Czterdzieści lat na zdjęciach – wspomnienia przy kuchennym stole

newsempire24.com 2 godzin temu

Katarzyna Nowak siedziała przy kuchennym stole, przeglądając zdjęcia w telefonie. Czterdzieści lat – okrągła rocznica. Chciała zorganizować prawdziwą uroczystość, zaprosić przyjaciół, kolegów z pracy, może choćby zamówić tort w cukierni. Po raz pierwszy od dawna miała ochotę świętować urodziny na wielką skalę.

– Kasia, zwariowałaś całkiem? – głos Janiny Kowalskiej przeciął ciszę mieszkania jak nóż. Teściowa stanęła w progu kuchni, trzymając w rękach swój nieodłączny bukiet z własnego ogródka.

– Dzień dobry, Janino – Katarzyna nie podniosła wzroku znad telefonu. – Proszę wejść, herbata jest na kuchence.

– Jaką herbatę! Wytłumacz mi, co za bzdury opowiadasz Sławkowi o tym przyjęciu? Czterdziestki się nie obchodzi, to zła wróżba!

Katarzyna powoli odłożyła telefon i spojrzała na teściową. Janina stała w swoim zwykłym szarym swetrze, który nosiła od dziesięciu lat, i patrzyła na synową tak, jakby ta zaproponowała tańczenie nago na Rynku Głównym.

– To moje urodziny i mam prawo zdecydować, jak je spędzę – powiedziała spokojnie.

– Masz prawo! – Janina załamała ręce. – Czterdziestki się nie obchodzi, każdy to wie. Moja babcia zawsze mówiła: jak świętujesz czterdziestkę, życie leci na łeb.

Katarzyna uśmiechnęła się:

– Twoja babcia pewnie dużo rzeczy mówiła. Czasy się zmieniły.

– Czasy, czasy… – Janina podeszła do kuchenki, nalała sobie herbatę do ulubionego kubka – tego samego, którego Katarzyna nie cierpiała, bo teściowa przyniosła go z własnego domu i postawiła w ich szafce bez pytania. – A wiesz, iż sąsiadka Grażyna rok temu obchodziła czterdziestkę? Miesiąc później mąż zmarł.

– Janino – Katarzyna wstała i podeszła do okna – Grażyna straciła męża, bo pił jak szewc przez dwadzieścia lat. A nie dlatego, iż świętowała urodziny.

– Wszystko wiesz najlepiej! Zawsze musisz mieć ostatnie słowo! – głos teściowej stał się piskliwy. – Nie po to wychowałam syna, żeby wpadł w ręce takiej… takiej nowoczesnej.

Słowo „nowoczesna” Janina wypowiedziała tak, jakby to była obelga.

Katarzyna odwróciła się do niej:

– A co adekwatnie jest złego w tym, iż jestem nowoczesna? Pracuję, zarabiam, dbam o dom…

– Dbasz o dom! – prychnęła teściowa. – Wczoraj przyszłam, a u was kurz na półkach, koszula Sławka nie wyprasowana wisi, a ty siedzisz przy komputerze i coś tam klikasz.

– Pracowałam. Zdalnie. Nazywa się to kariera.

– Kariera… – Janina popiła herbatę. – A rodzina? A dom? A gdzie wnuki?

To pytanie o wnuki pojawiało się zawsze, gdy teściowa przychodziła w odwiedziny. A przychodziła często – prawie codziennie. Miała swój klucz do ich mieszkania, który Sławek dał jej „na wszelki wypadek” w pierwszym roku małżeństwa.

– Janino, staramy się – Katarzyna usiadła z powrotem przy stole. – Ale na razie nam tak dobrze.

– Dobrze! W twoim wieku już czas pomyśleć. Czterdzieści lat na karku, a ty tylko zabawy w głowie.

– Właśnie dlatego chcę świętować. Pięknie, z przyjaciółmi, z dobrym jedzeniem.

Janina postawiła kubek z taką siłą, iż herbata wylała się na obrus:

– Nie! Nie pozwolę! Porozmawiam ze Sławkiem. Musi cię powstrzymać.

– Sławek mnie wspiera – skłamała Katarzyna, bo tak naprawdę mąż jeszcze nie wiedział o skali jej planów.

– Zobaczymy – zagroziła teściowa i skierowała się do wyjścia.

Gdy została sama, Katarzyna oparła się o stół i zamknęła oczy. Osiem lat. Osiem lat znosiła te codzienne wizyty, pouczenia, rady na każdy temat. Jak gotować zupę („Za dużo solisz, Sławek nie lubi przesolonych”), jak prasować koszule („Zacznij od kołnierza”), jak witać męża z pracy („Mężczyzna musi widzieć, iż w domu na niego czekają”).

Najpierw próbowała delikatnie się sprzeciwiać, potem bardziej stanowczo, w końcu po prostu milczała. Ale ostatnio milczenie przychodziło coraz trudniej. Szczególnie gdy Janina zaczynała przestawiać rzeczy w ich mieszkaniu, wyrzucać kwiaty, które „już przekwitły” (choć jeszcze były piękne).

Wieczorem, gdy Sławek wrócił z pracy, Katarzyna już wiedziała, iż rozmowa będzie trudna.

– Mama dzwoniła – powiedział, zdejmując kurtkę. – Mówi, iż wymyśliłaś coś z tymi urodzinami.

– Co takiego? – Katarzyna stała przy kuchence, mieszając obiad.

– No, to… świętowanie czterdziestki. Mama mówi, iż to pechowe.

– Sławku – Katarzyna odwróciła się do niego – naprawdę wierzysz w te przesądy?

Sławek wzruszył ramionami:

– Nie wiem. Ale mama nie mówi tak bez powodu. Ona wiele w życiu widziała.

– Wiele widziała – powtórzyła Katarzyna. – A ja? Ja nic nie widziałam? Mam prawie czterdzieści lat, chcę uczcić ten dzień. Co w tym złego?

– Nic złego – usiadł przy stole – ale po co denerwować mamę? Możemy spędzić ten dzień spokojnie, we dwoje.

– Co roku spędzamy go spokojnie. Tym razem chcę inaczej.

– KasA gdy Sławek następnego dnia spróbował przekonać matkę do zmiany zdania, ona tylko wzruszyła ramionami i powiedziała: “Czasem trzeba postawić na swoim, synku, bo inaczej całe życie przeżyjesz za kogoś innego”.

Idź do oryginalnego materiału