Moja mama jest przekonana, iż najważniejszym powołaniem kobiety jest urodzenie dziecka. Reszta się nie liczy – ani dobrze rozwinięta kariera, ani własne mieszkanie, ani samochód. jeżeli nie masz dziecka, twoje życie jest według niej zmarnowane. Nigdy jednak nie podzielałam jej poglądów i żyłam tak, jak uważałam za słuszne.
Tym bardziej iż nie spotkałam jeszcze mężczyzny, za którego chciałabym wyjść za mąż. Jedyne co, to starałam się rzadziej odwiedzać mamę, by uniknąć lamentów na temat mojej „bezpłodności”.
Moja młodsza siostra zawsze jednak była bardziej uległa wobec mamy. To na jej naleganie zrezygnowała z nauki i wyszła za mąż zaraz po szkole. A potem co roku rodziła dziecko – też zgodnie z matczyną „radą”.
Siostra przytyła, była zmęczona i przytłoczona opieką nad dziećmi, aż w końcu jej mąż tego nie wytrzymał i odszedł. Siostra wróciła do mamy z czwórką dzieci.
Moja dawna sypialnia została zajęta, więc przestano zapraszać mnie na noclegi. Mogłam wpadać jedynie na kilka godzin. Podczas wizyt mama i siostra narzekały, jak ciężko im się żyje, iż na nic nie starcza pieniędzy.
Z własnej naiwności zaproponowałam drobną pomoc finansową. Złapały się tej propozycji z radością. To, co zaczęło się jako „niewielka pomoc”, po roku zmieniło się w oczekiwanie, iż „mam obowiązek utrzymywać całą rodzinę”. Gdy zrozumiałam, iż mnie wykorzystują, całkowicie odcięłam strumień pieniędzy.
Wtedy mama wpadła na „genialny” pomysł. Przywiozła do mnie najmłodszą córkę siostry. Wręczyła mi dziecko i powiedziała:
– Masz, prezent dla ciebie. Sama nie umiesz urodzić, więc siostra cię wyręczyła – wychowuj. Pamiętaj o naszej dobroci.
Nie słuchając moich sprzeciwów, zostawiła dziewczynkę na klatce i wyszła. Stałam oszołomiona, nie wierząc, iż to naprawdę się dzieje.
Kocham moje siostrzeńce, ale nie mogłam zatrzymać dziecka u siebie. Pracuję, często wyjeżdżam służbowo, a ta mała potrzebuje matki.
Zabrałam dziewczynkę na zakupy, kupiłam jej zabawki, ubranka i jedzenie. Wieczorem odwiozłam ją do mamy. Były wściekłe, bo najwyraźniej liczyły, iż zatrzymam małą. Obiecałam jednak, iż przez cały czas będę pomagać – będę przywozić dzieciom ubrania i jedzenie, na ile pozwoli mi budżet. Zarabiam dobrze i mogę sobie na to pozwolić.
Słowa dotrzymałam. Co jakiś czas przywożę zakupy i rzeczy dla dzieci. Ale zamiast wdzięczności dostaję jedynie pretensje od mamy i siostry. Dla mamy jestem „najgorszą córką na świecie”. Coraz częściej myślę: może powinnam na gwałtownie urodzić troje czy czworo dzieci i wrócić z nimi do mamy? Ciekawe, czy wtedy uznałaby mnie za dobrą córkę?
Mamy i siostry mi nie żal. Żal mi tylko dzieci, które nie zawiniły temu, iż przyszły na świat w takiej rodzinie. Ale nie wiem, jak długo jeszcze dam radę im pomagać – w końcu i ja kiedyś będę chciała założyć własną rodzinę.