Darmozjadka. Teściowa wyrzuciła za drzwi kobietę z małym dzieckiem. Ale choćby nie przypuszczała…
Michaś w końcu zasnął dopiero koło trzeciej. Siedziałam na skraju łóżka, zdrętwiała w niewygodnej pozycji ręka mi zemdlała, ramię bolało, ale bałam się drgnąć. Malec ząbkował dziąsła były czerwone, ciągle wkładał piąstki do buzi i płakał tak, iż serce mi się krajało.
Zdawało się, iż nie spał od wieków. Gdy tylko próbowałam go przełożyć do łóżeczka natychmiast się wiercił, jakby wyczuwał, iż chcę uciec. Dopiero siedem miesięcy, a przez ten czas zdążyłam przeżyć nowe życie. Miłość, ból, niepokój, szczęście wszystko splotło się w ciasny węzł, którego teraz nie rozwiążę.
Gdy oddech syna się wyrównał, ostrożnie wstałam. W oknie naprzeciwko paliło się światło ktoś w naszej blokowej dziewięciopiętrowce też nie spał. Często zastanawiałam się, kto tam może równie zmęczona matka jak ja? Bezsenność staruszka? Zakochana para? Kiedyś marzyłam, iż z Grześkiem kupimy swoje mieszkanie, a ja będę patrzeć z okna na swój podwórek. Ale te marzenia rozmyły się jak dym.
Trzy lata pracy przy kasie w Żabce i wszystkie oszczędności poszły w błoto. Najpierw wkład własny na kredyt, którego nigdy nie wzięliśmy. Potem remont w tym mieszkaniu, gdzie mieszkaliśmy z Anną Nowak, Grześkową matką. Będzie przytulniej mówił. Ale przytulniej zrobiło się tylko im.
Od kiedy przekroczyłam ten próg z walizką i głupią nadzieją na szczęście, nigdy nie poczułam się tu jak w domu.
Wszystko się ułoży obiecywał Grześ pół roku temu. Pobierzemy się latem mówił, zanim zaszłam w ciążę. Trochę poczekamy szeptał, gdy urodził się Michał. Kiwałam głową. Wierzyłam. Czekałam. Ale wpis w dowodzie jakoś zawsze wydawał mu się zbędny.
Anna Nowak każdego ranka brzęczała kluczami w przedpokoju, zbierając się do pracy w księgowości. Nazywałam ją w myślach szpicem mała, zrzędliwa, z wiecznie zadartym nosem. Ze mną rozmawiała tylko wtedy, gdy musiała, jakbym nie była matką jej wnuka, a tymczasową pomocą. Gdy gotowałam krzywiła się: Nie umiesz obchodzić się z jedzeniem. Gdy prałam: To drogie rzeczy. I zawsze z trującym uśmiechem.
Świetlik, umyłabyś podłogi mówiła w mój jedyny wolny dzień. Świetlana, kupiłam twaróg dla Michasia dodawała, choć nigdy nie brałam od niej jedzenia.
Swojego pokoju pilnowała jak wariatka. Gdy nas nie było przeszukiwała rzeczy. Raz zastałam ją przy mojej szafie. Szukałam ręcznika rzuciła bez cienia zażenowania.
Na kuchni panował specjalny porządek. Jej talerze osobno, nasze osobno. Jej patelnia, jej garnek, jej trzepaczka. Nic wspólnego. Gdy Grześ się spóźniał, jadłam kolację w pokoju byle nie siedzieć z nią przy jednym stole.
A jednak jakoś wytrzymywaliśmy dzień za dniem, miesiąc za miesiącem. Przed narodzinami Michałka jeszcze mogłam uciec do pracy, do koleżanek, na spacer. A teraz? Z dzieckiem na rękach, z ledwie trzydziestoma złotymi w portfelu i czterystami złotymi zasiłku na karcie.
Cicho zamknęłam drzwi i wyszłam na korytarz. Chciało mi się pić, głowa huczała od niewyspania druga nieprzespana noc z rynu. Wczoraj Michał obudził się o wpół do drugiej i zasnął dopiero koło piątej. A o dziesiątej rano znowu na nogach. Poruszałam się jak zombie, oczy jakby piaskiem zasypane.
W kuchni paliło się światło. Anna Nowak jeszcze nie spała. Chciałam tylko nagle wody i wyjść, ale nie zdążyłam choćby ruszyć się z miejsca.
Jeszcze nie śpisz? odwróciła się teściowa. Znowu w telefonie siedzisz, widziałam światło pod drzwiami.
Michał źle śpi odpowiedziałam. Ząbkuje
Parsknęła. W tym dźwięku było wszystko niedowierzanie, sugestia, iż tylko szukam wymówek, i ja w twoim wieku pracowałam i dzieci wychowywałam.
Można ciszej? poprosiłam, wzdrygając się od szczęku talerzy. Michał dopiero co zasnął.
Coś błysnęło w jej oczach. Gwałtownie odwróciła się do zlewu, zgarbiła się, a potem
Potem zwróciła się do mnie. Twarz wykrzywiona, oczy zwężone. Z hukiem postawiła kubek na stole.
Ciszej? powtórzyła Anna Nowak. Mam w swoim domu chodzić na palcach?
Przylgnęłam do framugi. Siedem miesięcy bez snu. Siedem miesięcy życia na tych dziesięciu metrach, gdzie każdy krok jak po polu minowym.
Poprosiłam tylko, żeby nie stukać naczyniami powiedziałam cicho.
A może po prostu nie umiesz dzieci usypiać? teściowa założyła ręce. Dwoje wychowałam. I żadnych problemów z zębami nie było. I spali jak aniołki.
Zaciśnięłam zęby. W pokoju spał mój syn, a tu, na tej maleńkiej kuchni, zbierała się burza. Cokolwiek powiem będzie źle. Zamilknę przyznam, iż jestem złą matką. Oponuję wywołam wrzask.
Chciałam tylko wody mruknęłam, robiąc krok w stronę zlewu.
Oczywiście nie ruszyła się Anna Nowak. Zawsze ci czegoś tylko trzeba. To się położyć, to w telefonie posiedzieć. A pracować to nie dla ciebie?
Zastygłam. Pracować? Z siedmiomiesięcznym dzieckiem, które nie śpi w nocy?
Wrócę do pracy, jak Michał skończy półtora roku powiedziałam stanowczo. Jak się umawialiśmy.
Umawialiśmy przeciągnęła teściowa. Mój syn jest z żelaza? On sam ciągnie dom. A ty tylko pieniądze wydajesz. Te zasłony za ile? A wózeczek zagraniczny?
Patrzyłam na nią, nie wierząc własnym uszom. Zasłony za osiemdziesiąt złotych? Wózek używany za pięćset?
A propos pieniędzy oczy Anny Nowak zabłysły. Zapłaciłaś kiedyś czynsz? Za prąd? Jesteś tu tylko na łasce. Nikt cię nie zapraszał. Grześ żył spokojnie, a ty
Coś we mnie pękło. Stałam, nie mogąc