Ciasto na cudzy koszt
Przyłożyła dłoń do serca mam skoki ciśnienia. Lekarz powiedział, iż potrzebuję drogich leków Pomożesz mamie?
***
W mieszkaniu unosił się zapach wanilii i świeżo zaparzonej kawy Katarzyna właśnie wyjęła z piekarnika jabłecznik z cynamonem. Złocista skórka chrupała pod nożem, a po kuchni płynął ciepły, kojący aromat, jakby jesień sama zajrzała przez okno. Katarzyna ostrożnie układała kawałki ciasta na porcelanowych talerzach, gdy w przedpokoju rozległ się dzwonek ostry, natrętny, jak uderzenie metronomu.
W drzwiach stała teściowa Wanda Nowak. W eleganckim kaszmirowym płaszczu w kolorze morskiej fali, z idealnie ułożonymi siwymi włosami i promiennym uśmiechem. W dłoniach trzymała torebkę z drogiej cukierni tej samej, gdzie ciasteczka kosztowały tyle, co dzienna dieta całej rodziny.
Kasiu, witaj, kochanie! zaśpiewała, wyciągając ręce do uścisku. Byłam w pobliżu, pomyślałam, iż wpadnę. A u was tak pachnie! Zupełnie jak w dzieciństwie
Katarzyna uśmiechnęła się powściągliwie, czując, jak w środku narasta znajome napięcie jak ciasno zwinięta sprężyna, gotowa się rozprostować. Wiedziała: ta wizyta nie jest przypadkowa.
…Wanda zaczęła nachalnie pojawiać się w ich życiu trzy lata temu po tym, jak jej mąż, ojciec Marka, odszedł z rodziny. Na początku wszystko było miłe: wspólne niedzielne obiady, ciepłe rozmowy przy herbacie, pomoc w domowych sprawach. Ale stopniowo jej wizyty stały się częstsze, a prośby natarczywsze.
Marku, synku, wzdychała Wanda, teatralnie przyciskając dłoń do serca, ciśnienie mi skacze. Lekarz powiedział, iż potrzebuję drogich leków Pomożesz mamie?
Marek, łagodny i wrażliwy, nigdy nie odmawiał. Najpierw kwoty były małe dwadzieścia, pięćdziesiąt złotych. Potem urosły do stu, dwustu. Katarzyna próbowała rozmawiać z mężem, ale ten tylko machnął ręką, patrząc na nią z lekką irytacją:
Kasia, daj spokój Mama jest chora, widzisz to. Nie można jej zostawić w potrzebie. To przecież moja matka
A Wanda tymczasem co chwila zapominała wspomnieć, iż leki już kupione, a pieniądze poszły na coś innego. To na pilny kurs witamin, to na wyjątkowy zabieg w klinice, to na pomoc przyjaciółce w potrzebie.
Pewnego dnia Katarzyna przypadkiem zobaczyła w mediach społecznościowych zdjęcie teściowej w kawiarni. Na fotce uśmiechała się, trzymając filiżankę cappuccino i ciastko z malinami, a podpis głosił: Słodki czwartek najlepsze lekarstwo na chandrę!
Katarzyna zmarszczyła brwi dzień wcześniej Wanda dzwoniła do Marka z płaczem:
Synku, tak źle się czuję Leki się skończyły, a lekarz mówi, iż potrzebne są inne, importowane, a kosztują majątek choćby nie wiem, gdzie je zdobyć Chyba umrę z bólu
Katarzyna pokazała zdjęcie mężowi. Marek zmarszczył brwi, przesunął palcem po ekranie, jakby próbował zetrzeć obraz. W jego oczach mignęło zakłopotanie, ale gwałtownie znalazł wytłumaczenie:
Może to było dawno? Albo po prostu chciała się trochę pocieszyć choćby chorzy czasem potrzebują odrobiny radości.
Marku, cicho powiedziała Katarzyna, czując, jak w gardle ściska się gorzki guzek, ona wydaje twoje pieniądze na kawiarnie i ciastka, a my oszczędzamy na remoncie. Naprawdę nie widzisz w tym problemu? Zbieraliśmy na nową pralkę, pamiętasz?
Tego samego wieczoru Wanda zadzwoniła do syna z płaczem Katarzyna słyszała jej szloch choćby przez głośnik:
Marku, czuję się taka samotna choćby nie wiesz, jak mi ciężko. A teraz jeszcze Kasia się na mnie uwzięła Mówi, iż trwonię pieniądze A ja tylko chcę trochę ciepła
Marek odwrócił się do niej z zaciętymi ustami.
Znowu czepiasz się mamy? rzucił ostro, rzucając telefon na stolik. Dźwięk był zbyt głośny, jak uderzenie. Ona jest na krawędzi, a ty ją dobijasz!
Katarzyna poczuła, jak w środku kipi gniew gorący, palący, jak roztopiony metal.
Nie czepiam się! Chcę tylko, żebyś zobaczył prawdę. Ona tobą manipuluje! Wykorzystuje twoje uczucia!
Jesteś po prostu skąpa! krzyknął Marek, a słowa zawisły w powietrzu jak trujący dym. Szkoda ci pieniędzy dla matki? To moja krew!
Katarzyna w milczeniu wyszła do sypialni, cicho zatrzaskując drzwi. Za oknem lał deszcz, uderzając w szyby, jakby wtórował jej wewnętrznemu chaosowi
…Następnego dnia Wanda przyjechała pogodzić się. Przyniosła kwiaty bujne chryzantemy w fioletowej folii, przepraszała za emocje, ale w jej oczach widoczna była zimna wyrachowanie, ukryta za maską skruchy.
Kasiu, rozumiem, iż martwisz się o budżet, powiedziała łagodnie, mieszając łyżeczką herbatę. Jej ruchy były płynne, niemal hipnotyzujące. Ale wiesz, jak ważna jest troska o starszych. Nie proszę o wiele Tylko o odrobinę pomocy.
Katarzyna ścisnęła filiżankę tak mocno, iż zabolały ją palce. Zapach herbaty, zwykle kojący, teraz wydawał się duszący.
Wando, czy myślałaś, iż my też jesteśmy zmęczeni? Że potrzebujemy pieniędzy na własne sprawy? Na remont, na wakacje, na przyszłość
Teściowa klasnęła w dłonie, a bransoletki na jej nadgarstkach głośno zadzwoniły.
Och, droga, jesteś taka młoda Nie rozumiesz, jak gwałtownie nadchodzi starość. Wczoraj omal nie zemdlałam Lekarz mówi, iż muszę pilnie brać witaminy, a one takie drogie I jeszcze badania I masaże Wszystko kosztuje
Katarzyna chciała odpowiedzieć, ale wtedy zadzwonił Marek.
Mamo, gdzie jesteś? w jego głosie brzmiał niepokój. Martwię się.
Synku, jestem u was, zaszczebiotała Wanda









