Czy powinnam powiedzieć jej, iż mój syn jej wcale nie kocha?
Mam na imię Katarzyna Kowalska i mieszkam w Giżycku, gdzie Mazury oddychają spokojem nad jeziorem Niegocin. Piszę do Was, bo serce mi się kraje z niepokoju, a ja nie mogę znaleźć ukojenia. Zwierzyłam się swojej najlepszej przyjaciółce, ale zamiast wsparcia, zobaczyłam jedynie zdziwione oczy i usłyszałam ostre: „Czyś ty oszalała? Nie wtrącaj się, gdzie czeka cię fala czyjegoś cierpienia!” Jej słowa mnie poruszyły, ale nie dały ulgi — muszę znaleźć wyjście, bo ten ciężar mnie przytłacza.
Chodzi o mojego syna, Piotra. Ma 25 lat i mieszka z dziewczyną, Zofią, w naszym domu. Nie mam powodów, by narzekać: zajmują jego pokój, oboje pracują, nie są dla nas obciążeniem. Zofia jest jak złoto: wychowana, łagodna, ma dobre serce. Ale ja znam swojego syna jak nikt inny i widzę prawdę, którą skrywa za uśmiechem: on jej nie kocha. Piotr opiekuje się nią — jest delikatny, uważny, zawsze gotów pomóc. Spełnia jej życzenia, niczym rycerz z bajki: na każde święto przynosi kwiaty i prezenty, po ciężkich zmianach odwozi ją z pracy, choćby jeżeli nocą. Kiedy mają wspólne dni wolne, wyjeżdżają — to na wieś do przyjaciół, to w góry na narty, to do ciepłych źródeł.
Niedawno Zofia upadła na stoku — niezbyt szczęśliwie, z trzaskiem, o mało co nie łamiąc sobie wszystkiego. Piotr znosił ją na rękach z góry do hotelu, a wieczorem gnał do szpitala w Olsztynie. Kiedy leżała z nogą w gipsie, opiekował się nią jak dzieckiem: karmił, pocieszał, ani na chwilę nie odstępował. Z boku wyglądał na idealnego mężczyznę, zakochanego do szaleństwa. Ale ja wiem, iż to maska. On jej nie kocha. Jego serce milczy, a to rozdziera mi duszę.
Przed Zofią Piotr miał inną — Magdę. Ich miłość była jak burza: ostre krawędzie, krzyki, łzy, rozstania i pojednania. Kłócili się z pasją, a potem godzili z taką siłą, iż ściany drżały. Magda była jego pierwszą prawdziwą miłością — tą, która wypala wszystko wewnątrz. Czekałam, iż się uspokoją, dopasują charaktery do siebie nawzajem, ale ona nagle wyjechała do Niemiec, zostawiając go samego. Przez pół roku Piotr był jak cień: chodził zagubiony, nie jadł, nie spał. Biegałam za nim, namawiałam, pilnowałam jak dziecko, bojąc się, iż nie przetrwa. A potem pojawiła się Zofia — pełne przeciwieństwo tej pierwszej. Spokojna, jak jezioro w ciszy, umie słuchać, pocieszać, nigdy nie podnosi głosu. Jest światłem w naszym domu, ale widzę: dla niego to nie miłość, a obowiązek, wdzięczność, cokolwiek, tylko nie uczucie.
I oto mój dręczący pytanie: czy powiedzieć jej prawdę? Możecie nazwać mnie szaloną, ale nie mogę żyć z tą wiedzą. Prędzej czy później ta prawda wyjdzie na jaw, jak rozgrzana lawa, i zniszczy wszystko. Wyobrażam sobie, jaki piekło czeka tę dziewczynę — miłą, czystą, nie zasługującą na taki ból. Jej rozczarowanie będzie miażdżące, zdusi ją jak kruchy kwiat pod butem. Ona nic nie zrobiła, by na to zasłużyć, a ja stoję i patrzę, jak idzie ku przepaści, nie wiedząc, co ją czeka.
Przyjaciółka ma rację — wtrącam się tam, gdzie mogę się poparzyć. Ale jak milczeć? Moja matczyna dusza krzyczy: ratuj ją, ostrzeż, nie pozwól jej się załamać! Widzę, jak Zofia patrzy na Piotra — z taką wiarą, z taką czułością, iż moje serce się ściska. A on? Gra swoją rolę i robi to mistrzowsko, ale ja znam jego oczy — nie ma w nich ognia, nie ma tego, co było z Magdą. Jest dla niej dobry, ale to nie miłość, a ja nie umiem udawać, iż niczego nie zauważam.
Czasem myślę: może się mylę? Może to ja sobie wmawiam, iż on nie kocha, przez swoje obawy o niego? Ale nie — czuję to skórą, każdą komórką. Piotr z nią jest, bo jest mu wygodnie, bo ona jest dobra, a nie dlatego, iż nie może bez niej oddychać. I ta myśl dręczy mnie dniem i nocą. Powiedzieć Zofii? Zniszczyć ich świat, który ona uważa za swoje szczęście? Czy milczeć, dopóki sam nie uczyni kroku, który ją zniszczy? Boję się, iż jeżeli zamilknę, stanę się współuczestniczką jej bólu. A jeżeli powiem — sama wszystko rozbiję, a ona mnie znienawidzi, a syn przeklnie.
Proszę, pomóżcie mi radą! Nie jestem szalona, po prostu jestem matką, która widzi więcej, niż by chciała. Boli mnie za nich oboje — za Zofię, która oddaje swe serce temu, kto go nie przyjmie, i za Piotra, który żyje w tej kłamstwie. Co mam zrobić z tą prawdą, która pali mnie od środka? Jak ją ochronić, nie tracąc syna? Stoję na rozdrożu, a każdy wybór jest jak nóż w sercu. Błagam, podpowiedzcie, jak znaleźć spokój w tym piekle, które sama sobie stworzyłam moimi myślami.