Czemu znowu nie dzwonił, mamo? — zapytał Andrzej, patrząc na kobietę siedzącą przy stole niewinnym wzrokiem.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Znowu nie dzwonił, mamo? zapytał Krzysiek, patrząc na kobietę siedzącą przy stole swoimi niewinnymi oczami.
Nie, moja droga… Tata pewnie jest zajęty, ciężko pracuje tam we Włoszech.
Tak, mówiłaś, iż Święta są już blisko…
Nadchodzą, na pewno nadchodzą. Napisał mi, iż przywiezie nam prezenty i iż latem zabierze nas nad morze.

Kobieta wymusiła uśmiech, ale jej serce pękało na dwoje.
Na kuchni gotował się mały garnek ziemniaków, a w piecu tliło się ostatnie polano.
Anna przytuliła dzieci i w myślach modliła się:
*”Boże, daj mi siłę, by nie płakać przed nimi…”*

Kiedyś życie było inne.
Ona i Tadeusz kochali się jak szaleńcy. Byli młodzi, pełni nadziei, z dwójką malutkich dzieci i pół domu na wsi.
Tadeusz był pracowity, ale wieś nie dawała wiele.
Jadę do Włoch, tylko na kilka lat. Zarobię pieniądze, wrócę i kupię ci wszystko, na co zasługujesz.
Anna wtedy płakała.
Nie odchodź, Tadeusz…
To dla nas, kobieto. Dla nikogo innego.

I odszedł.

Na początku dzwonił co wieczór. Przysyłał pieniądze, rozmawiał z dziećmi, mówił Annie, iż ją kocha.
Potem telefony stały się rzadsze.
*”Jestem zmęczony, nie ma zasięgu, pracuję do późna.”*
Później zaczęły się kłamstwa: *”Zgubiłem portfel, w tym miesiącu nie mogę przesłać.”*
Anna wierzyła mu. Zawsze mu wierzyła.

Pracowała, wychowywała dzieci, trzymała dom.
Sprzątała w szkole, prała ubrania sąsiadom, chodziła w pole.
Ale nie narzekała.
To tylko taki czas. Jak Tadeusz wróci, wszystko będzie dobrze.

Minęły trzy lata. Tadeusz nie wrócił.
Dzieci rosły.
Krzysiek miał już 12 lat, Marysia 8.
Pytania stawały się coraz częstsze:
Mamo, a tata jeszcze żyje?
Żyje, skarbie, to daleko, ale żyje.
A jeżeli nie wróci?

Anna uśmiechnęła się gorzko.
Wtedy będziemy we trójkę. I nam wystarczy.

Pewnego wieczoru listonosz przyniósł jej list.
Słowa spadały jak nóż:
*”Anno, nie miej do mnie nienawiści, poznałem kogoś innego. Żenię się tutaj, mam nowe życie. Trzymaj dzieci. Tadeusz.”*

Kobieta stała nieruchomo kilka minut.
Potem podarła list na pół i wrzuciła do pieca.
Nie chciała, by dzieci widziały ból w jej oczach.
Co tam, mamo? spytała Marysia.
Nic, skarbie. Tata napisał, iż wyśle pieniądze w przyszłym miesiącu.

Ale pieniądze nigdy nie przyszły.

Lata mijały.
Anna postarzała się nagle, z przygarbionymi plecami i spierzchniętymi dłońmi.
Ale dom był czysty, ogród piękny, a dzieci dobrze wychowane.
Krzysiek pracował w mieście, Marysia chodziła do liceum.

Pewnego dnia, po niemal 20 latach, brama zaskrzypiała.
Tadeusz.
Starszy, z siwymi włosami, ale dobrze ubrany, z dużą torbą w ręce.
Anna wyszła na próg.
Dobry wieczór… powiedział cicho.
Czego tu szukasz, Tadeuszu?
Przyszedłem… do domu.

Kobieta milczała.
Za nią stanął Krzysiek, patrząc na niego twardo.
Kto to, mamo?
Twój ojciec.

Cisza.
Ostra, ciężka cisza.
Krzysiek skrzyżował ręce.
Dla mnie jesteś sierotą.
Synu, pozwól mi wyjaśnić…
Miałeś 20 lat, żeby wyjaśnić! Miałeś moje dzieciństwo, młodość, trudne chwile… Gdzie byłeś?!

Tadeusz spuścił wzrok.
Popełniłem błąd… Byłem głupcem.
Nie. Byłeś tchórzem.
Krzysiek…
Nie nazywaj mnie tak!

Anna uniosła lekko dłoń.
Wystarczy. Wejdź, Tadeuszu.

Wszedł, zawstydzony. W domu pachniało czystością i świeżym chlebem.
Nic tu po mnie nie zostało powiedział, rozglądając się.
Życie toczy się dalej. Tylko ty stałeś w miejscu.

Tadeusz próbował spojrzeć jej w oczy.
Anno, ja… Nigdy nie byłem szczęśliwy.
Ale wybrałeś, Tadeuszu.
Byłem młody, głupi, olśniony inną kobietą… Myślałem, iż zacznę od nowa.
A czego teraz chcesz?
Pozwól mi tu zostać. Z tobą. Z moimi.

Anna uśmiechnęła się gorzko.
Ze mną? Po 20 latach?
Tak, patrz, mam pieniądze. Możemy wyremontować dom, żyć wygodnie.
Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Żyłam z godnością, nie z litości.

Tadeusz upadł na kolana.
Proszę… wybacz mi.
Już dawno ci wybaczyłam, Tadeuszu. Ale nie mogę cię przyjąć z powrotem.

Krzysiek wyszedł na podwórko.
Tadeusz podążył za nim.
Synu, nie miej do mnie nienawiści.
Nie nienawidzę cię. Ale już cię nie kocham.
Może kiedyś…
Może kiedyś. Ale nie dziś.

Tadeusz znów odszedł.
Tym razem bez obietnic.
Zostawił torbę z pieniędzmi przy bramie.
Nikt jej nie tknął.

Kilka miesięcy później znowu przyszedł listonosz.
Pani Anno, telegram z Włoch.

Na kartce było krótko:
*”Tadeusz Nowak zmarł. Bez rodziny. Pogrzebany tam.”*

Anna spojrzała w niebo i szepnęła:
Niech Bóg mu przebaczy… Może tam, gdzie jest, zrozumiał, co stracił.

Wieczorem Krzysiek wrócił do domu.
Mamo… Dowiedziałem się.
Wiem, skarbie.
Myślisz, iż zasłużył na przebaczenie?
Wszyscy ludzie zasługują na przebaczenie. Ale nie wszyscy na drugą szansę.

Westchnął, patrząc na ogień w piecu.
Było ci ciężko, mamo?
Było. Ale miałam ciebie. To mnie trzymało przy życiu.

Minęły kolejne lata.
Marysia wyszła za mąż, Krzysiek miał dzieci.
Anna została w swoim domu, cicho, ze starymi obrazami i zdjęciami dzieci na ścianach.

Pewnego wieczoru otworzyła szufladę.
W środku leżało stare zdjęcie Tadeusza z młodości.
Westchnęła.
Byłeś moją miłością i moim

Idź do oryginalnego materiału