Da Federico – sycylijska opowieść ze smakiem

supernowosci24.pl 3 dni temu
Fot. Izabela Kwiecień-Szpunar

Ciepłe słońce, lazurowe morze, pyszne jedzenie… to obrazy, które najczęściej malują się w naszej wyobraźni, gdy myślimy o zbliżających się wakacjach. Włochy często figurują na liście wymarzonych kierunków. To kraj, który kusi nie tylko przepięknymi krajobrazami i bogatą historią, ale też niezrównaną kuchnią i prawdziwym, południowym temperamentem. Tymczasem w Rzeszowie mamy okazję poznać historię człowieka, który obrał kierunek odwrotny. Z kraju, który dla wielu jest synonimem wakacyjnego raju, przyjechał do Polski, by osiąść na Podkarpaciu i podzielić się kawałkiem swojej ojczyzny.

TURYSTYKA


Federico Alfio to rodowity Sycylijczyk, człowiek z pasją, który postanowił przenieść esencję włoskiej kultury na polską ziemię. Co skłoniło go do tak odważnej decyzji, jak wygląda życie Włocha w Polsce i czego najbardziej brakuje mu z rodzinnych stron, gdy za oknem zamiast sycylijskiego słońca, pojawia się podkarpacka plucha?

Słoneczna Sycylia – kraina kontrastów i temperamentów

– Pochodzę z Sycylii. Tam słońce jest codziennie, nie ma choćby jednego dnia bez słońca – opowiada Federico zapytany o swoje korzenie i rodzinną Sycylię. – Kiedy pada deszcz, to pada bardzo mocno, na przykład przez godzinę, ale później już cały dzień będzie słońce. Nigdy nie mamy dni bez słońca tak jak tutaj, gdzie zimą czasem w ogóle go nie widać, choćby przez kilka dni.

Fot. Tomas Eidsvold/Unsplash

Włoch z nostalgią opisuje piękno rodzinnych stron: – Sycylia jest piękna, mamy piękne widoki. Bardzo popularna jest Taormina. Ale w Syrakuzach, które mi osobiście bardziej się podobają, można zwiedzić na przykład katakumby. Znajduje się tam też Ucho Dionizosa – to taka grota, w której świetnie słychać echo.

Miastem, w którym Federico się wychował, jest Messina, gdzie mieszkał przez 42 lata.

– Z centrum Messiny można pójść kilka kilometrów w jedną stronę i jest się już w górach. Tak jak w centrum było 35 stopni Celsjusza, to tam będzie tylko 10. Idąc z kolei kilka kilometrów w drugą stronę, dochodzi się do morza. Dlatego z gór mamy naprawdę bardzo ładne widoki. Widzimy Messinę i morze, widać Kalabrię i cieśninę Messińską.

Nie sposób nie zapytać o kulinaria. – o ile chodzi o ten temat, to do jedzenia jesteśmy „numero uno”, podobnie jak w Neapolu – z dumą podkreśla Federico. – Na północy Włoch gotuje się inaczej niż u nas, bo tam czasem bywa zimno. Porównując do innych miejsc, uważam, iż nasza kuchnia jest bardzo dobra.

Federico porusza też temat sycylijskiej mentalności, która, jak się okazuje, ma swoje specyficzne cechy. – Mentalność na Sycylii to trochę inna sprawa – uśmiecha się. – Jesteśmy otwarci na wszystkich, ale ludzie między sobą są tam bardzo konfliktowi, choćby o ile chodzi o małe rzeczy. Ludzie są temperamentni i kłócą się z sąsiadami choćby o najmniejsze rzeczy, często na przykład krzycząc do siebie przez balkon. Kiedy jest jednak jakiś problem, to większość ludzi sobie pomaga. o ile jest taka potrzeba, to zawsze można liczyć na to, iż ktoś wyciągnie pomocną dłoń

Miłość, zmiana i przeprowadzka do Polski

Co skłoniło Federica do wyboru Podkarpacia jako nowego miejsca do życia, z dala od słonecznej Italii? Okazuje się, iż to prawdziwa miłość i… rodzinne koneksje!

– Mój tata przyjechał do Polski 28 lat temu po tym, jak w Messinie poznał pewną Polkę z Leżajska, która przybyła tam do pracy. Zostawił moją mamę i wyjechał – opowiada Federico.

Pewnego razu stwierdziłem, iż zrobię sobie wakacje – pojadę do mojego taty do Polski. To właśnie wtedy poznałem jego sąsiadkę, Kingę. To było jak z filmu. Znaliśmy się już co prawda wcześniej, jako dzieci z jej Włoskich wakacji w latach 90’ u jej ciotki i mohego taty ale tym razem w Polsce poznaliśmy się jakby na nowo.

Pierwsza wizyta w Polsce. (Fot. Archiwum rodzinne)

Historia poznania Kingi brzmi jak scenariusz komedii romantycznej. – Przyjechałem na tydzień, poznałem ją, dałem jej tylko jednego całusa, a ona od razu chciała rzucić wszystko dla mnie – śmieje się Federico. – Wyjaśniłem, iż we Włoszech mieszkam z dziewczyną, ale jak tylko wrócę, to wyprowadzam się od razu do babci. Zrobiłem jak obiecałem i kiedy wróciłem, to faktycznie zostawiłem tamtą dziewczynę i na parę tygodni zamieszkałem z moją babcią. Później zaprosiłem Kingę do siebie.

Chciałem, żeby przyjechała do mnie na tydzień, maksymalnie dwa tygodnie. Ona śmiała się, iż jest biedną studentką i nie ma pieniędzy na bilet powrotny. Powiedziałem, iż nie ma problemu, iż ja zapłacę, ale później już nie chciałem jej tego biletu powrotnego kupować – dodaje z uśmiechem. – To była miłość. Miał być tydzień, a mieszkaliśmy tam razem we Włoszech przez 10 lat. W tym czasie doczekaliśmy się dwóch córek. Jedna ma już 16, a druga prawie 14 lat.

Południe Włoch kontra globalizacja – dlaczego zmiana była konieczna?

Federico opowiada, iż decyzja o wyjeździe z Włoch dojrzewała w nim z czasem, częściowo z powodu zmieniającej się sytuacji gospodarczej w jego kraju.

– Mieszkając w Messinie, przez 22 lata pracowałem w drukarni – wspomina. – Jednak internet, w którym wiadomości pojawiają się od razu, powoli zaczął wypierać gazety i drukarnia padła.

Później przez pięć lat pracowałem jako przedstawiciel handlowy. W tym czasie dużo jeździłem i widziałem, co się dzieje. Było coraz więcej Azjatów, którzy otwierali swoje sklepy. Dla przykładu, w Messnie, w której mieszkałem, przy jednej ulicy potrafiło być aż cztery sklepy prowadzone przez Azjatów i tylko sześć włoskich. A jak tylko Włoch musiał zamknąć swój biznes, to zaraz pojawiał się tam kolejny „Chińczyk”. Większość rzeczy jest teraz z Chin – czy to ubrania, czy elektronika. Zamykało się coraz więcej fabryk i coraz mniej rzeczy jest produkowane we Włoszech. Chyba jeszcze tylko na północy Włoch coś się produkuje, bo wydaje mi się, iż na południu nie ma już żadnej fabryki. Południe to głównie turystyka.

Włoch dodaje, iż choćby turystyka na Sycylii napotyka na problemy. – Tam o wszystkim decydują pieniądze, a nierzadko też korupcja. Teraz jest tam dużo ciemnoskórych imigrantów. Część z nich przypłynęła wpierw na Lampeduzę, a następnie trafili na Sycylię. Niektóre hotele zamykają się na turystów, bo Unia Europejska płaci hotelom za to, by właśnie imigranci mogli w nich zamieszkać. Później ci ludzie zwykle migrują w głąb Włoch, a większość wyjeżdża do Francji.

Rzeszów – nowe wyzwania i pozytywne zaskoczenia

Z takimi spostrzeżeniami, Federico i Kinga podjęli decyzję o przeprowadzce do Polski. Skąd pomysł, by zamieszkać akurat w Rzeszowie?

– Miałem wrażenie, iż nic tam nie działa tak, jak powinno, dlatego zdecydowaliśmy się wyjechać do Polski i zobaczyć, jak to będzie – tłumaczy Federico. – Postanowiliśmy zacząć od takiego sklepu z biżuterią, więc szukaliśmy jakiegoś lokaliku. Leżajsk to mała miejscowość, więc uznaliśmy, iż najlepiej będzie spróbować w Rzeszowie.

Pierwsze wrażenia z Polski były dla Federica zaskakujące, i to bardzo pozytywnie.

– Polska mnie zaskoczyła. Na Sycylii, ale chyba w ogóle we Włoszech, wciąż uważa się, iż Polska to trzeci świat, iż Polacy są biedni. Jak się tu przyjedzie i widzi chociażby autobusy, które obniżają się do poziomu chodnika i jak tu jest czysto, to do człowieka dociera, iż to raczej tam jest trzeci świat – śmieje się Włoch.

Fot. Archiwum rodzinne

– Moją żonę we Włoszech tubylcy pytali, czy umie używać odkurzacza, bo myśleli, iż nigdy w życiu czegoś takiego nie widziała. Polska bardzo się zmieniła na przestrzeni ostatnich dekad.

Język polski i kulturowe różnice – wyzwania i odkrycia

Język polski to dla wielu obcokrajowców prawdziwe wyzwanie. Jak było w przypadku Federica? – Przez rok dojeżdżałem do naszego sklepiku w Rzeszowie z Leżajska, gdzie wtedy mieszkaliśmy. Dziennie robiłem ponad 100 kilometrów. Dłużej już tak nie mogłem, więc znaleźliśmy dom tutaj. Po przeprowadzce zacząłem pracować codziennie, na targu także przez to musiałem nauczyć się więcej mówić po polsku, nie było wyjścia. Można było się albo nauczyć, albo w ogóle nic nie mówić – śmieje się Włoch. – Uczyłem się poprzez kontakt z ludźmi, również z klientami.

Zdarzały się też zabawne sytuacje językowe. – Na przykład w języku włoskim nie wymawiamy h. Ta litera pojawia się w słowach, ale jest niema, nie mamy tego dźwięku. I jak starałem się powiedzieć, iż coś nie jest mokre, tylko suche, to często pojawiały się uśmiechy na twarzach.

Żurek utrapieniem

Federico z humorem opowiada o różnicach kulturowych, które najbardziej go zaskoczyły. – W Polsce wiele rzeczy jest innych niż u nas.

U nas na śniadanie jest kawa i ciasteczko. – mówi Federico. (Fot. Archiwum rodzinne)

Niektóre polskie tradycje były trudne do zrozumienia, a wręcz… do przełknięcia. – Z rzeczy, do których nie umiem się przyzwyczaić, to… żurek! – opowiada Federico z udawaną zgrozą.

– Pamiętam mój pierwszy rok w Polsce, godzina 9.30, teściowa woła, iż idziemy na śniadanie. U nas na śniadanie jest kawa i ciasteczko. Tu siadam do stołu, a tam kiełbasa, chleb, ser, jajka, chrzan, wszystko razem. Byłem przerażony. Później wyjaśnili mi, iż to taka tradycyjna kuchnia, która bazuje na prostych produktach i stąd ten żurek… Ale ten chrzan co tam jest, to boli i pali! Już osiem lat mija, a ja nie dotykam żurku w ogóle. Nie jeździmy na Wielkanoc do teściów. Żona zjada w kuchni sama, tak żebym nie widział.

Mimo kulinarnych wyzwań, Federico docenia jakość polskich produktów. – Mięsa w Polsce są lepsze niż w Itali. A w szczególności te lokalne.

Kuchnia – pasja i most między kulturami

Mimo miłości do włoskich smaków, Federico chętnie poznaje i docenia polską kuchnię, choć z pewnymi wyjątkami.
– Zawsze miałem pasję do gotowania – wyznaje.

We Włoszech bardzo lubiłem gotować makaron, bo bardzo lubię makaron, a Kinga robiła więcej dań mięsnych. Pierwsze danie, które mi ugotowała, kiedy przyjechała do Włoch, to były łazanki. Jak zobaczyłem tę kapustę, to musiałem nauczyć ją gotować! Z polskich potraw bardzo lubię placki z gulaszem, mielone, czy pulpety, ale na przykład pierogi nie za bardzo mi smakują.

Gdy odwiedzają go goście z Włoch, Federico z żoną mają już sprawdzony sposób na prezentację polskiej kuchni.

– Kiedy przyjeżdża do nas ktoś z Włoch, to zabieramy go do takich małych, kameralnych polskich knajpek, gdzie naprawdę można zjeść dobrą kuchnię. Najbardziej zawsze smakują im placki z gulaszem, później pierogi, ale te gołąbki, zwłaszcza polane sosem śmietanowo-pomidorowym, są czasami nie do przejścia. Nie wszyscy dają radę.

„Da Federico” – kawałek Sycylii w Rzeszowie

Co zainspirowało Federica do dzielenia się włoskimi produktami w Polsce i otwarcia lokalu „Da Federico”? Okazuje się, iż to pomysł, który dojrzewał od lat.

– Sama historia z włoskim jedzeniem zaczęła się zresztą od mojego taty – zdradza. – Wysyłałem mu nasze produkty do Polski, a on je sprzedawał. Tato zresztą sam robił sery, kiedy pracował na gospodarstwie. Ja też myślałem o tym, żeby otworzyć jakiś sklepik z wędlinami i jakimiś produktami, ale to była bardzo duża inwestycja. Dlatego zaczęło się od biżuterii. To małe produkty, nie trzeba inwestować w sprzęt, na przykład jakieś lodówki, tak jak przy żywności.

Tata zawsze chciał, żeby otworzyć sklep, bo wiedział, iż to są dobre produkty, a i iż każdy tu je docenia. Uważał, iż coś takiego powinno tutaj być. Początkowo to on zaczął ten biznes, a ja dopiero później do niego dołączyłem. Nazwę „Da Federico” wymyśliła z kolei moja siostra. Wspólnie prowadziliśmy to jednak tylko przez rok, bo później tata poszedł na emeryturę.

W końcu nadszedł czas na rozszerzenie działalności o kuchnię na wynos. – Dużo klientów pytało o te smaki i dopytywali, kiedy pojawi się jakaś restauracja. Inni nie wiedzieli, co mogą zrobić z tych produktów. Moja żona im tłumaczyła, jak mają przygotować różne dania. Dzięki temu klienci wracali zadowoleni, bo oprócz produktów dostawali też od razu przepis.

Wciąż jednak pojawiały się sugestie klientów, iż chcieliby usiąść, zjeść na spokojnie, skosztować tego jedzenia i poczuć ten klimat, Dlatego podjąłem decyzje o powiększeniu i nowej lokalizacji. Smaczne jedzenie i wystrój w naszym lokalu są prosto z Sycylii, to pozwala się tam przenieść choć na chwilę.

Zapytaliśmy, czy dania, które można zjeść w „Da Federico”, to jego ulubione potrawy, czy może zauważył zapotrzebowanie na nie w Rzeszowie. – Na Sycylii makarony są podstawą. Jesteśmy przecież makaroniarze – śmieje się.

– Jemy makaron zapiekany, makaron z rybą, z wszelkiego rodzaju owocami morza, ośmiornicą czy krewetkami. Polakom za to chyba najbardziej smakuje carbonara. Chętnie też zamawiają kurczaka ze szpinakiem, zresztą Polacy chyba lubią kurczaka, choćby robią z nim kebaby. Teraz mam swoją malutką restaurację i też mogę gotować. Zawsze polecam makarony, bo są bardzo smaczne. Nduja jest bardziej pikantna, a z gorgonzolą, która jest serem pleśniowym, dodaje nieco gorzkiego smaku. Razem są bardzo dobre. Dodaję też do tego śmietanę i widzę, iż moi klienci są zadowoleni. Najwięcej jednak gotuję carbonary.

Reakcje rzeszowian na włoskie produkty i smaki są bardzo pozytywne. – Zdarzają się nam również klienci z Włoch, którzy chcą u nas zjeść. Wtedy mogę sobie porozmawiać. Chociaż dużo naszych klientów mówi po włosku – zauważa Federico.

Federico podkreśla też rolę swojej żony w prowadzeniu biznesu. – Mamy swoją stronę internetową, moja żona stara się tym zajmować, bo jest super jeżeli chodzi o obsługę komputera, w ogóle ze wszystkim jest super. Gdybym nie miał takiej żony, to nic bym nie zrobił. Bardzo mi pomaga. Ja wymyślam, a ona jest wykonawcą. Ona daje radę ze wszystkim, choćby na kuchni. Moja mama nauczyła ją kuchni sycylijskiej. Wie, jak się robi sosy, ryby i wszystko.

Rzeszów jako nowy dom i to, czego brakuje z Włoch

Fot. Archiwum rodzinne

Czy Rzeszów stał się domem Federico? Co sprawia, iż czuje się tu dobrze? – W Rzeszowie dziedzińce w kamienicach przypominają mi trochę te włoskie uliczki – zauważa Włoch, wskazując na małe, codzienne podobieństwa, które pomagają mu czuć się u siebie.

Mimo to, pewnych aspektów włoskiego życia brakuje mu najbardziej. – Najbardziej mamy i sióstr – mówi ze smutkiem.

– Pracując w Messinie jako przedstawiciel, codziennie spotykałem się z ludźmi, po pracy ze znajomymi wychodziliśmy się na kawę, dużo rozmawiałem. W ciągu dnia to choćby i osiem razy szło się napić kawy. Tutaj nie ma tej kultury. Tutaj kawę pije się długo, powoli, a tam espresso jest malutkie, pije się na jeden raz, na gwałtownie przy barze. Ile razy kogoś spotkałem, tyle razy była kawa. Tylko na śniadanie robi się cappuccino i je się rogalika, a kiedy spotyka się kolegę, to pije się na szybko. To jest coś, czego tu mi brakuje. Teraz jednak i tam mam mało czasu w kolegów, bo prawie cały czas spędzam w „Da Federico”, w niedzielę również.

Włoski luz kontra polska precyzja – różnice w codzienności

Federico dzieli się również swoimi spostrzeżeniami na temat różnic w sposobie bycia między Polakami a Włochami.

– Ludzie w Polsce są powolniejsi, robią wszystko spokojniej niż we Włoszech i bez nerwów. Tam się nie myśli, tylko robi. W Polsce wszystko trzeba pięć razy przemyśleć.

Zaskakuje go też polska kultura jazdy. – Kultura jazdy też jest bardzo dobra. Na Sycylii nie ma żadnych zasad na drogach. Parkuje się gdziekolwiek. Ludzie też chodzą jak chcą, nie tylko po pasach, a samochody muszą czekać. Na rondzie też nie ma pierwszeństwa. Skutery jeżdżą wszędzie, to z prawej, to z lewej. Oczywiście nikt też nie zapina pasów. Żona boi się tam jeździć i przez te 10 lat tam, prawie w ogóle nie jeździła autem. Za to ludzie są tam spokojniejsi za kierownicą. Polak za kierownicą nie ustąpi, jest bardziej nerwowy. Przepisy tutaj też czasem traktowane są za poważnie. Pieszy jest daleko od przejścia, a niektórzy już hamują i choćby widziałem przez to wypadek.

W Polsce kierowcy też raczej nie trąbią. Tam od razu, jak tylko zapali się zielone światło, to jest trąbienie. Różnica jest taka, iż na światłach w Polsce, kiedy zapali się zielone, to od razu wszyscy jadą, a we Włoszech, ten, który stoi pierwszy, to sobie rozmawia przez telefon, pali papierosa, wszyscy na niego trąbią, ale on ma czas. Włosi ogólnie mają bardzo wyluzowany sposób bycia. Polacy są jakby bardziej sztywni. Tam wszyscy zawsze mają na wszystko czas, choćby w urzędach nikomu się nie spieszy – zakończył Federico.

Idź do oryginalnego materiału