Czas spotkać się z rekinami szepnęła moja synowa, zanim zepchnęła mnie za burtę. Mój syn patrzył, uśmiechając się, gdy morze pochłonęło mnie bez śladu. Jego cel? Zabrać mój majątek wart dziesięć milionów złotych.
Wypływam do rekinów pomyślałem, gdy wpadłem do wody. Bałtyk natychmiast mnie otoczył, a błękit nieba zniknął, zastąpiony przez zimne, duszące morskie głębiny. Ledwo się wynurzyłem, kaszląc i łapiąc powietrze, gdy zobaczyłem ich po raz ostatni mojego syna Michała i jego żonę Ewelinę opartych o reling, z kieliszkami szampana w dłoniach, wznoszących toast.
Mając siedemdziesiąt jeden lat, nie byłem już tak zwinny jak za młodu, ale lata porannych kąpieli nad Bałtykiem nauczyły mnie walczyć z falą. Nogi płonęły, gdy wiosłowałem, ale przetrwanie nie było dla mnie problemem. Wspiąłem się z pozycji syna murarza na szczyt jako potentat nieruchomości, którego majątek przekraczał dziesięć milionów złotych. A teraz moja własna krew wyrzuciła mnie za burtę jak niepotrzebny śmieć.
Od lat podejrzewałem, iż uśmiech Eweliny był bardziej wyrachowany niż ciepły. Dbała tylko o markowe ubrania, zdjęcia na Instagramie i plany na przyszłość. Michał, mój jedyny syn, od studiów dryfował, przygnieciony luksusem. Wmawiałem sobie, iż dorośnie, iż stanie się twardy jak stal, którą sam nosiłem w kieszeni. Ale tej nocy, w blasku świateł jachtu, zrozumiałem jego kręgosłupem była Ewelina.
Słona woda paliła oczy, gdy płynąłem w stronę ciemnego zarysu brzegu. Odległość była przerażająca, ale gniew płynął we mnie silniej niż prąd. Każdy ruch napędzała zdrada. Gdy godzinami później wylądowałem na kamienistej plaży, mięśnie krzyczały z bólu, ale umysł był ostrzejszy niż od lat.
Jeśli chcieli, żebym zginął niech się cieszą zwycięstwem. Ale gdy tylko opuścili mój dom, ja, ociekający wodą i z ranami, już na nich czekałem. I miałem dla nich prezent, którego nigdy nie zapomną.
Michał i Ewelina wrócili do biura w Warszawie trzy dni później, ich historia była idealnie wygładzona. To był tragiczny wypadek powtarzała Ewelina pracownikom, błyszcząc łzami. Powiedzieli straży przybrzeżnej, iż wypadłem za burtę, iż byłem za stary, by się utrzymać. Nie znaleźli ciała tylko oświadczenia i papiery.
W bibliotece, wśród dębowych regałów, otworzyli butelkę wina. Śmiali się, jakby zwycięstwo było pewne. Ale gdy Ewelina sięgnęła po pilota, na ekranie telewizora pojawiła się nie wiadomość, ale moja twarz.
Niespodzianka powiedziałem w nagraniu. Mój spokojny, stanowczy głos wypełnił pokój.
Kieliszek wypadł z dłoni Michała. Ewelina otworzyła usta, ale słowa utknęły jej w gardle.
Jeśli to widzicie, znaczy, iż próbowaliście zabrać to, co zbudowałem. Chcecie pieniędzy? Proszę bardzo. Ale powinniście wiedzieć, co tak naprawdę odziedziczyliście.
Przewidziałem zdradę lata wcześniej. Mój prawnik, człowiek, któremu ufałem od siedemnastego roku życia, pomógł mi założyć fundusz. Gdybym zginął w podejrzanych okolicznościach, pieniądze trafiłyby do Michała ale pod warunkiem, iż każda złotówka zostanie przekazana na cele charytatywne, domy weteranów i stypendia. Ewelina zawsze śmiała się z moich darowizn, nazywając to wyrzutami sumienia starucha. Nigdy nie zrozumiała, iż to była droga ucieczki, którą przygotowałem.
Dziesięć milionów złotych powiedziałem w nagraniu i żadna z nich nie trafi w wasze chciwe ręce. Chyba iż wydacie je tak, jak ja: cegła po cegle, umowa po umowie, poświęcenie po poświęceniu.
Nagranie się skończyło, pozostawiając ciszę.
Wtedy padł prawdziwy cios. Wszedłem do biblioteki, żywy. Ubranie wyprasowane, postawa wyprostowana, jedynym śladem ataku była blizna na czole. Michał zbladł, kolana mu się uginały, jakby znów był dzieckiem przyłapanym na kradzieży ciastek. Ewelina jednak stała wyprostowana, oczy zwężone jak u gracza podwajającego stawkę.
Powinieneś być martwy syknęła.
A jednak jestem odparłem. I to jest mój prezent dla was obojga: wolność. Wolność ode mnie, od pieniędzy, które znacie dla was więcej niż rodzinę. Spakujecie się dziś wieczorem. O świcie nie będzie was w tym domu, w mojej firmie, w niczym, co do mnie należy. Życzę wam szczęścia teraz będziecie zdani tylko na siebie.
Ewelina nie umiała przegrać w milczeniu. Nie możesz nas tak po prostu wymazać! warknęła, chodząc po dywanie jak osaczony zwierz. Michał jest twoim synem. Wszystko mu zawdzięczasz!
Michał milczał, czoło mokre od potu. Patrzył na nas rozdarty, ale zbyt tchórzliwy, by wybrać stronę.
Zawdzięczam mu coś? warknąłem. Dałem mu każdą szansę. Studia, pracę w firmie, miejsce przy stole. A co on z tym zrobił? Pozwolił, by stał się wspólnikiem przeciw własnemu ojcu.
Ewelina znów się uśmiechnęła szyderczo. Naprawdę myślisz, iż policja uwierzy w twoją wersję? Paranoiczny starzec, który twierdzi, iż syn chciał go zabić? Nie masz dowodów.
Źle myślisz powiedziałem.
Z szuflady biurka wyjąłem mały, wodoodporny worek, który przypiąłem do siebie, zanim Ewelina mnie zepchnęła. W środku była kamera GoPro. Na karcie pamięci był zapis: słychać głos Eweliny Czas na rekiny i śmiech Michała.
Krew zeszła z twarzy syna. Ewelina rzuciła się na mnie, ale odskoczyłem. Jedna kopia jest już u mojego prawnika. Druga w sejfie. jeżeli coś się stanie, wszyscy to zobaczą.
Wtedy walka się skończyła. Michał osunął się na fotel, zakrywając twarz dłońmi. Ewelina podeszła do drzwi, twarz kamienna. Jesteś okrutnym człowiekiem powiedziała cicho. Nie chcesz syna, tylko żołnierza. Może kiedyś byłeś












