**„Już za mnie zadecydowałeś?” – historia jednego nieudanego wesela**
Zosia siedziała przy stoliku w przytulnej restauracji w samym sercu Poznania, czekając na swojego narzeczonego, Jacka. Wydawał się spięty, co chwilę sięgał po telefon i nerwowo zerkał na ekran.
— Jacek, dziś jesteś jakiś nieswój. Co się dzieje? — zapytała, starając się ukryć niepokój.
— Zaczekaj chwilę, zaraz wszystko wyjaśnię. Czekamy tylko na rodziców… — odparł, wymijająco.
— Na jakie rodziców?
— Na moich. I jeszcze kilka osób z nimi. Nie przyszliśmy tu tylko na kolację – musimy coś omówić.
Zosia się zaniepokoiła. Znała Jacka od pół roku i nauczyła się rozpoznawać jego „ważne rozmowy” po tonie. Nigdy nie kończyły się dobrze.
Po dziesięciu minutach do ich stolika podeszli rodzice Jacka – Marek i Ewa, a za nimi dwie nieznajome osoby.
— Poznajcie: to Adam i Kasia — powiedział Jacek z szerokim uśmiechem. — Są zainteresowani twoim mieszkaniem. Chcą je wynająć długoterminowo.
— Moim… mieszkaniem? — Zosia ledwo utrzymała widelec.
— Oczywiście. Mają poważne zamiary – są gotowi płacić 3000 złotych miesięcznie. A my po ślubie wprowadzamy się do moich rodziców. Mają dom pod miastem, miejsca pod dostatkiem. Po co stać pustym mieszkaniu? Będzie przynosić dochód!
Zosia poczuła, jak jej palce stają się lodowate. Jacek, nie zauważając jej reakcji, wyjął z teczki dokumenty.
— O, już wszystko ustaliłem z bankiem. Przeniesiemy twój kredyt hipoteczny na nas oboje – rata będzie niższa, a spłacać łatwiej.
— Ty… już wszystko załatwiłeś? — głos Zosi zadrżał. — choćby mnie nie pytając?
— No co ty, zachowujesz się jak dziecko! — wtrąciła się Ewa. — Jacek dba o waszą przyszłość. Przecież już prawie jesteście rodziną!
Adam i Kasia wymienili spojrzenia.
— Przepraszam, ale mieszkanie jest na ciebie wpisane? — zapytała Kasia, zwracając się do Jacka.
— Jeszcze nie, ale…
— W takim razie przepraszamy, ale takie warunki nam nie odpowiadają — powiedział Adam sucho. — Nie wiedzieliśmy, iż właścicielka choćby nie jest świadoma tej rozmowy. Do widzenia.
Wstali i wyszli, pozostawiając przy stole kłopotliwą ciszę.
— No proszę — oburzyła się Ewa. — Takich porządnych ludzi odstraszyliście! I to wszystko przez twoją scenę, Zosiu!
— Scenę? — Zosia powoli wstała. — To nie scena. To moje prawo – decydować, co zrobić z moim mieszkaniem.
— Ty serio?! — Jacek zbladł. — Przecież wszystko zaplanowaliśmy!
— Ty wszystko zaplanowałeś. Za nas oboje. Bez mnie. I nie zamierzam budować przyszłości z kimś, kto uważa to za normalne.
— Zosia, uspokój się…
— Nie. Ślubu nie będzie.
Wyszła z restauracji, nie oglądając się za siebie. I nigdy więcej nie odpowiedziała na żadną jego wiadomość.
A w domu, siedząc na parapecie z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach, pomyślała tylko:
*„Lepiej sama – ale z szacunkiem do siebie, niż z kimś, kto tego nie rozumie.”*