Darmowa Sprzątaczka i Kucharka Moja Ciąża Nikogo Nie Obchodzi
Jestem ich darmową sprzątaczką i kucharką moja ciąża nikogo nie obchodzi.
W małej wsi pod Krakowem, gdzie poranne mgły spowijają stare domy niczym duchy, moje życie w wieku 27 lat zamieniło się w niekończącą się służbę kaprysom innych. Nazywam się Kinga, jestem żoną Jacka, a za kilka miesięcy urodzimy dziecko. Jednak mój kruchy świat przyszłej mamy rozpada się pod ciężarem babci Jacka i jej rodziny, dla których jestem tylko nieopłacaną służącą. Mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu należącym do babci Jacka, i stało się ono moją przekleństwem.
**Miłość, która wpadła w pułapkę**
Kiedy poznałam Jacka, miałam 23 lata. Był troskliwy, miał łagodny uśmiech i marzenia o założeniu rodziny. Pobraliśmy się rok później, a ja byłam w siódmym niebie. Jego babcia, Stanisława, zaproponowała, żebyśmy zamieszkali w jej dużym mieszkaniu, dopóki nie stanęliśmy na nogi. Zgodziłam się, wierząc, iż to tylko tymczasowe, iż zbudujemy własne życie. Zamiast domu znalazłam więzienie, w którym moim zadaniem jest odkurzać, gotować i milczeć.
Mieszkanie jest przestronne, ale duszne od ich obecności. Stanisława mieszka z nami, a jej córka, ciotka Jacka Bożena przychodzi prawie codziennie z dwójką dzieci. Traktują to miejsce jak swoje, a mnie jak mebel. Od samego początku moja teściowa była jasna: Kinga, jesteś młoda, więc zajmij się domem. Wierzyłam, iż zasłużę na ich uczucie, ale ich obojętność i wymagania tylko rosną.
**Niewolnictwo za murami**
Moje życie to niekończący się cykl sprzątania i gotowania. Rano myję podłogi, bo Stanisława nie znosi kurzu. Potem przygotowuję śniadanie dla wszystkich: płatki owsiane dla niej, jajka dla Jacka, a gdy Bożena się zjawi, naleśniki lub kanapki. Po południu obieram warzywa, gotuję bigos lub schabowego, bo goście są głodni. Wieczorem zmywam naczynia i słyszę rozkazy: Kinga, obierz ziemniaki na jutro. Moja ciąża, mdłości, opuchnięte nogi nikt na to nie zwraca uwagi.
Stanisława wydaje rozkazy jak generał: Zupa jest za słona, Zasłony źle wyprasowane. Bożena dodaje: Kinga, zajmij się moimi dziećmi, nie daję rady. Jej maluchy, hałaśliwe i rozpieszczone, rozrzucają zabawki, brudzą kanapy, a ja sprzątam, bo to rodzina. Jacek, zamiast mnie wesprzeć, szepcze: Mamo, nie sprzeciwiaj się babci, jest starsza. Jego słowa to zdrada. Czuję się uwięziona w domu, który nigdy nie będzie mój.
**Ciąża pod ciosami**
Jestem w szóstym miesiącu, a mój stan to nie metafora. Mdłości mnie wykańczają, boli mnie kręgosłup, zmęczenie przygniata. Ale teściowa mnie krytykuje: Za moich czasów rodziło się w polu i pracowało do końca. Bożena się śmieje: Oj, Kinga, nie dramatyzuj, ciąża to nie choroba. Ich chłód mnie zabija. Drżę o moje dziecko stres, nieprzespane noce, ta nieustanna praca zostawiają ślady. Wczoraj omal nie zemdlałam, niosąc wiadro wody, a nikt choćby nie spojrzał.
Próbowałam rozmawiać z Jackiem. Ze łzami w oczach błagałam: Nie daję już rady, jestem w ciąży, to za dużo. Przytulił mnie, ale odpowiedział: Babcia nas przygarnęła, daj z siebie więcej. Więcej? Do kiedy? Nie chcę, żeby moje dziecko urodziło się w miejscu, gdzie jego matka jest służącą. Chcę spokoju, czułości, ale dostaję tylko pretensje i brudne talerze.
**Kropla, która przelała czarę**
Wczoraj Stanisława warknęła: Kinga, powinnaś być wdzięczna, iż tu mieszkasz. Pracuj, bo wyrzucę cię na bruk. Bożena dodała: Synowa musi być pożyteczna, nie jęczeć. Stałam tam, ściskając ścierkę, czując, jak coś we mnie pęka. Moje dziecko, moje zdrowie, moje życie nic się nie liczy. Jacek, jak zwykle, milczał, a to było gorsze niż policzek. Nie chcę być ich służącą, ich cichą cieniem.
Podjęłam decyzję: odejdę. Odłożę pieniądze, wynajmę kawalerkę, choćby pokój na poddaszu. Nie chcę rodzić w tym piekle. Moja przyjaciółka Ola radzi: Weź Jacka i uciekaj, póki nie jest za późno. Ale jeżeli wybierze babcię? jeżeli zostanę sama z dzieckiem? Strach mnie paraliżuje, ale wiem jedno: nie przetrwam kolejnych miesięcy tej niewoli.
**Moje wołanie o pomoc**
To opowiadanie to mój krzyk o prawo do istnienia. Stanisława, Bożena, ich niekończące się wymagania mnie niszczą. Jacek, którego wciąż kocham, stał się ich wspólnikiem, a to rozrywa mi serce. Moje dziecko zasługuje na matkę, która się uśmiecha, nie na tę, która płacze nad zlewem. W wieku 27 lat chcę żyć, nie tylko wegetować. Moja ucieczka będzie trudna, ale zrobię to dla siebie i mojego maleństwa.
Nie wiem, jak przekonać Jacka, ani gdzie znaleźć siłę, by odejść. Ale wiem jedno: nie zostanę w domu, gdzie moja ciąża jest przeszkodą. Niech Stanisława zatrzyma swoje mieszkanie, niech Bożena znajmie inną służącą. Jestem Kinga i wybieram wolność, choćby jeżeli złamie mi serce.










