Dlaczego mam cię współczuć? Przecież nie współczułaś mi odpowiada Jadwiga.
W ostatnim roku mama bardzo często choruje. W dni, kiedy leży w szpitalu, Jadwiga zostaje w domu z ojczymem wujkiem Mikołajem.
On, jak zwykle, pracuje dużo: wychodzi z domu o siódmej rano, wraca dopiero o dwudziestej ósmej wieczorem. Dlatego Jadwiga czuje się, jakby mieszkała sama.
Michał daje jej trochę pieniędzy, żeby dziewczynka mogła jeść obiad w szkole. Resztę wydaje na makaron, kaszę gryczaną, ziemniaki, od czasu do czasu tanie kiełbaski i przygotowuje z nich kolację.
Pod koniec listopada Jadwiga wraca ze szkoły i znajduje wujka w domu. Siedzi w kuchni, opierając łokcie o kolana i patrzy w podłogę. Gdy wchodzi, wujek podnosi głowę i mówi:
Jadwigo, nasza mama już nie żyje.
Dziewczynka nie odzywa się i idzie do swojego pokoju. Ma trzynaście lat, wie, iż przy takiej chorobie rzadko ktoś długo przeżywa, ale mimo wszystko ma nadzieję, iż mama jeszcze przeżyje.
Wspólnie z mamą snują plany, iż ukończy dziewiątą klasę i wstąpi do medycznego liceum. Mama mówi, iż Jadwiga zostanie wspaniałą pielęgniarką.
Będziesz pracować z dziećmi, kochanie powiadała mama jesteś dobra, a chore dzieci potrzebują ciepła.
Jadwiga nie płacze, patrzy na nagie gałęzie brzozy pod oknem. Nagle czuje się bardzo samotna, jakby nie było przy niej wujka, nie było krewnych, nie było koleżanek ze szkoły. Jest tylko pustka, która wypełnia wszystko wokół.
Następnego dnia przyjeżdżają ciotki: ciotka Wira, ciotka Walentyna i ciotka Świetlana, które mieszkają w okolicy. Przechodzą po mieszkaniu, rozmawiają, wyciągają z szafy rzeczy mamy i całe popołudnie gotują w kuchni.
Jadwiga siedzi w swoim pokoju. Ciotka Wira przynosi jej talerz z ziemniakami i kotletem, ale dziewczynka nie dotyka jedzenia.
Na pogrzeb przychodzą jeszcze trzy kobiety i dwaj mężczyźni, których Jadwiga nigdy wcześniej nie widziała.
Od razu przy stole zaczynają dyskutować, co zrobić z Jadwigą.
Michał rozpoczyna rozmowę:
Nie byliśmy z Kasią małżeństwem, po prostu mieszkaliśmy razem. Dlatego nie mam żadnych praw do dziewczynki. Musimy wyjechać z tego mieszkania za dwa tygodnie nie stać mnie na dwupokojowe mieszkanie samemu, muszę wynająć coś mniejszego. Proszę, rodzino, zdecydujcie, kto zabierze Jadwigę do siebie.
W pokoju zapada cisza milczą wszystkie: trzy siostry zmarłej i dwie jej ciotki. Patrzą na siebie.
W końcu jedna z ciotek mówi:
Co myślisz? Kasia była twoją siostrą, więc to twoim obowiązkiem wychować jej córkę.
A co z tego? Kasia była tylko znajomą. Rozmawialiśmy dwa razy w roku urodziny i Nowy Rok. Nie wiem, skąd w ogóle pochodzi jej córka. Poza tym mam już trzech chłopców, nie mam gdzie ją przyjąć.
Może ty, Świetlano, przyjmiesz ją? pyta Walentyna. Wiem, iż brakuje ci pieniędzy, ale za opiekę płacą jakąś pensję, a Jadwie przysługuje renta po mamie. Poza tym twoja córka Hania ma dwanaście lat im dwoje razem będzie łatwiej.
Nie! Właśnie z Pawłem wprowadziliśmy się razem. Rozkazałam Hanią, żeby zachowywała się cicho, a wy chcecie mi narzucać obce dziecko.
Nie, nie potrzebuję żadnych pieniędzy odpowiada Świetlana. Dlaczego ty, Walentyno, nie chcesz wziąć Jadwigi?
Jestem niepełnosprawna nie dostanę pomocy, mówi Walentyna. Poza tym jestem najstarsza, trudno mi będzie opiekować się dzieckiem.
Tak się rozstają, nie decydując o losie Jadwigi, która siedzi w sąsiednim pokoju i słyszy, jak rodzina się spiera.
Z tego wszystkiego rozumie, iż żadna z ciotek nie wykazuje wobec niej zainteresowania. Gdy już ubierają się w przedpokoju, ciotka Świetlana mówi:
Gdyby to mieszkanie nie było najemne, a nasze, moglibyśmy się dogadać, ale tak tracisz więcej niż zyskasz, a jeszcze nam się przytrafiają kontrole.
W końcu, kiedy trzeba opuścić mieszkanie, los Jadwigi zostaje rozwiązany: trafia do miejscowego domu dziecka.
Przekazując dziewczynkę pracowniczkom opieki, Michał żegna się:
Nie gniewaj się na mnie, nasze drogi się rozchodzą.
Pierwszego dnia do Jadwigi podchodzi wysoka dziewczyna z gęstą kędziorą kręconych włosów:
Jesteś nowa? pyta. Jak masz na imię?
Jadwiga.
Nie bój się. U nas nie jest tak źle. Są dobrzy opiekunowie, a są też tacy, którym jest obojętne. Ale nikogo naprawdę nie krzywdzimy.
Źle jest tylko temu, kto jest sam. Jestem tu już miesiąc, trzymajmy się razem będzie łatwiej. Nazywam się Łucja.
Czy twoi rodzice też nie żyją? pyta Jadwiga.
Nie, moi żyją. Ale wkrótce, myślę, odejdą, bo nie mogą nas zostawić. Odejali nam prawa rodzicielskie i przyprowadzili nas czterech tutaj mnie i trzech braci.
Szczęśliwa! mówi Jadwiga. Masz braci.
Gdyby ich nie było, byłoby lepiej. Najmłodszy Włodek nic nie robi, a dwaj starsi biją mnie od lat, zmuszają do gotowania i prania, kiedy mama nie trzyma się na nogach.
Ile masz lat? pyta Jadwiga.
Trzynadzieścia trzy miesiące temu skończyłem trzynaste urodziny.
Myślałam, iż jesteś starsza.
Nie, po prostu w naszej rodzinie wszyscy są wysocy: dziadek, ojciec i bracia.
Łucja i Jadwiga trzymają się razem aż do zakończenia dziewiątej klasy.
W ostatnim roku często rozmawiają o przyszłym życiu.
Chciałabym wstąpić do medycznego liceum mówi kiedyś Jadwiga. Marzyliśmy o tym z mamą. Nie wiem, czy się uda.
Dlaczego nie uda się? Z chemii i biologii masz piątki, w świadectwie pewnie dwie cztery. Poza tym mamy przywileje, a i tak dasz radę.
Ty chcesz zostać kucharką? pyta Jadwiga.
Kucharką cukiernika. Chcę piec torty i ciastka, lekkie jak chmury.
Pamiętasz, jak nas czwórka, Natalia Igorowa, jeździła na konkurs wokalny? Wtedy zostaliśmy laureatami i pokazali nas w telewizji.
Potem weszliśmy do kawiarni, Natalia Igorowa kupiła nam kawę z ciastkami. Miałą one taki puszysty krem.
Jadwiga wstępuje do medycznego liceum i zostaje jedną z najlepszych w swojej grupie. Na ostatnim roku studiów przydzielają jej małe mieszkanie z najprostszym wykończeniem.
Cieszy się, bo po latach w domu dziecka i w akademiku ma własny pokój, własną kuchnię i łazienkę.
Stara się uczynić je przytulnym: wiesza jasne zasłony, stawia na parapecie kwitnącą petunię, położę na stole kolorową serwetkę, kupuje dwie czerwone garnki w białe kropki i jeszcze trochę naczyń.
Mieszkanie nie wygląda bogato, ale da się w nim żyć.
Pewnego dnia wydarza się sytuacja, która bardzo zaskakuje Jadwigę i rozśmiesza Łucję.
Właśnie kończą się zajęcia, Jadwiga idzie do szatni, by pojechać do dziecięcego szpitala, gdzie pracuje jako sanitariuszka. W tym momencie ktoś ją przywołuje.
To ciotka Świetlana kuzynka jej mamy, ta sama, która kiedyś odmówiła przyjąć ją pod dach, by nie przeszkadzała w rodzinnym szczęściu.
Jadwigo, cześć! Pamiętasz mnie?
Pamiętam. Jesteś kuzynką mojej mamy.
Nie wiedziałam, iż studiujesz. Wyobraź sobie, Hania przypadkowo powiedziała mi, iż w naszym liceum wygrała nasza rówieśniczka Jadwiga Ponomarowa!
Ponomarowych jest wielu, a imię Jadwiga rzadko słyszy się. Przyjechałam, żeby się przekonać, iż jesteśmy spokrewnione mówi Świetlana.
Przepraszam, spóźniam się do pracy mówi Jadwiga i rusza do wyjścia.
Kobieta idzie obok niej i kontynuuje:
Jadwigo, słyszałam, iż dostałaś mieszkanie. Mam małą prośbę: Hania jest dopiero w drugim roku, ma jeszcze dwa lata nauki, a sąsiadki w akademiku są naprawdę trudne.
Czy mogłaby u ciebie zamieszkać do końca liceum? Płacilibyśmy połowę czynszu i przynosili jedzenie. Zgadzasz się?
Nie, nie zgadzam się odpowiada Jadwiga.
No wiesz, zawsze byłaś dobrą dziewczyną! Czyżbyś nie żałowała swojej siostry?
Już nie jestem tak dobrą, jak kiedyś. I nie żałuję Hani! Czy nie było wam przykro, iż wysłali mnie do domu dziecka?
Dlaczego teraz mam współczuć wam? Ja sama przeżyłam dom dziecka, akademik i przetrwałam. Hania też przetrwa.
W tym momencie dochodzą do przystanku. Jadwiga wsiada do nadjeżdżającego autobusu, drzwi się zamykają.
Świetlana stoi kilka minut, patrząc wzdłuż odjeżdżającego pojazdu, po czym odwraca się i odchodzi. Tak się kończy historia, w której niechciane sprawy w końcu znajdują swój koniec.












