Cześć! Dzwonię w sprawie ogłoszenia o wynajmie pokoju!

polregion.pl 5 dni temu

Próg mieszkania, w którym mieszkała Joanna Igorewna, przekroczyła dziewczyna wyglądająca jak prawdziwa „szara myszka”. Ubrana była w wypłowiałe dżinsy, spraną koszulkę, a na nogach miała znoszone trampki. Trzymała też niezbyt wyjściową torbę. Jasne, falujące włosy były związane w prosty kucyk, na twarzy nie miała ani grama makijażu. Jedyną rzeczą, która mogła przyciągnąć uwagę w tej „bladości”, były jej ogromne, niebieskie, jasne oczy.

Joanna Igorewna po uważnym przyjrzeniu się dziewczynie skinęła głową: „Wejdź!”
– Dobrze, moja droga, prąd oszczędzać, wody nie marnować, wszystko jasne?! I musi być czysto! Żadnych gości! Są pytania?
Dziewczyna uśmiechnęła się i przytaknęła głową: „Tak, dobrze!”

– Ułożona – pomyślała Joanna – W dzisiejszych czasach to rzadkość… Od razu widać, iż ze wsi.
Z dalszej rozmowy wynikało, iż dziewczyna nazywa się Elżbieta i rzeczywiście przyjechała z wioski, gdzie jej rodzina ma własne gospodarstwo, a sama przyjechała, aby studiować weterynarię.
– No tak! Świnie będziesz leczyć! – podsumowała Joanna Igorewna.
Elżbieta choćby się nie obraziła, tylko się uśmiechnęła: – I świnie, i krowy, i konie, a także kotki, pieski – wszystkich! Zwierzęta przecież też chorują.
– No tak, no tak! Ludzi nie ma kto leczyć, ale świnie – proszę bardzo! – oburzyła się szczerze kobieta.

***
W ogóle, lokatorka zrobiła na Joannie dobre wrażenie: skromna, nieśmiała, cicha, posłuszna, schludna, zrobi porządek w mieszkaniu, coś do jedzenia przygotuje, a jeszcze i gospodynię poczęstuje.
Szczególnie Elżbiecie wychodziły naleśniki: apetyczne, cienkie jak papier, dziurawe i rumiane. Ręka Joanny sama sięgała po takie smakołyki! Te naleśniki były prawdziwym kulinarnym arcydziełem: rozpływały się w ustach, zanim dotarły do brzucha.
Joanna Igorewna i Elżbieta można powiedzieć, iż choćby się zaprzyjaźniły, i czasem spędzały wieczory przy filiżance herbaty.

Wszystko prawdopodobnie dobrze by się ułożyło, i Elżbieta spokojnie skończyłaby studia, mieszkając w wynajmowanym mieszkaniu u Joanny Igorewny. Ale wtedy, po półrocznym pobycie na Północy, wrócił syn kobiety – Michał. Przystojny młody mężczyzna („cały ojciec” – z westchnieniem myślała jego matka).
Sama Joanna Igorewna lubiła nazywać ukochanego synka „Michel” w stylu francuskim. Sam młody człowiek nie przepadał za tym imieniem, ale znosił: „przecież to mama”.

Trzeba dodać, iż wychowywała go sama, i wyglądało na to, iż uważała go za swoją własność.
Może właśnie dlatego fakt, iż jej Michel rozmawiał przyjemnie z lokatorką w kuchni i z apetytem pochłaniał jej naleśniki, wprawił Joannę w stan szoku. I jeszcze te naleśniki! Ten „durny chłopak” w międzyczasie rozkoszował się widokiem tej „dojarki”. Joanna Igorewna po tym odkryciu zaniemówiła.
– Mój syn nie ma w ogóle gustu! – przerażająca myśl przeszła jej przez głowę.

***
Od tego momentu Joanna zaczęła nie lubić swojej lokatorki: i podłogi myła teraz inaczej, i mówiła inaczej, a choćby jej naleśniki wydawały się mniej smaczne. Najbardziej przerażało Joannę to zakochane spojrzenie, którym jej syn, jej krew, patrzył na tę „bladej twarzy dziewczynę” z „obory”…
– Na mnie, swoją matkę, jedyną bliską osobę, nigdy tak nie patrzył! – myślała oburzona, dławiąc się łzami w nocy, zapatrzona w poduszkę.
– Zmięta, zmięta na sercu! – płakała do słuchawki, dzieląc się żalem z bliską przyjaciółką, starszą samotną damą, Irmą Wiktorowicz.
– Myślałam, iż na tę bladą zgnitek nie spojrzy ani Mieszko! Dlatego ją wpuściłam do domu! A ta, oczy odprawiła, włosy rozpuściła i naleśnikami przyciąga!
Irma wysłuchała przyjaciółki, westchnęła i wyraziła swoją opinię:
– Oj, patrz, Joasiu, żeby nie rzuciła na twojego syna uroku! Tymi słowami Irma dolała oliwy do rozpalającego się ognia nienawiści i niezrozumienia, doprowadzając tym samym przyjaciółkę niemalże do zawału serca.

Nie żeby Joanna wierzyła w takie rzeczy jak uroki… wszystko to nazywała „ciemnotą i dzikością”, ale sama myśl o tym, iż obca kobieta zawładnęła uwagą jej syna, doprowadzała ją do szaleństwa.
Dniami teraz łamała sobie głowę, zastanawiając się, co zrobić, by odciągnąć syna od tej „wiejskiej dziewczyny”. Ale oczywiście nie zamierzała pokazywać się z tej strony i wyrzucać dziewczyny za drzwi. Przynajmniej na razie. Przecież wtedy straci w oczach syna i jeszcze co gorsza odejdzie od niej.
– Nieee! Trzeba działać sprytniej, trzeba w jakiś sposób pokazać tę dziewczynę w złym świetle, żeby syn się od niej odwrócił.

***
Joanna Igorewna przez kilka dni z rzędu rozmyślała o tym, jak odsunąć syna od lokatorki.
Ta natomiast zachowywała się jakby nic się nie działo, piekła swoje naleśniki, gotowała zupy i udawała, iż nie zauważa wściekłego spojrzenia Joanny. Raz tylko zapytała:
– Pani Joanno, czy przypadkiem nie jest Pani chora? Wygląda Pani na przygnębioną i bladą…i nic Pani nie je…
– Wszystko w porządku! – burknęła Joanna pod nosem i schowała się w swoim pokoju, aby przemyśleć dalszy plan zniszczenia „nikczemniczki”. W głowie przebijały się różne myśli… Była choćby myśl otrucia tej bezczelnej dziewczyny. Ale Joanna zaczęła się modlić: – Wybacz, Panie! Co za grzech w głowę wchodzi.
Podczas gdy Joanna Igorewna myślała, Michał pewnego dnia wrócił do domu z pierścionkiem i kwiatami i poprosił Elżbietę o rękę! Po tym wydarzeniu, Joanna Igorewna całkowicie straciła nad sobą kontrolę i jak to się mówi „spadła z kołowrotka”.

– choćby przed matką się nie wstydził, parchaty! – płakała znów całą noc w poduszkę – Nie liczy się ze mną! Kocha tylko tę dziewczynę!
Joanna z gniewem otarła łzy i podeszła do okna… obróciła się, a jej wzrok spoczął na stoliku nocnym. Leżały tam jej kolczyki z szmaragdami. Kolczyki były starodawne i miały dużą wartość. Zostały jej w spadku po matce, a tej po jej matce…Przypomniała sobie, z jakim zachwytem Elżbieta zawsze patrzyła na kolczyki i zachwycała się ich pięknem.
– No to ja ci pokażę! – zasyczała gniewnie Joanna, zdecydowanie chwyciła kolczyki, zawinęła je w chusteczkę do nosa i schowała do swojej torebki.
Prawdę mówiąc, wtedy zupełnie nie zdawała sobie sprawy, co robi i jak będzie działać dalej.

***
Rankiem Joanna obudziła się w dobrym humorze, dziś miała zamiar wyrzucić tę wiejską dziewczynę z domu. Na zawsze.
Wyszła na śniadanie, z wymuszoną uśmiechem… i smarując masłem chleb, zwróciła się do syna: – Mieszku, czy przypadkiem nie brałeś moich kolczyków z szmaragdami, które jakoś nie mogę znaleźć…
– Mamo, a na co mi one? Czy jestem dziewicą-uroczycą? – zdziwił się Michał.
Wtedy Joanna Igorewna z uśmieszkiem odwróciła się do Elżbiety: – A ty nie widziałaś moich kolczyków?
Elżbieta zaczerwieniła się mocno, sama myśl o tym, iż mogą ją oskarżyć o kradzież, sprawiała, iż się wahała, ukrywała wzrok i płakała.
– Nic nie brałam! – powiedziała cicho Elżbieta, dławiąc się łzami.
– No, co ja mówiłam?! To ona! Przywłaszczyła sobie moje kolczyki i wysłała swojej biedoczce rodzinie na wsi…

– Ale moja rodzina nie jest wcale biedna – sprzeciwiła się dziewczyna – I nigdy nie braliśmy cudzych rzeczy! Dlaczego Pani tak mówi?
– To ty dlaczego tak?- niezwłocznie oddaj moje kolczyki i wynoś się stąd.
– Nie mam niczego Waszego… Możecie choćby wezwać policję!
– Co tu po nich wzywać, one już dawno u twojej rodziny!
Joanna całkowicie straciła kontrolę nad sobą i wpadając w otchłań, zsuwała się coraz niżej i niżej, nie będąc w stanie zatrzymać potoku złych słów w kierunku dziewczyny.
– Mamo, co ty mówisz? Liza nie mogła tego zrobić! Prawdopodobnie po prostu zapomniałaś i sama gdzieś schowałaś.
Wszyscy troje przeszukali dokładnie mieszkanie, a Michał przez przypadek uderzył w torebkę mamy, z której wypadła chusteczka z kolczykami.

Mężczyzna zamarł z tą znajdźką w rękach.
– Jak mogłaś, mamo? – tylko mógł powiedzieć, patrząc na matkę oczami pełnymi rozczarowania.
– Po prostu się pomyliłam, synku, rozumiesz, zapomniałam! – próbowała wymigać się Joanna Igorewna.
– Mamo, wszystko widziałem! Byłaś okropna! Z Liza wyprowadzamy się na inne mieszkanie – końcowo oświadczył Michał.
– Czekaj, jeszcze popijasz z tą dziewczyną gorycz! – krzyknęła Joanna Igorewna przez łzy.
Michał milcząco wyszedł z pokoju, wziął Elżbietę za rękę i razem opuścili dom Joanny Igorewny.
Zamieszkali w wynajmowanym mieszkaniu, wzięli ślub i byli bardzo szczęśliwi. Pewnego dnia Michał zadzwonił do Wiktorii Irmy.

– Michał, twoja matka jest w szpitalu! Ma zawał. Płacze, chce cię zobaczyć…
Elżbieta, dowiedziawszy się, iż teściowa źle się czuje, od razu zaczęła się pakować, robiła jej kotleciki na parze, ugotowała rosół z pierożkami, po drodze kupiła owoce…
Michał do matki nie poszedł, zasłaniając się brakiem czasu.
***
Kiedy Elżbieta pojawiła się w progu jej sali, Joanna Igorewna zapłakała. Tak bardzo liczyła na to, iż syn przyjdzie, a przyszła ta nienawistna dziewczyna, która zrujnowała jej życie, odebrała najdroższe.
– A co pani tak rozchorowała się, mam? Oto bulionik, pierożki… – mówiła Elżbieta. – Chce pani, nakarmię was łyżką, póki gorące.
– A Michel czemu nie przyszedł? – zapytała cicho, z rozczarowaniem Joanna.
– A Mieszko jest bardzo zajęty w pracy.

Joanna Igorewna ze zrozumieniem skinęła głową i znowu zapłakała.
– Przepraszam, Lizońka, mam takie wielkie długi wobec ciebie… Wróćcie do domu, tak mi was brakuje…
– Co wy mówicie, mamo, niczemu nie jesteście winna, po prostu się pomyliłyście, zapomniałyście i się zdenerwowałyście! Wszystko będzie dobrze.
Gdy Elżbieta poszła sobie, współlokatorka z sali powiedziała Joannie Igorewnie: – Masz naprawdę dobrą córkę! Piękną, miłą, troskliwą!
Joanna uśmiechnęła się – Tak, dobra!
Kiedy Joanna Igorewna wyszła ze szpitala, z nią razem przyszli Michał i Elżbieta. Tak żyli we troje w jej mieszkaniu, aż Liza skończyła studia. Następnie wszyscy wspólnie pojechali na farmę, do rodziców Lizy. Dom był ogromny, miejsca było dużo… a także dodatkowe ręce do pracy.
Joanna Igorewna tak bardzo polubiła farmę, iż już nic nie chce słyszeć o mieście. Tym bardziej, iż młodzi mają synka, Saszkę, którego wszyscy uwielbiają. Podczas gdy rodzice Lizy zajmują się farmą, Liza leczy zwierzęta, a Michał prowadzi sklep rolniczy, Joanna Igorewna poświęca całą swoją uwagę małemu Saszkowi.

Często można od niej usłyszeć:
– Taka lokatorka zesłana była mi przez Boga!
No, tak to się zdarza!

Idź do oryginalnego materiału