Gdy moja córka urodziła syna, serce wypełniło mi się radością. ale gwałtownie pojawił się niepokój: miała istotną pracę w Warszawie, która nie pozwalała jej na dłuższy urlop macierzyński. Nie mogłam zostawić maleństwa samego z ochotą zgodziłam się pomóc. Każdego ranka o ósmej stawiałam się w jej mieszkaniu na Mokotowie i zostawałam z wnuczkiem aż do wieczora.
Kąpałam go, karmiłam kaszką, kołysałam do snu. Pranie i prasowanie stały się moją codziennością, a spacery po Łazienkach naszym rytuałem. Wszystko szło dobrze, aż pewnego dnia coś się złamało.
Byłam zmęczona po długim spacerze i sięgnęłam po coś do jedzenia. Otworzyłam lodówkę, wzięłam kawałek żółtego sera i jabłko. Wtedy usłyszałam głos córki, który zabrzmiał jak zimny wiatr:
Nie ruszaj jedzenia. To wszystko kupione za nasze pieniądze.
Zamarłam.
Przecież jestem tu całe dnie Mam siedzieć o głodzie?
Przynoś sobie swoje jedzenie. To nie jest jadłodajnia odparła szorstko i wyszła do swojego pokoju.
Wtedy dotarło do mnie, iż wychowałam egoistkę, która nie widzi, ile dla niej robię. Postanowiłam dać jej lekcję, której nigdy nie zapomni. Może to i okrutne, ale czasem trzeba pokazać, gdzie leżą granice.
Śc