Zofia Kowalska siedziała przy kuchennym stole, przeglądając zdjęcia w telefonie. Czterdzieści lat – okrągła data. Chciała zorganizować prawdziwą imprezę, zaprosić znajomych, kolegów z pracy, może choćby zamówić tort w cukierni. Po raz pierwszy od dawna miała ochotę świętować urodziny z rozmachem.
— Zosia, ty chyba kompletnie zwariowałaś? — głos Janiny Piotrowskiej przeciął ciszę mieszkania jak nóż. Teściowa stanęła w drzwianiach kuchni, trzymając w rękach swój nieodłączny bukiet z domowego ogródka.
— Dzień dobry, Janino Piotrowna — Zofia choćby nie podniosła wzroku znad telefonu. — Proszę wejść, herbata na kuchni.
— Jaką herbatę! Powiedz mi lepiej, jakie bzdury namotałaś Wojciechowi o tych urodzinach? Czterdziestki się nie obchodzi, to zły znak!
Zofia odłożyła powoli telefon i spojrzała na teściową. Janina Piotrowna stała w swoim ulubionym szarym swetrze, który nosiła od dziesięciu lat, i patrzyła na synową, jakby ta proponowała się rozebrać na Rynku Głównym.
— To moje urodziny i ja decyduję, jak je spędzę — spokojnie oznajmiła Zofia.
— Decydujesz! — załamała ręce Janina Piotrowna. — Czterdziestki się nie świętuje! To pech, wszyscy to wiedzą. Moja babcia mawiała: kto czterdziestkę obchodzi, tego życie się sypie.
Zofia uśmiechnęła się ironicznie:
— Pani babcia pewnie wiele rzeczy mawiała. Czasy się zmieniły.
— Czasy, czasy… — Janina Piotrowna podeszła do kuchenki, nalała sobie herbaty do swojej ulubionej kubek — ta, której Zofia nie cierpiała, bo teściowa przyniosła ją bez pytania i wstawiła do ich kredensu. — A wiesz, iż sąsiadka Halinka w zeszłym roku czterdziestkę świętowała? Miesiąc później mąż jej umierZofia wzięła głęboki oddech, roześmiała się głośno i powiedziała: “No to już wiem, czemu Halinka teraz ma taki spokój w życiu!” i postawiła na stole tort z czterdziestką świeczek, który właśnie zadzwonił do drzwi.