosie.
— A dokąd pójdziemy? Komu my potrzebni? Na wynajem mieszkania nie mamy pieniędzy. Nie martw się, nie zabije mnie. To tchórz. Tylko przede mną wymachuje pięściami.
Nad ranem Zofia obudziła się od dziwnych odgłosów. Wstała i zajrzała do kuchni. Ojciec stał przy kuchence, odchylając głowę do tyłu, i pił wprost z dzióbka czajnika. Zofia zafascynowana patrzyła na poruszający się w górę i w dół jabłko Adama. Słyszała, jak bulgocące łyki spływają mu gardłem. „Niech się zachłysnie! Proszę, niech się zachłysnie!” — pomyślała z nienawiścią.
Ale ojciec się nie zachłysnął. Postawił czajnik, chrząknął z zadowoleniem, spojrzał na nią opuchniętymi czerwonymi oczami i przeszedł obok do łazienki.
Zofię przeszedł dreszcz, gdy pomyślała, iż mama dolałaby wody z kranu do tego samego czajnika i postawiła go z powrotem na gazie, nie spłukawszy śladów jego śliny i woni. Wzięła więc czajnik i długo szorowała go gąbką, obiecując sobie, iż nigdy więcej nie naleje wody do kubka bez uprzedniego umycia i wymiany wody w czajniku.
Na zimowe ferie Zofia z klasą wyjechała na trzy dni do Warszawy. A gdy wróciła, mama leżała w szpitalu.
— To przez niego? — zapytała ostro, widząc zabandażowaną głowę matki.
— Nie, co ty. Poślizgnęłam się, na ulicy było ślisko.
Ale Zofia wiedziała, iż mama kłamie.
Od częstych urazów głowy mama cierpiała na nadciśnienie. Pół roku później dostała udaru i zmarła. Ojciec płakał na stypie pijanymi łzami, raz żałując przedwczesnej śmierci ukochanej Marysi, raz przeklinając ją ostatnimi słowami za to samo.
Mówił, iż Zofia jest całkiem jak matka, groził, iż jeżeli ona też spróbuje go opuścić, to ją zabije. Zofia ledwo doczekała końca szkoły. Na studniówkę nie poszła. Następnego dnia cicho odebrała świadectwo w sekretariacie. Gdy ojciec był w pracy, zebrała swoje rzeczy i uciekła z domu.
Ojciec dawał pieniądze na jedzenie, a Zofia część z nich odkładała. Czasem choćby sama wyciągała mu je z kieszeni, gdy spał. Nie dużo, ale jakoś przetrwa. Dawno postanowiła, iż wyjedzie stąd, znajdzie pracę, a naukę może kontynuować zaocznie.
Nie bała się, iż ojciec będzie jej szukać. Posterunkowy, sąsiedzi — wszyscy wiedzieli o jego pijaństwie, nikt by nie pomógł w poszukiwaniach. Wyjechała do dużego miasta, wynajęła zaniedbane, ale tanie mieszkanie na obrzeżach, dostała pracę w „Kurczaku Express”. Pomogli z formalnościami: załatwili książeczkę zdrowia, dawali darmowe posiłki…
Złożyła papiery do technikum na zaoczne. Gdy w „Kurczaku Express” dowiedzieli się, iż uczy się na księgową, przesadzili ją do kasy.
Chłopaki próbowali się do niej zalecać. „Najpierw wszyscy są mili, delikatni, a potem zaczynają pić albo zdradzać. Nie wiem, co gorsze. Nie wierz ich czułym słowom, córeczko. Bądź ostrożna. Ja też kiedyś byłam ładna. Twój ojciec nie pił, gdy się poznaliśmy. Kochaliśmy się. A gdzie to wszystko się podziało? Co go tak odmieniło?..” — często mawiała mama.
Zofia zapamiętała jej słowa i nie odpowiadała na zaloty. Wystarczająco wiele widziała w życiu rodziców.
Mama w dzień wypłaty szła do sklepu i kupowała tylko niezbędne rzeczy: makaron, cukier, kaszę, konserwy, żeby starczyło na długo. Ojciec gwałtownie przepijał pieniądze, ale w domu zawsze było co jeść, choć skromnie i monotonna. Teraz Zofia robiła tak samo.
Szła do domu z ciężką torbą, która niemal wyrywała jej ręce. Naprzeciw szedł chłopak wpatrzony w telefon. Zofia miała nadzieję, iż ją zauważy i ominie. Ale chłopak wpadł na nią.
— Przepraszam — powiedział, odrywając wzrok od ekranu.
Zofia chciała odpowiedzieć ostro, iż powinien patrzeć, gdzie idzie. Ale zobaczyła jego interesujące spojrzenie i sympatyczną twarz, więc się zawstydziła.
— Nic się nie stało, sama jestem winna — odparła i uśmiechnęła się.
Chłopak zaproponował pomoc. Zofia zawahała się, ale w końcu podała mu torbę. Nie może być złym człowiekiem, jeżeli ma tak szczery uśmiech. Poznali się. Aleksy bez trudu zaniósł torbę pod drzwi, ale Zofia i tak nie pozwoliła mu wejść do środka.
Następnego dnia chłopak przyszedł do „Kurczaka Express”. Twierdził, iż przypadkiem tu zajrzał, ale Zofia była pewna, iż to nieprawda. Zaczęli się spotykać.
Aleksy szczerze przyznał, iż jest po rozwodzie, iż ma małą córeczkę, którą uwielbia. Zostawił żonie mieszkanie, a sam mieszkał u kolegi. Opowiedział, iż ożenił się z głupoty.
— Po prostu nie mogliśmy się dogadać, okazało się, iż nie mamy ze sobą nic wspólnego. Czasem przez kilka dni nie rozmawialiśmy.
Mówił dużo o córce, i Zofia uznała, iż takiemu człowiekowi, który kocha dzieci, można zaufać. Po miesiącu Aleksy zaproponował wspólne mieszkanie.
— Wynajmijmy porządne mieszkanie bliżej centrum. We dwoje będzie łatwiej.
Zofia się zgodziła. Czuła, jakby fruwała. Wreszcie będzie miała normalną rodzinę. Przeprowadzili się do przestronnego mieszkania, skromnie świętując nowy etap. O przyszłości, o ślubie Zofia nie marzyła. Aleksy często mówił o dzieciach, iż na pewno będą mieli dwoje — chłopca i dziewczynkę. I Zofia wierzyła, iż tak będzie.
Aleksy od razu zapłacił czynsz za dwa miesiące z góry. Ale w trzecim miesiącu przepraszającym tonem poprosił, żeby zapłaciła Zofia.
— RozumieszZofia spojrzała na syna w inkubatorze i postanowiła, iż odtąd ich życie będzie zupełnie inne, wolne od strachu i bólu, bo teraz miała dla kogo być silna.