Dawna wróżka i jej tajemnica

polregion.pl 2 dni temu

Ojej, dzieciaczki, siadajcie, opowiem wam historię, którą usłyszałam od sąsiadki w domu opieki. Mnie, starą, rodzina tu wysłała, więc teraz tylko słucham różnych opowieści i wam je przekazuję. Posłuchajcie, co przytrafiło się Arturowi i jego narzeczonej, Linie.

Żył sobie Artur, młody chłopak, który po studiach osiadł w Warszawie. Miasto huczne, wszędzie światła, życie szybkie jak wiatr. Znalazł dobrą pracę, wynajął mieszkanie z widokiem na park, wszystko mu się układało. A rodzice jego prości ludzie ze wsi mieszkali w małej miejscowości, gdzie czas jakby się zatrzymał. Ogródek, kury, stary telewizor, no wiecie, jak to kiedyś bywało. Artur rzadko do nich dzwonił, ciągle zajęty, to czasu brakowało, to sił.

Aż pewnego dnia, po dwóch latach, postanowił odwiedzić rodziców. Nie sam, ale z Liną swoją dziewczyną, narzeczoną. Mówi: Mamo, tato, to Lina, moja miłość, moja przyszłość. Otwiera drzwi, a tam stoi dziewczyna wysoka, smukła, włosy zielone jak wiosenna trawa, tatuaże na szyi i rękach, makijaż jaskrawy, jakby z innej planety. Skórzana kurtka, podarte jeansy, ciężkie buty no, zupełnie nie taka, jak na wsi przywykli.

Ojciec Artura aż podniósł się z krzesła, zbladł jak widmo. Matka dłoń przycisnęła do ust, ledwo krzyk powstrzymała.

Dzień dobry cicho powiedziała Lina, robiąc krok do przodu.

A matka szast w tył, jakby Lina nie była dziewczyną, tylko czymś strasznym. Ojciec pyta: To żart, Artur? To twoja narzeczona?

Tak! ostro odpowiedział. Kochamy się. Jaki, do diabła, problem?

Matka nie wytrzymała, krzyknęła: Spójrz na nią! Wygląda jak bezdomna! Co sąsiedzi powiedzą? A babcia? Ona by tego serca nie wytrzymała!

Lina oczy spuściła, palce jej drżały, ale nie płakała w oczach ból, stary, znany. A Artur do niej: Żyjemy w 2025 roku! Ona jest artystką, pracuje z dziećmi, w schronisku dla zwierząt pomaga. Najlepsza dusza, jaką znam. A wy oceniacie po wyglądzie?

Matka na stołek opadła, sił brak. Ojciec w milczeniu na dwór wyszedł, cisza aż dzwoni. Artur szepcze: Przepraszam, Lino, nie myślałem, iż tak będzie

A Lina nagle głowę podniosła, w oczach duma: Rozumiem. Mnie też rodzina nie akceptowała. Ale się nie złamałam. jeżeli twoi rodzice zechcą mnie poznać jestem gotowa.

Wzięła go za rękę, mówi: Jedźmy do domu.

A na dworze deszcz zaczął padać, drobny, ciepły, jakby czyjeś łzy zmywał. Droga do domu cicha, Artur kierownicę ściska tak, iż palce zbielały. Złość go rozsadza, wstyd i poczucie winy. A Lina przez okno patrzy, spokojna, tylko w oczach zmęczenie.

Przepraszam mówi. Myślałem, iż chociaż spróbują cię zrozumieć.

Arturze łagodnie odpowiada to ich strach, nie mój. Ty mnie wybrałeś. To się liczy.

Minęło kilka dni. Ich życie poranna kawa, praca, pracownia Liny, wieczory przy kominku. Artur starał się tamtą wizytę wymazać z pamięci. Myślał, iż sprawa zamknięta. Aż pewnego wieczora dzwonek do drzwi. Otwiera stoi matka, bez zapowiedzi, z paczką drożdżówek.

Cześć, synku mówi. Mogę wejść? Chcę porozmawiać.

Lina z kuchni wyszła, zobaczyła teściową i zastygła. Dwie kobiety spojrzeniem się zmierzyły, sekundy jak wieczność. Matka nagle: Przepraszam, Lino. Przestraszyłam się. Nie ciebie, tylko tego, czego nie rozumiem. Przem

Idź do oryginalnego materiału