Czy powinnam powiedzieć jej, iż mój syn wcale jej nie kocha?
Nazywam się Joanna Nowak i mieszkam w Olsztynie, gdzie warmińskie powietrze przepojone jest ciszą przy jeziorze Ukiel. Piszę do Ciebie, bo niepokój rozdziera moją duszę i nie mogę znaleźć spokoju. Podzieliłam się swoim zmartwieniem z najlepszą przyjaciółką, ale zamiast wsparcia, otrzymałam tylko szeroko otwarte oczy i stanowcze: „Chyba oszalałaś? Nie wchodź tam, gdzie możesz utonąć w cudzym bólu!” Jej słowa mnie dotknęły, ale nie pomogły – muszę znaleźć rozwiązanie, inaczej uduszę się pod tym ciężarem.
Chodzi o mojego syna, Piotra. Ma 25 lat i mieszka z dziewczyną, Marysią, w naszym domu. Nie mam powodów do narzekań: zajmują jego pokój, oboje pracują, nie żyją na nasz koszt. Marysia to złoto: wychowana, łagodna, o dobrym sercu. Ale znam mojego syna jak nikt inny i widzę prawdę, którą ukrywa za uśmiechem: on jej nie kocha. Piotr troszczy się o nią – jest czuły, uważny, zawsze gotów pomóc. Spełnia jej życzenia niczym rycerz z bajki: na każde święto daje kwiaty i prezenty, po ciężkich dniach w pracy odbiera ją, choćby gdy jest noc. Kiedy mają wolne dni, wyjeżdżają – to do znajomych na wieś, to w góry na narty, to do gorących źródeł.
Niedawno Marysia upadła na stoku – boleśnie, ledwo co nie łamiąc sobie wszystkiego. Piotr zniósł ją na rękach z góry do hotelu, a wieczorem pędził z nią do szpitala w Olsztynie. Gdy leżała z nogą w gipsie, opiekował się nią jak dzieckiem: karmił, uspokajał, nie odstępował na krok. Z zewnątrz – ideał mężczyzny, zakochany do szaleństwa. Ale ja wiem, iż to maska. On jej nie kocha. Jego serce milczy, a to rozdziera moją duszę.
Przed Marysią, Piotr miał inną – Agnieszkę. Ich miłość była jak burza: ostre zakręty, krzyki, łzy, rozstania i pojednania. Razem się kłócili, aż ochrypli, a potem godzili z taką pasją, iż mury drżały. Agnieszka była jego pierwszą prawdziwą miłością – tą, która wypala wszystko wewnątrz. Czekałam, aż się uspokoją, dopasują do siebie, ale nagle wyjechała do Niemiec, zostawiając go samego. Przez pół roku Piotr był cieniem: chodził jak zagubiony, nie jadł, nie spał. Biegałam za nim, przekonywałam, dbałam jak o dziecko, bojąc się, iż tego nie przetrwa. A potem pojawiła się Marysia – całkowite przeciwieństwo tej pierwszej. Jest spokojna jak jezioro w bezruchu, potrafi słuchać, pocieszać, nigdy nie podnosi głosu. Jest światłem w naszym domu, ale widzę, iż dla niego to nie miłość, ale obowiązek, wdzięczność, cokolwiek, tylko nie uczucie.
I teraz moje bolesne pytanie: powiedzieć jej prawdę? Możecie nazwać mnie szaloną, ale nie mogę żyć z tą wiedzą. Prędzej czy później ta prawda wyjdzie na jaw jak rozgrzana lawa i zniszczy wszystko. Wyobrażam sobie, jaki los czeka tę dziewczynę – uroczą, czystą, niezasługującą na taki ból. Jej rozczarowanie będzie miażdżące, zgniecie ją jak delikatny kwiat pod butem. Ona niczego nie zrobiła, by na to zasłużyć, a ja stoję i patrzę, jak idzie ku przepaści, nie wiedząc, co ją czeka.
Przyjaciółka ma rację – wchodzę tam, gdzie mogę sama się sparzyć. Ale jak milczeć? Moja matczyna dusza krzyczy: ratuj ją, ostrzeż, nie pozwól jej się rozbić! Widzę, jak Marysia patrzy na Piotra – z taką wiarą, z taką czułością, iż aż ściska mnie w sercu. A on? On gra rolę, i to mistrzowsko, ale ja znam jego oczy – nie ma w nich ognia, nie tego, co było z Agnieszką. On jest dla niej dobry, ale to nie miłość, a ja nie potrafię udawać, iż niczego nie zauważam.
Czasem myślę: może się mylę? Może to ja sobie wymyśliłam, iż on jej nie kocha, z obawy o niego? Ale nie – czuję to skórą, każdą komórką. Piotr żyje z nią, bo tak jest wygodnie, bo jest dobra, a nie dlatego, iż nie może bez niej oddychać. I ta myśl dręczy mnie dniem i nocą. Powiedzieć Marysi? Zrujnować ich świat, który ona uważa za swoje szczęście? Czy milczeć, czekając, aż sam zrobi krok, który ją zniszczy? Boję się, iż jeżeli zamilknę, stanę się współwinną jej bólu. A jeżeli powiem – zburzę wszystko sama, ona mnie znienawidzi, a syn mnie przeklnie.
Proszę, pomóżcie mi radą! Nie jestem szalona, jestem tylko matką, która widzi więcej, niż by chciała. Boli mnie za nich oboje – za Marysię, iż oddaje serce temu, kto go nie weźmie, i za Piotra, iż żyje w tym kłamstwie. Co mam zrobić z tą prawdą, która mnie pali od środka? Jak ją ochronić, nie tracąc syna? Stoję na rozdrożu, a każdy wybór to jak nóż wbity w pierś. Błagam, pomóżcie mi znaleźć spokój w tym piekle, które sama sobie stworzyłam swoimi myślami.