Czekam na ciszę, dostaję hałas

newsempire24.com 4 dni temu

Czekam na ciszę, a dostaję hałas

– Kinga, przecież prosiłam – tylko my, rodzinnie! – Krystyna, stojąc przy kuchence, odwróciła się do córki, ściskając drewnianą łyżkę. Jej głos drżał z irytacji, ale starała się mówić spokojnie.

Kinga, siedząc przy kuchennym stole, przeglądała telefon, nie podnosząc oczu. Jej ciemne włosy były zebrane w niedbałe koczki, a na twarzy malowało się lekkie rozdrażnienie.

– Mamo, no co ty znowu? – prychnęła, nie odrywając wzroku od ekranu. – To twoje urodziny! Pięćdziesiąt lat – jubileusz! Nie możemy po prostu napić się herbaty i rozejść. Już wszystkich zaprosiłam.

– Kogo – wszystkich? – Krystyna zastygła, łyżka w jej ręku drgnęła. – Kinga, prosiłam: ty, Tomek, dzieci. No może ciocia Grażyna. Kto jeszcze?

Kinga w końcu podniosła głowę, przewracając oczami.

– No wszyscy, mamo! Ciocia Grażyna z wujkiem Zbyszkiem, ich syn z żoną, babcia Halina, moje koleżanki z mężami, kilku sąsiadów. A, no i twoje dawne koleżanki z pracy, ze szkoły. Same się przypchały, jak się dowiedziały.

Krystyna poczuła, jak krew napływa jej do skroni. Powoli odłożyła łyżkę na stół i wytarła ręce w fartuch.

– Kinga, ty to na serio? Pół roku prosiłam o jeden dzień spokoju! Jeden! A ty mi tu wesele organizujesz?

– Mamo, nie dramatyzuj – Kinga wstała, poprawiając dżinsy. – Ludzie chcą cię po prostu uczcić. Co, wyrzucisz ich? Wyluzuj, ja wszystko ogarnę. Ty tylko upiecz ten swój sławny tort, okej? A ja zajmę się sałatkami i resztą.

Krystyna otworzyła usta, by zaprotestować, ale Kinga już wyszła z kuchni, rzucając na odchodne:

– I nie marudź, mamo. To twój dzień!

Drzwi zatrzasnęły się, a Krystyna została sama. Spojrzała na garnek z bulionem, na górę brudnych naczyń w zlewie i poczuła, jak coś ściska ją w środku. Pięćdziesiąt lat. Marzyła o cichym wieczorze: rodzinna kolacja z córką, zięciem i wnukami, kocy, stare zdjęcia. A zamiast tego – tłum, harmider, bieganina. I, jak zawsze, cała robota na niej.

Krystyna kochała swój dom. Małe dwupokojowe mieszkanie w starej kostce było jej twierdzą. Tutaj wychowała Kingę, przetrwała rozwód, nauczyła się być twarda. Kuchnia to jej duma: jasne firanki, drewniany stół, półka z porcelanowymi filiżankami, które zbierała latami. Co roku na urodziny piekła tort – swój kultowy, z budyniowym kremem i owocami. To była tradycja, jej mały rytuał. Ale w tym roku wszystko poszło nie tak.

Kinga ogłosiła „wielki jubileusz” dwa tygodnie temu. Krystyna próbowała ją odwieść od tego pomysłu, ale córka była nieugięta. „Mamo, zasłużyłaś na świętowanie! Dość tego chowania się!” – powtarzała. Krystyna, jak zwykle, ustąpiła. Nie potrafiła się sprzeczać z Kingą – córką, która odziedziczyła jej upór, ale nie cierpliwość. I teraz, na dzień przed jubileuszem, stała przy kuchence, gotując jedzenie dla tłumu, którego choćby nie zapraszała.

Pod wieczór mieszkanie zamieniło się w magazyn. Kinga nawiozła skrzynki z napojami, reklamówki z zakąskami i ogromny bukiet kwiatów, który momentalnie zajął pół kuchni. Krystyna, wyrabiając ciasto na tort, starała się nie myśleć o tym, jak to wszystko zmieścić w jej maleńkim mieszkanku.

– Mamo, gdzie jesteś? – wrzasnęła Kinga, wpychając się do kuchni z dwoma koleżankami. – O, ładnie pachnie! To ten tort, co?

– Tak – burknęła Krystyna, nie odwracając się. – Tylko nie dotykać, jeszcze nie gotowy.

Koleżanki Kingi – Magda i Ania – zachichotały, siadając przy stole. Magda, z jaskrawoczerwoną szminką, sięgnęła po miskę z kremem.

– Kryśka, można spróbować? Uwielbiam twój krem!

– Lepiej nie – Krystyna odwróKrystyna westchnęła, patrząc na rozbawione twarze dziewczyn, i pomyślała, iż może jednak warto było zorganizować tę imprezę, by zrozumieć, iż czasem najlepszym prezentem jest po prostu postawienie na swoim.

Idź do oryginalnego materiału