— Czemu się tak na mnie gapisz? No tak, nie chcę dzieci. Czy jest nam źle we dwoje? — zapytała Jola męża.
Pierwszy promień słońca zajrzał do kuchennego okna. Przedzierając się przez żaluzje, rozrysował podłogę, ścianę i blat stołu w pasy światła i cienia. Dotarł do twarzy Michała i musnął jego zaczerwienione oczy.
Michał przymknął powieki, ale choćby przez cienką skórę powiek czuł jasność. Odsunął się razem z taboretem w stronę, gdzie słońce nie sięgało jego zmęczonych bezsennością oczu.
Słońce, jakby urażone, schowało się nagle za ścianę dziewięciopiętrowego bloku naprzeciwko. W kuchni zrobiło się ciemno i posępnie. W tej chwili rozległ się długo wyczekiwany dźwięk otwieranego zamka. Michał drgnął, nasłuchiwał uważnie ostrożnych szmerów w przedpokoju, wstrzymując oddech.
Ciche kroki bosych stóp na moment zamarły w pokoju, potem zaczęły zbliżać się do kuchni.
— Michał? Nie śpisz? — zapytała żona, jak mu się wydawało, zaskoczona i zmieszana.
— Gdzie byłaś? — ochryple wypowiedział, rozłączając spierzchnięte wargi.
Żona nie odpowiedziała od razu. Gdyby się nie zastanawiała, może by uwierzył, ale przez kilka sekund ważyła słowa.
— Byłyśmy z Olą w kawiarni, potem… poszłyśmy do niej. Przepraszam, wypiłyśmy za dużo. Zasnęłam u niej — skłamała.
— Dlaczego nie zadzwoniłaś?
— Byłam pijana, przecież mówiłam. Nie chciałam cię budzić — odparła spokojniejszym, równym głosem.
— Liczyłaś, iż będę spał i nie zauważę twojej nieobecności. — Michał mówił, nie patrząc na nią.
— O co ci chodzi? Wypiłyśmy, pogadałyśmy. Nie wolno raz się oderwać? — podniosła głos, przechodząc do ataku.
— Raz? — Michał odwrócił się w jej stronę.
Jola zmrużyła oczy i odwróciła wzrok.
— Jestem zmęczona, pogadamy później — powiedziała i chciała wyjść, ale Michał chwycił ją gwałtownie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
Jola pisnęła z bólu, straciła równowagę i upadła na jego kolana, ale od razu poderwała się, próbując wyrwać rękę.
— Puść, mnie boli — syknęła.
Lecz Michał ścisnął jeszcze mocniej.
— Złamiesz mi rękę! Puść! — Jola patrzyła na męża z pogardą i rozpaczą.
— Byłaś z nim? Mów. — Michał trzymał ją mocno, nie pozwalając się uwolnić.
— Tak! Tak! — krzyknęła mu w twarz. — I co, lżej ci? Nienawidzę cię! Mam cię dość. — Szarpnęła się, a wtedy on puścił jej dłoń.
Zaskoczona Jola odskoczyła i uderzyła łokciem w futrynę, krzyknąwszy z bólu.
— Wynoś się — powiedział Michał spokojnie.
— Michał, pozwól mi chociaż…
— Wynoś się do niego, do diabła! Po rzeczy przyjdziesz później. — Oparł się plecami o ścianę, odchylił głowę i zamknął oczy, nie chcąc na nią patrzeć.
— No to pójdę. — Jola wyszła z kuchni, masując obity łokieć. — Pożałujesz tego. Odejdę, żeby nie patrzeć na twoją nudną, znudzoną twarz! — krzyknęła z przedpokoju.
— A idź se… — Michał chwycił ze stołu kubek i cisnął nim o ścianę.
Rozległ się brzęk roztrzaskanej porcelany.
Drzwi wejściowe zatrzasnęły się. Michał opadł na stół, oparł głowę na złożonych dłoniach i znieruchomiał.
Słońce znów wyjrzało zza bloku naprzeciwko, ozdabiając kuchnię pasiastym wzorem od żaluzji. Smugi światła przesunęły się po zgarbionych plecach nieruchomo siedzącego przy stole mężczyzny, jakby go głaszcząc.
Siedział tak długo, w końcu wstał i wyszedł, chrzęszcząc potłuczonym szkłem pod butami. Wziął prysznic, ogolił się, zaparzył kawę. Było jeszcze zbyt wcześnie, więc poszedł do pracy na piechotę, by się przewietrzyć i rozbudzić, zostawiając samochód pod blokiem.
Cały dzień czekał na telefon od Joli. Liczył, iż zadzwoni, powie, iż zmusił ją do przyznania się do czegoś, czego nie zrobiła, iż naprawdę była u koleżanki i wszystko wróci do normy. Tak, kochał ją i był gotów wybaczyć. Ale nie zadzwoniła.
Gdy wychodził z pracy, pożałował, iż nie wziął samochodu. Niebo zasnuły chmury, w powietrzu unosiła się mżawka, zostawiając na twarzy nieprzyjemną wilgoć. Szedł do domu z nadzieją, iż Jola wróciła, iż na niego czeka… Ale mieszkanie powitało go pustką i ciszą.
Michał zebrał szkło z podłogi, wyjął z lodówki niedopitą butelkę wódki i wypił jednym haustem. Żołądek zareagował skurczem. Poczekał, aż się uspokoi, poszedł do pokoju, rzucił się na kanapę twarzą w dół i zasnął.
***
Pobrali się trzy lata temu. Żywa, pełna energii Jola oczarowała go swoją bezpośredniością. Nie była piękna, ale miała w sobie coś, co przyciągało mężczyzn. Na początku wszystko układało się dobrze. Było mu z nią lekko. Świat zdawał się kręcić wokół niej, gdy tylko pojawiała się w towarzystwie.
Gotować nie lubiła. Iego to akurat nie przeszkadzało. Zaparzenie kawy i zrobienie kanapek na śniadanie nie wymagało talentu. Obiady jadł w barze przy pracy. Wieczorami często przychodzili do nich znajomi, przynosząc przekąski albo zamawiając pizzę.
W weekendy wylegiwali się w łóżku do południa, potem szli do knajpy lub do przyjaciół, gdzie obiad płynnie przechodził w kolację. Michał przez jakiś czas był zadowolony z takiego życia. Ale potem znajomi zaczęli znikać, zakładali rodziny. Michał też próbował rozmawiać z Jolą o dziecku. Jaka rodzina bez dzieci? Jola machała ręką, żartowała, iż jeszcze zdążą nacieszyć się pieluchami, nocnikami i dziecięcym płaczem.
— Czemu się tak na mnie gapisz? No tak, nie chcę dzieci. Jeszcze nie. Czy jest nam źle we dwoje? — spytała męża.
Rozmowy o dzieciach denerwowały Jolę. Wściekała się i wychodziła z domu na godzMichał spojrzał w niebo pełne gwiazd, uśmiechnął się do siebie i zrozumiał, iż czasami życie pisze zupełnie nowe historie, gdy my wciąż tkwimy w dawnych rozdziałach.