Czas na wspomnienia: czterdziestka w obiektywie

newskey24.com 2 miesięcy temu

Magdalena Wiśniewska siedziała przy kuchennym stole, przeglądając zdjęcia w telefonie. Czterdzieści lat – okrągła rocznica. Chciała urządzić prawdziwą imprezę, zaprosić przyjaciół, kolegów z pracy, może choćby zamówić tort w cukierni. Pierwszy raz od dawna miała ochotę świętować urodziny z rozmachem.

– Magda, ty zupełnie zwariowałaś? – głos Wandy Stanisławówny przeciął ciszę mieszkania jak nóż. Teściowa stanęła w progu kuchni, trzymając w rękach swój nieodłączny bukiet kwiatów z własnego ogródka.

– Dzień dobry, Wando Stanisławno – Magdalena nie podniosła wzroku znad telefonu. – Proszę wejść, herbata jest na gazie.

– Jaką herbatę! Wytłumacz mi lepiej, co za bzdury opowiadałaś Jackowi o urodzinach? Czterdziestka to zły znak!

Magda powoli odłożyła telefon i spojrzała na teściową. Wanda Stanisławna stała w swoim ulubionym szarym swetrze, który nosiła już od lat, i patrzyła na synową tak, jakby ta zaproponowała tańczyć nago na Rynku Głównym.

– To moje urodziny i ja decyduję, jak je spędzę – powiedziała spokojnie.

– Ty decydujesz! – Wanda rozłożyła ręce. – Czterdziestki się nie świętuje! To pech, wszyscy wiedzą. Moja babcia mawiała: obchódź czterdziestkę, a życie ci się rozsypie.

Magda uśmiechnęła się ironicznie:

– Pani babcia pewnie wiele rzeczy mówiła. Czasy się zmieniły.

– Czasy, czasy… – Wanda podeszła do kuchenki, nalała sobie herbatę do ulubionego kubka – tego samego, którego Magda nie mogła znieść, bo teściowa przyniosła go ze swojego domu i postawiła w ich kredensie bez pytania. – Wiesz, iż sąsiadka Basia w zeszłym roku świętowała czterdziestkę? Miesiąc później mąż jej uciekł!

– Wando Stanisławno – Magdalena wstała i podeszła do okna – Basi mąż uciekł, bo pił jak szewc przez ostatnie dwadzieścia lat. A nie dlatego, iż ona świętowała urodziny.

– Zawsze musisz być najmądrzejsza! – głos teściowej stał się piskliwy. – Nie po to wychowałam syna, żeby trafił na taką… taką nowoczesną.

Słowo „nowoczesna” wypowiedziała tak, jakby to była najgorsza obelga.

Magda odwróciła się do niej:

– A co adekwatnie jest złego w tym, iż jestem nowoczesna? Pracuję, zarabiam, prowadzę dom…

– Prowadzisz dom! – prychnęła teściowa. – Wczoraj przyszłam, a u was kurz na półkach, koszula Jacka nie wyprasowana wisi, a ty siedzisz przy komputerze i coś tam stukasz.

– Pracowałam. Zdalnie. To się nazywa kariera.

– Kariera… – Wanda popiła herbatę. – A rodzina? A dom? A gdzie wnuki?

To pytanie o wnuki słyszała za każdym razem, gdy teściowa przychodziła w gości. A przychodziła często – prawie codziennie. Miała swoje klucze do ich mieszkania, które Jacek dał jej „na wszelki wypadek” jeszcze w pierwszym roku małżeństwa. Wypadek, jak widać, trwał już od ośmiu lat.

– Wando Stanisławno, staramy się – Magda usiadła z powrotem przy stole. – Ale na razie nam tak dobrze.

– Dobrze! W twoim wieku to już czas pomyśleć. Czterdzieści na karku, a ty tylko zabawy w głowie.

– Właśnie dlatego chcę świętować. Elegancko, z przyjaciółmi, z dobrym jedzeniem.

Wanda postawiła kubek z taką siłą, iż herbata rozprysła się na ceracie:

– Nie pozwolę! Porozmawiam z Jackiem. On cię powstrzyma.

– Jacek mnie popiera – skłamała Magda, bo mąż jeszcze nie znał skali jej planów.

– Zobaczymy – rzuciła groźnie teściowa i ruszyła do drzwi. – Zobaczymy, co powie.

Gdy została sama, Magda oparła się o stół i zamknęła oczy. Osiem lat. Osiem lat znosiła te codzienne wizyty, pouczanie, „dobre rady”. Jak gotować zupę („Za mało soli, Jacek nie lubi mdłej”), jak prasować koszule („Zacznij od rogów kołnierza”), jak witać męża z pracy („Mężczyzna musi widzieć, iż w domu na niego czekają”).

Na początku próbowała delikatnie protestować, potem ostrzej, w końcu tylko milczała. Ale ostatnio choćby milczenie przychodziło z trudem. Zwłaszcza gdy Wanda zaczynała przestawiać rzeczy w ich domu, zmieniać układ szafek albo – jak w zeszłym miesiącu – wyrzucić kwiaty, które według niej „już przekwitły” (chociaż jeszcze pięknie się trzymały).

Wieczorem, gdy Jacek wrócił z pracy, Magda wiedziała już, iż rozmowa będzie trudna. Mąż był zmęczony, rozdrażniony, a pierwsze, co powiedział, ściągając kurtkę:

– Mama dzwoniła. Mówi, iż wymyśliłaś jakieś głupoty z urodzinami.

– Jakie głupoty? – Magda stała przy kuchence, mieszając obiad.

– No… świętowanie czterdziestki. Mama twierdzi, iż to pechowa data.

– Jacku – odwróciła się do niego – naprawdę wierzysz w te zabobony?

Jacek wzruszył ramionami:

– Nie wiem. Ale mama nie bez powodu tak mówi. Ona dużo w życiu widziała.

– Dużo widziała – powtórzyła Magda. – A ja? Ja niczego nie widziałam? Za chwilę czterdziestka, chcę uczcić to porządnie. Zaproszę przyjaciół, kolegów, zrobię przyjęcie. Co w tym złego?

– No nic złego – Jacek usiadł przy stole – ale po co mamę denerwować? Można przecież cicho, w rodzinnym gronie.

– Cicho i rodzinnie świętujemy co roku. W tym roku będzie inaczej.

– Magda – głos Jacka stał się perswazyjny – po co ci ten zachód? Goście, zamieszanie, gotowanie…

– Gotowanie biorę na siebie. I to zamieszanie też.

– A mama?

– Co mama?

– Będzie się martwić, jeżeli nie posłuchamy jej rady.

Magda postawiła patelnię na stole odrobinę mocniej, niż planowała:

– Jacku, to moje urodziny. MOJE. Nie twojej mamy. I to ja decyduję, jak je spędzę.

Mąż spojrzał na nią zaskoczony, jakby widział ją pierwszy raz:

– Co, obraziłaś się na mamę?

– Nie obraziłam się. Jestem zmęczona.

– Czym?

– Tym, iż we własnym domu nie mogę podjąć żadnej decyzji. Że twoja mama zachowuje się jak gospodyni w naszym mieszkaniu. Że każdy mój krok jest komentowanyMagda uśmiechnęła się do siebie, zamykając drzwi mieszkania, bo po raz pierwszy od dawna czuła, iż wreszcie zaczyna żyć tak, jak chce.

Idź do oryginalnego materiału