„Co tak na mnie patrzysz? No tak, nie chcę dzieci. Czy jest nam źle we dwoje?” – zapytała Marta męża.
Pierwszy promień słońca wślizgnął się przez kuchenne okno. Przedzierał się przez rolety, rysując na podłodze, ścianie i stole pasy światła i cienia. Dotarł wreszcie do twarzy Jakuba, muskając jego zaczerwienione od niewyspania oczy.
Jakub przymknął powieki, ale choćby przez cienką skórę powiek czuł ostry blask. Odsunął się z taboretem w głąb kuchni, gdzie słońce nie sięgało.
Słońce, jakby urażone, schowało się za blokiem naprzeciwko. W kuchni zrobiło się ponuro. W tej samej chwili rozległ się długo wyczekiwany dźwięk otwieranego zamka. Jakub wstrzymał oddech, wsłuchując się w ostrożne szuranie w przedpokoju.
Ciche kroki bosych stóp zatrzymały się na moment, potem znów ruszyły w stronę kuchni.
„Jakub? Nie śpisz?” – zapytała żona, a on wyczuł w jej głosie zakłopotanie.
„Gdzie byłaś?” – wychrypiał, rozsuwając spierzchnięte wargi.
Marta nie odpowiedziała od razu. Gdyby nie zwlekała, może by uwierzył. Ale ta chwila namysłu zdradziła więcej, niż chciała.
„W kawiarni z Magdą, potem… poszłyśmy do niej. Przepraszam, trochę się napiliśmy, zupełnie straciłam rachubę czasu. Zasnęłam u niej” – skłamała.
„Dlaczego nie zadzwoniłaś?”
„Mówiłam, byłam pijana. Nie chciałam cię budzić” – odparła już spokojniej.
„Miałaś nadzieję, iż śpię i nie zauważę twojej nieobecności” – Jakub mówił, nie patrząc na nią.
„O co ci chodzi? Wyszłyśmy, pogadałyśmy. Nie wolno mi raz na jakiś czas się oderwać?” – głos Marty stał się ostry, jakby zbierała się do ataku.
„Raz na jakiś czas?” – Jakub odwrócił się w jej stronę.
Marta mrugnęła i spuściła wzrok.
„Jestem zmęczona, pogadamy później” – powiedziała i chciała wyjść, ale Jakub złapał ją za nadgarstek i gwałtownie przyciągnął do siebie.
„Auć!” – krzyknęła, tracąc równowagę i upadając na jego kolana, ale natychmiast zerwała się, próbując wyrwać rękę.
„Puść, bolisz mnie” – syknęła.
Lecz Jakub ściskał ją jeszcze mocniej.
„Złamiesz mi rękę! Puść!” – patrzyła na niego z pogardą i rozpaczą.
„Byłaś z nim? Mów!” – nie puszczał, uniemożliwiając jej ucieczkę.
„Tak! Tak!” – wrzasnęła mu w twarz. „No i co, lepiej ci? Nienawidzę cię! Mam cię dość!” – szarpnęła się, a wtedy Jakub nagle puścił jej dłoń.
Zaskoczona Marta odskoczyła, uderzając łokciem w framugę. Krzyknęła z bólu.
„Wynoś się” – powiedział Jakub cicho.
„Jakub, daj mi chociaż…”
„Wypierdalaj! Do niego, do diabła! Po rzeczy przyjdziesz później” – oparł się plecami o ścianę, odchylił głowę i przymknął oczy, nie chcąc na nią patrzeć.
„No to pójdę!” – Marta wyszła z kuchni, głaszcząc obolały łokieć. „Pożałujesz! Odejdę, żebym nie musiała patrzeć na twoją nudną, znudzoną gębę!” – krzyknęła już z przedpokoju.
„Spadaj…” – Jakub złapał ze stołu filiżankę i cisnął nią o ścianę.
Szkło rozbiło się z głośnym brzękiem.
Drzwi wejściowe zatrzasnęły się. Jakub odwrócił się do stołu, oparł głowę na splecionych dłoniach i zastygł.
Słońce znów wyjrzało zza bloku, rozświetlając kuchnię pasiastym wzorem od rolet. Smugi światła przesunęły się po jego zgarbionej sylwetce, jakby próbując go pocieszyć.
Siedział tak długo, wreszcie wstał i wyszedł, depcząc po rozsypanych szkłach. Wziął prysznic, ogolił się, zaparzył kawę. Było jeszcze zbyt wcześnie, więc poszedł do pracy pieszo, żeby się przewietrzyć i rozbudzić, zostawiając samochód pod blokiem.
Cały dzień czekał na telefon od Marty. Miał nadzieję, iż zadzwoni, powie, iż zmusił ją do kłamstwa, iż naprawdę była u koleżanki, iż wszystko wróci do normy. Tak, kochał ją i był gotów wybaczyć. Ale nie zadzwoniła.
Gdy wychodził z pracy, pożałował, iż nie wziął samochodu. Niebo zasnuły chmury, w powietrzu wisiała mżawka, zostawiając na twarzy nieprzyjemną wilgoć. Szedł do domu z nadzieją, iż Marta wróciła, iż na niego czeka… Ale mieszkanie powitało go pustką i ciszą.
Sprzątnął szkła, wyjął z lodówki rozpoczętą butelkę wódki i wypił duszkiem kieliszek. Żołądek zareagował skurczem. Jakub poczekał, aż ból minie, poszedł do pokoju, rzucił się na kanapę twarzą w dół i zasnął.
***
Pobrali się trzy lata temu. Żywiołowa, pełna życia Marta urzekła go swoją spontanicznością. Nie była szalenie piękna, ale miała w sobie coś, co przyciągało mężczyzn. Na początku wszystko układało się dobrze. Było z nią łatwo. Gdy tylko pojawiała się w towarzystwie, cały świat zaczynał kręcić się wokół niej.
Nie lubiła gotować. Jemu to choćby odpowiadało. Zaparzenie kawy i zrobienie kanapek na śniadanie nie wymagało talentu. Obiad jadł w knajpie koło pracy. Wieczorami często przychodzili znajomi, przynosili przekąski albo zamawiali pizzę i sushi.
W weekendy wylegiwali się w łóżku do południa, potem szli do kawiarni albo do znajomych, gdzie obiad płynnie przechodził w kolację. Jakuba takie życie przez jakiś czas satysfakcjonowało. Ale z czasem przyjaciele zaczęli znikać z ich kręgu – zakładali rodziny. Jakub także próbował rozmawiać z Martą o dziecku. Jaka rodzina bez dzieci? Marta jednak zbywała temat żartami, twierdząc, iż pozostało czas, iż zdążą nacieszyć się pieluchami, nocnikami i dziecięcym płaczem.
„Co tak na mnie patrzysz? No tak, nie chcę dzieci. Na razie. Czy jest nam źle we dwoje?” – zapytała męża.
Rozmowy o dzieciach denerwowały Martę. Wściekała się i wychodziła z domu na kilka godzin. Jakub nie mógłJakub zamknął oczy, wciągając głęboki oddech, i po raz pierwszy od miesięcy poczuł, iż może wreszcie zacząć od nowa.