Córka, która nie zdobyła serca

newsempire24.com 19 godzin temu

Już podchodziłam do domu, gdy w torbie zadzwonił telefon. Wyciągnęłam go i odebrałam bratu.

– Cześć, Tomek. – Bez skrupułów używałam jego dziecinnego przezwiska, choć był już dorosły i wyższy ode mnie.

– Nie zapomniałaś, iż za tydzień mama ma urodziny? I to okrągłe – przypomniał mi.
Dobrze, iż zadzwonił, bo zupełnie wyleciało mi to z głowy.

– Nie, oczywiście iż nie – skłamałam bez mrugnięcia. – A ty już kupiłeś prezent?

– Właśnie dlatego dzwonię. Spotkajmy się, omówmy.

– Jasne. Może wpadniesz do mnie? Albo jutro w przerwie obiadowej, w naszej kawiarni? – zaproponowałam.

– Zalatwione. O dwunastej będę na ciebie czekał. Zadzwonimy, jeżeli coś się zmieni, okej? To do jutra. – I Antek się rozłączył.

Uwielbiam go, mojego młodszego brata. Jest mi najbliższą osobą. Nie mama, tylko on. Teraz aż boję się wspominać, iż kiedyś chciałam go zabić. Do dziś nie opuszcza mnie poczucie winy, zwłaszcza gdy na niego patrzę. I wstydu. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. A wtedy…

***

Moi przyszli rodzice poznali się na studiach i nie mogli bez siebie wytrzymać ani dnia, wszędzie chodzili razem. Nie mieli jednak gdzie być sami. Mama mieszkała z rodzicami, a tata w akademiku. Jedynym wyjściem dla zakochanych było wziąć ślub. I tak też oznajmili rodzicom mamy. Westchnienia, namowy, żeby się nie spieszyli, łzy – nic nie pomogło. Młodzi byli nieugięci, z zapałem bronili swojego prawa do miłości. Rodzice musieli ustąpić.

Trzeba przyznać, iż mama ma taki charakter – jak już coś sobie postanowi, to idzie po trupach. Namówiła rodziców na skromne wesele, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyli na wynajęcie mieszkania. Nie sposób było żyć w dwóch pokojach z dziadkami. Tak też zrobili.

Młodzi małżonkowie, w końcu mając swoją przestrzeń, początkowo spędzali każdą wolną chwilę w łóżku. Na zajęcia przychodzili niewyspani, zmęczeni, ale rozsiewający wokół aurę szczęścia. Jak wszyscy zakochani wierzyli, iż ich miłość przetrwa wszelkie próby. I nie spodziewali się żadnych przeciwności losu. Ależ byli naiwni!

Stało się to, co musiało się stać – mama zaszła w ciążę. Dla obojga to było zaskoczeniem i pierwszą poważną próbą, którą przeszli z godnością. Został im jeszcze półtora roku studiów. Jakoś to będzie.

Mama stała się kapryśna. Męczyły ją mdłości, ciągle była senna. Nie znosiła zapachów jedzenia, nie mogła gotować. Tata coraz częściej wieczorami “zawieszał się” u kolegów w akademiku. Zaczęły się kłótnie. Ale młodzi gwałtownie się godzili, zwłaszcza gdy mdłości minęły i mama znów zaczęła gotować.

Gdy się urodziłam, nadszedł czas chronicznego niewyspania i zmęczenia, a studiów nikt nie odwołał. Babcia i dziadek brali urlopy na zmianę, żeby się mną opiekować i dać mamie szansę skończyć studia. Mama często uciekała z wykładów, bo od nagromadzonego mleka bolały ją piersi.

Jej wyczerpanie i nerwowość udzielały się i mnie. Pewnie dlatego często płakałam i zasypiałam tylko na rękach. Rodzice z ulgą zostawiali mnie komuś i biegli na zajęcia, żeby odpocząć, a jeżeli się udało, to i przysnąć.

Miłość miłością, ale brakowało im doświadczenia i cierpliwości. Nagle zaczęli dostrzegać swoje wady, wysuwać pretensje, liczyć, kto co zrobił lub nie. Przez zmęczenie i niewyspanie kłótnie wybuchały często i o byle co. Tata znów zaczął uciekać do akademika. Wracał późno wieczorem, a kłótnie rozpalały się na nowo.

Ale w końcu zdali egzaminy, odebrali dyplomy, tata poszedł do pracy. Zostawili za sobą biedę i nieprzespane noce. Podrosłam, poszłam do żłobka, a mama też zaczęła pracować. Wtedy zaczęłam chorować. Mama częściej brała zwolnienia. Babcia i dziadek jeszcze młodzi, do emerytury daleko, nie mogli pomóc. Życie zaczęło rzucać nowe wyzwania. Tata zostawał po godzinach…

Pewnego dnia wrócił późno, a mama urządziła kolejną awanturę.

– Dość! – krzyknął tata. – Nie mogę tak dalej żyć. Nasze małżeństwo było błędem. Zbyt się spieszyliśmy… Kocham inną – powiedział bez przygotowania, spakował rzeczy i wyszedł.

Oczywiście nie mogłam tego pamiętać, byłam za mała. Część usłyszałam od mamy, część opowiedziała babcia, do części doszłam sama, gdy podrosłam.

Nie każda młoda rodzina wytrzymuje trudności dnia codziennego i może się pochwalić trwałością. Po odejściu taty mamę jakby ktoś podmienił. Często płakała, wyładowywała na mnie ból i żal.

Gdy rozlałam herbatę, upuściłam ciastko, mama mówiła, iż jestem niezdarna i cała w ojca. I uwierzyłam, iż tata odszedł przeze mnie, bo jestem zła. Długo tak myślałam. Tak wyrosłam z poczuciem winy.

– Wszystkie dzieci jak dzieci, a ty brudaska, wszędzie znajdziesz błoto – krzyczała. – Niezdara. Cała w ojca.

Wydawało mi się, iż sam mój widok drażnił mamę. Pewnie miałam rację, bo babcia często powtarzała, iż jestem żywym portretem taty. Musiałam akurat być do niego podobna.

Moim życiowym celem stało się nie martwić mamy. Ocena niższa niż piątka była dla mnie tragedią. Wykręcałam się na lewą stronę, żeby jej dogodzić. Ale to było trudne.

Mój charakter pisma pozostawiał wiele do życzenia.

– Co to za pismo? Jakby kura pazurem skrobała. Twój ojciec też pisał nie do odczytania – krzywiła się mama.

Więc wieczorami zamiast bawić się, ćwiczyłam litery. I wypracowałam ładne pismo. Ale mama chyba choćby tego nie zauważyła.

Potem mama ponownie wyszła za mąż. Zrobiło się łatwiej, bo przestała na mnie zwracać uwagę. Wujek Wojtek często zaglądał do mojego pokoju, bawił się ze mną, pomagał w lekcjach, dopóki mama go nie zawołała.

Pewnego dnia spytał, czy wolałabym brata czy siostrę. Ja nie chciałam nikogo. Chciałam, żeby mnie kochali. Odpowiedziałam, iż brata. Wujek Wojtek uśmiechnął się i pogłaskał mnie po głowie. Mama nigdyI wtedy zrozumiałam, iż prawdziwa miłość nie musi być wymuszona ani okupiona cierpieniem – wystarczy, by była szczera i płynęła z serca.

Idź do oryginalnego materiału