Dlaczego mnie nienawidzisz, choć dbam o ciebie w każdej chwili?

twojacena.pl 6 dni temu

Dzisiaj czuję, jakby moje serce miało pęknąć. Życie w małej wsi pod Białymstokiem stało się niekończącą się męką. Ja, Weronika, od lat mieszkam pod jednym dachem z teściową, Leokadią Stanisławówną, która zrobiła wszystko, by moje dni zamienić w piekło. Dzisiaj w końcu wybuchłam i zadałam jej pytanie, które od lat mnie dręczyło: „Dlaczego mnie tak nienawidzisz?”. Nie usłyszałam odpowiedzi, tylko lodowate milczenie i jej pełen pogardy wzrok. Moja dusza cierpi, a serce krzyczy z bezsilności.

Tego dnia, jak zwykle, sprzątałam dom. Odkurzyłam, zaczęłam myć podłogi, żeby wszystko lśniło. Nagle Leokadia Stanisławówna, siedząc w swoim fotelu, z wyraźną satysfakcją rozsypała okruszki z ciastka na świeżo umytą podłogę. Zamarłam, nie wierząc własnym oczom. Zrobiła to specjalnie, choćby nie próbując ukryć swojej złości.

— Mamo, po co to zrobiłaś? Widziałam, iż specjalnie! — zawołałam, ledwie powstrzymując łzy.

Spojrzała na mnie z wyższością i rzuciła:

— Nic się nie stało, jeszcze raz posprzątasz! Nie umrzesz!

Zadowolona z siebie wróciła do swojej starej gazety, którą czytała już setki razy. Połknęłam gniew, wzięłam zmiotkę i szufelkę, posprzątałam. Ale w środku gotowałam się ze złości. Wyszłam do innego pokoju, żeby nie wybuchnąć, potem poszłam do ogrodu — praca na powietrzu trochę mnie uspokajała. Ale ból po jej słowach i zachowaniu wciąż mnie toczył jak trucizna.

— Dlaczego mnie tak nienawidzisz? — nie wytrzymałam później, stojąc przed nią. — Czym na to zasłużyłam? Gotuję ci, pierzę, sprzątam, ubieram cię! Moja córka, Kinga, zawsze ci pomaga! Dlaczego?

Nawet się nie odwróciła. Żadnego słowa, żadnego spojrzenia — tylko lodowaty chłód. Wybuchnęłam płaczem, nie mogąc już dłużej tego znosić. Skończyłam sprzątanie, zabrałam się za pranie, ale łzy same spływały mi po policzkach. Moje życie stało się niekończącym się kręgiem upokorzeń, i nie wiedziałam, jak się z niego wydostać.

Mój mąż, ojciec Kingi, odszedł wiele lat temu. Córka miała wtedy zaledwie osiem lat. Zaraz po pogrzebie Leokadia Stanisławówna oznajmiła:

— Zostaniesz u mnie! I nie waż się myśleć o wyprowadzce. Nie chcę, żeby we wsi plotkowali, iż cię wyrzuciłam.

Zgodziłam się, bo nie miałam dokąd pójść. U rodziców mieszkała siostra z dwójką dzieci, dla nas z Kingą nie było tam miejsca. Naiwnie wierzyłam, iż z czasem dogadamy się z teściową. Ale cudu nie było. Na ludzi zachowywała się przyzwoicie, ale w domu znęcała się nade mną. Wciąż powtarzała, iż muszę jej słuchać.

— Jesteś do niczego! Kto by cię chciał? Z dzieckiem i taką jak ty? Będziesz żyła u mnie z Kingą, a jak umrę, dostaniesz dom. Ale jeżeli nie będziesz robić, co każę, oddam go siostrzeńcom i zostaniesz z niczym!

Bałam się jej gróźb i znosiłam. Robiłam wszystko, by Kinga miała co potrzebne. Leokadia Stanisławówna, która ma już ponad dziewięćdziesiąt lat, cieszy się zdrowiem i życiem. Całą emeryturę wydaje na siebie, żądając, bym kupowała jej drogie produkty i specjały. Już dawno zrozumiałam, iż popełniłam błąd, zgadzając się tu mieszkać. Te lata upokorzeń złamały mnie.

Moja Kinga kończy studia i niedługo wyjdzie za mąż za wspaniałego chłopaka. Będą mieszkać u niego — i szczerze wierzę, iż będzie szczęśliwa. Ale tak boli mnie myśl o swoim zmarnowanym życiu. Dałam wszystko dla córki i teściowej, a w zamian dostałam tylko pogardę i samotność. Skąd wziąć siłę, by wyrwać się z tego piekła?

Idź do oryginalnego materiału