– Nie podobam się twojej mamie. Dlaczego? Nic jej złego nie zrobiłam – zapytała Kinga.
– Marek, gdzie tak pędzisz? Zjedz spokojnie – surowo powiedziała Weronika Stanisławówna.
– Mamo, spóźnię się – Marek odgryzł połowę kanapki, popił kawą i wybiegł z kuchni.
– Gastryt sobie zarobisz… – mruczała Weronika Stanisławówna, kulejąc za synem na swoich krótkich nogach. – Do tej swojej Kingi się śpieszysz? I co w niej widzisz? Kasia to przecież piękna, efektowna dziewczyna i w tobie zakochana. Ona byłaby dla ciebie lepsza.
Marek w milczeniu wiązał sznurowadła, przeżuwając resztkę kanapki.
– Jak dziecko – mama pokiwała głową. – Twoja Kinga by na ciebie pięć minut poczekała, nie umarłaby.
– Mamo, daj spokój. – Marek wyprostował się, poprawił koszulkę. – To moje życie. Sam zdecyduję, kto mi pasuje.
– Zdecydujesz. A potem będzie za późno. Taka dziewczyna jak Kasia nie zostanie sama… – Ostatnie słowa Weronika Stanisławówna rzuciła już w zamknięte drzwi.
Niezadowolona przygryzła wargi i powlokła się z powrotem do kuchni. Dokończyła porzuconą przez syna kanapkę, patrząc w ścianę. Potem z furią zabrała się za szorowanie kuchenki. Kiedy była zdenerwowana, zawsze czyściła kuchnię albo myła podłogi.
Gdy zadzwonił dzwonek, pomyślała, iż Marek czegoś zapomniał. Weronika Stanisławówna pospieszyła otworzyć. Ale zamiast Marka, w progu stała Kinga. Chuda dziewczyna uśmiechała się, patrząc na nią wielkimi szarymi oczami. Tak patrzą dzieci, gdy czekają na cud albo radość, którą obiecał im świat.
– Weroniko Stanisławno, dzień dobry. A Marek…
– Wybiegł pięć minut temu. Minęliście się? – Weronika Stanisławna naciągnęła uśmiech. Nie było wiadomo, czy cieszy ją widok dziewczyny, czy fakt, iż swoją odpowiedzią ją zmartwiła.
– Szkoda. Proszę mu przekazać, iż byłam. Wyjeżdżamy z mamą do babci. Została przewieziona do szpitala.
– Przekażę. Dlaczego nie? Ale mogłabyś sama do niego zadzwonić.
– Próbowałam. Telefon ma wyłączony.
Weronika Stanisławna zawsze prosiła, by w domu wyłączał dźwięk. Twierdziła, iż od ciągłych połączeń dostaje migreny.
Gdy dwadzieścia minut później przygnębiony Marek wrócił do domu, Weronika Stanisławna zapytała zjadliwie:
– Co tak wcześnie wróciłeś, synku?
– Jej nie było. I w domu też nie. Mamo, Kinga nie przychodziła?
– A miała? – Weronika Stanisławna udawała niewinną. – Wszystko mogło się zdarzyć. Twoja Kinga nigdzie nie zniknie. Przyjdzie.
Później Marek poszedł na trening, a Weronika Stanisławna, wyczyściwszy kuchenkę do blasku, wybrała się do sklepu. Tam natknęła się na Kasię, dawną koleżankę syna.
Weronika Stanisławna uważała, iż dla kobiety uroda ma ogromne znaczenie. A Kasia była naprawdę piękna, nie jak ta wielkooka chudzina Kinga. Ale prawdziwym skarbem było to, iż jej ojciec pracował w urzędzie miasta. Z takim teściem Marek miał zapewnioną pozycję społeczną, prestiżową pracę, mieszkanie… Nie mógł przecież całe życie być sportowcem. Weronika Stanisławna nie była materialistką, ale nie zamierzała zostawiać losu syna przypadkowi. Życie trzeba układać z głową.
– Witaj, Kasiu – przemówiła słodko Weronika Stanisławna. – Dawno cię u nas nie było.
– Dzień dobry. Chętnie, ale Marek ma dziewczynę. W ogóle na mnie nie patrzy. – Kasia od razu weszła w rolę i nadąsała usta.
– Daj spokój. Może sama powinnaś wykazać inicjatywę, zaprosić go do kina, na spacer.
– Próbowałam, ale on zawsze zajęty.
– Wiem, czym jest zajęty – machnęła ręką Weronika Stanisławna. – Swoją drogą, Kinga dziś wyjechała. Mówiła, iż na tydzień. Więc nie przegap szansy. Wpadnij wieczorem. Napijemy się herbaty.
Kasia rzeczywiście przyszła wieczorem. Weronika Stanisławna wyszła do kuchni „postawić czajnik”, wymownie spoglądając w stronę pokoju syna. Kasia zapukała i weszła. Marek leżał na kanapie, wpatrzony w sufit.
– Cześć. Spotkałam dziś twoją mamę w sklepie. Zaprosiła mnie. Dlaczego taki smutny? Może pójdziemy do kina? Pogoda ładna.
– Kasia, jestem po treningu, strasznie zmęczony. Innym razem, dobrze? – Marek niechętnie usiadł i opuścił nogi na podłogę.
– Dobrze, trzymam cię za słowo. Pójdziemy kiedy indziej – łatwo zgodziła się Kasia.
Usiadła na kanapie i zaczęła wypytywać o treningi, zawody, o wszystko, co poza Kingą interesowało Marka. Potem pili herbatę w kuchni, a Weronika Stanisławna zasugerowała, iż Marek powinien odprowadzić Kasię, bo takiej ładnej dziewczynie niebezpiecznie jest chodzić samej po ciemnych ulicach…
***
Kinga bardzo kochała babcię. To przez nią poszła na medycynę. Babcia często chorowała, ale nie znosiła lekarzy i szpitali.
– Wyrosnę i będę cię sama leczyć – mówiła babci Kinga, gdy była mała. Teraz kończyła już czwarty rok studiów.
Lekarz zapewnił, iż nic poważnego, tylko ciśnienie, tydzień obserwacji i wypiszą. Kinga ucieszyła się i zaczęła się pakować.
– Gdzie tak pędzisz? Masz przecież wakacje. Twój Marek na ciebie poczeka – burknęła niezadowolona matka.
– Mamo, babci jest lepiej. Zostaniesz z nią, a jak Marek wyjedzie na zawody, przyjadę i cię zmienię.
– No dobrze, jedź – westchnęła matka i pokręciła głową.
„Marek to dobry chłopak. Ale nie można tak za kimś szaleć.” – Matka przypomniała sobie, jak była zakochana w ojcu Kingi. Wydawało się, iż ich miłość nigdy nie przeminie. Ale gdy Kinga skończyła osiem lat, mężczyzna odszedł do innej. – „Może córce się uda. Oby.”
Kinga wróciła i od razu pobiegła do Marka, nie wstępując choćby do domu.
Drzwi otworzyła Weronika Stanisławna. Kinga uderzyła w jej niech**One sentence continuation:**
*I wtedy, gdy wydawało się, iż już nic ich nie połączy, Marek wyciągnął z kieszeni starą fotografię, na której oboje śmiali się pod tym samym kasztanem, który teraz stał przed nimi, rozłożysty i cierpliwy, jakby czekał całe te lata na ich powrót.*