Trzymałam w rękach dokumenty i nie mogłam zrozumieć, jak moja własna matka mogła postąpić ze mną w ten sposób. Mój brat, który przez całe życie nie kiwnął palcem, dostał mieszkanie, a mnie mama całkowicie pominęła.
Zawsze wiedziałam, iż mama bardziej kocha mojego brata, to było widać na każdym kroku. Ale żeby zupełnie mnie wykreślić z testamentu? Tego się nie spodziewałam.
Już od kilku lat mieszkałam sama, odkąd tylko zaczęłam pracę – wynajęłam mieszkanie. Brat został z rodzicami. Mieli trzypokojowe mieszkanie, kiedyś przyznane ojcu z zakładu pracy.
Dopóki ojciec żył, wiedziałam, iż mnie nie skrzywdzi. Był sprawiedliwym człowiekiem. Ale po jego śmierci wszystko się zmieniło. I to nie na moją korzyść.
O tym, iż mama przepisała mieszkanie na mojego brata, dowiedziałam się przez przypadek. Pomagałam jej sprzątać przed świętami i znalazłam dokumenty. Nie zaprzeczała. Powiedziała, iż tak zdecydowała, bo uważa, iż tak będzie najlepiej – Denisiowi bardziej się przyda, a ja i tak sobie w życiu poradzę.
Nie miałam innego wyjścia, jak pogodzić się z tym. Choć było to bardzo bolesne. Odłożyłam papiery i wyszłam, zatrzaskując za sobą drzwi na wiele lat.
Postanowiłam wtedy wyjechać za granicę. Z wykształcenia jestem filolożką, znałam języki, więc spróbowałam szczęścia w Niemczech.
Na początku pracowałam jako niania. W pewnej rodzinie opiekowałam się pięcioletnią dziewczynką – jej mama zmarła, a ojciec sam nie dawał rady. Rodzina była serdeczna, płacili dobrze. A potem Albert, ojciec dziewczynki, pomógł mi znaleźć pracę w firmie, gdzie sam pracował.
Szybko się zaprzyjaźniliśmy. Po pracy za darmo opiekowałam się Adelką, a weekendy spędzaliśmy wspólnie. Po jakimś czasie Albert mi się oświadczył. Zgodziłam się. Wyszłam za mąż.
Zaprosiłam mamę i brata na ślub. Nie przyjechali. Stwierdzili, iż to za drogo. Ja żyłam swoim życiem, oni – swoim.
Aż do dnia, w którym brat się ożenił i przyprowadził żonę do mieszkania. Gdy tylko synowa dowiedziała się, iż mieszkanie już nie należy do teściowej, zaczęła ją wyganiać z domu.
Teraz mama codziennie do mnie dzwoni i skarży się, co wyprawia synowa. A ja? Ja już nic nie mogę zrobić. Sama podjęła decyzję, sama podpisała akt darowizny.
Nie wyrzucają jej tylko dlatego, iż ktoś musi opłacać rachunki. A iż oboje – brat i jego żona – nie pracują, to wszystko spada na mamę.
– Córeczko, musisz mi pomóc. Tobie się w życiu udało. A to wszystko dzięki mnie, bo w ciebie wierzyłam.
– O jaką pomoc ci chodzi?
– Kup mi kawalerkę. Przepiszę ją na ciebie. Nie mogę już z nimi żyć. Potrzebuję spokoju.
– Mamo, ja nie mam takich pieniędzy. choćby kawalerki nie udźwignę.
– Ale twój mąż jest bogaty. Poproś go. Naprawdę nie żal ci własnej matki?
Nie wiem, co robić. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, choć przecież zawsze czułam, iż brat był oczkiem w głowie mamy.
Nie mogę prosić męża o pieniądze – jeszcze pomyśli, iż wyszłam za niego z wyrachowania. A nie chcę zaczynać życia w małżeństwie od takiego nieporozumienia.
Mamy mi żal, ale to ona podjęła decyzję. Nie wolno stawiać wszystkiego na jedną kartę, mając dwoje dzieci. Czy nie mam racji?
Nawet zaproponowałam mamie, żeby przeprowadziła się do nas do Niemiec. Nie chce. Co mam robić? Doradźcie mi…