Co ty? Jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat! Jaka kochanka? Przecież mi ciebie wystarcza!
Barbara nie mogła sobie poradzić z natrętnym uczuciem, iż mąż ją zdradza. Wyczuwała to niemal podskórnie. Pewnego dnia zebrała się na odwagę i zapytała go wprost:
To prawda czy nie?
A on tylko wzruszył ramionami:
Co ty? Jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat! Jaka kochanka? Przecież mi ciebie wystarcza!
Wydawał się szczery. Żadnego drgnienia w uśmiechu, żadnego podejrzanego spojrzenia, a jednak Basia nie mogła zaznać spokoju.
Nie była typem, który czeka, aż los sam się rozstrzygnie. Postanowiła więc działać. Po przejrzeniu poradników internetowych zaczęła od przeszukania telefonu męża. Nic podejrzanego tylko kilka niewinnych rozmów z dawnymi koleżankami z klasy. No co za problem!
Telefon nigdy nie był zabezpieczony hasłem. “Po co mi to?” mawiał. Zero ukrytych wiadomości, zero podejrzanych kontaktów. Anioł w ludzkiej skórze.
Czasem Basia myślała, iż zwariowała, ale za każdym razem, gdy Marcin spóźniał się z pracy, czuła ten sam niepokój.
To tylko twoje wymysły! przekonywała ją przyjaciółka. Marcin cię kocha i nigdy by cię nie zdradził! Samą podejrzliwością psujesz wasz związek!
Ale Basia nie słuchała. Jej serce mówiło coś innego, a dzielenie się mężem z inną kobietą było dla niej nie do zaakceptowania.
Pewnego dnia choćby posunęła się do śledzenia go przyjechała pod jego biuro, żeby sprawdzić, czy faktycznie pracuje, czy może biega do innej. Gdy ją zobaczył, wpadł w furię. “Co ty wyprawiasz? Kompromitujesz mnie przed współpracownikami!” krzyczał. Potem długo musiała się tłumaczyć, ale mąż gwałtownie wybaczył.
Z pozoru wszystko było idealne. Dom jak marzenie, dwójka dzieci, stabilizacja. Ale Basia uparcie szukała dziury w całym.
Jak mówią kto szuka, ten znajdzie! Tyle iż na razie niczego nie znalazła.
W rzeczywistości Baśka po prostu się bała. Typowe dla trzydziestolatek z dwójką dzieci strach przed zostaniem samą. Z zewnątrz wydawała się opanowana, ale w środku kipiało.
Marcin nie zostawiał żadnych śladów. Żadnej szminki na koszuli, obcych perfum, nagłych zmian stylu. A jednak coś było nie tak.
Gdyby nie przypadek, może nigdy by się nie dowiedziała prawdy. Wyimaginowanej czy prawdziwej? Czas pokaże.
Gdy młodszy syn poszedł do pierwszej klasy, Basia postanowiła zrobić prawo jazdy. Uczyła się wieczorami, po pracy. Po trzech miesiącach zdała egzamin i dostała upragnione “prawko”.
Marcin był z niej tak dumny, iż kupił jej samochód. Niewielki, ale zawsze coś!
Basia, szczupła i drobna, czuła się w nim świetnie łatwiej było parkować.
Oczywiście Marcin się nie przyznał, ale kupił auto głównie po to, żeby żona nie prosiła go o jazdę jego Audi. Uważał, iż jeszcze nie jest gotowa na takie wożenie się.
Pewnej soboty Basia obudziła się wcześniej niż zwykle i postanowiła upiec rodzinie ulubione ciasto drożdżowe z jabłkami. Zabiera się do roboty, a tu brakuje mąki.
Na dworze mróz, śnieg po kolana, ale Basia już oswoiła się z zimową jazdą. Postanowiła gwałtownie skoczyć do sklepu. Wychodzi do auta, a ono nie chce zapalić. Wraca do domu wszyscy jeszcze śpią.
Nie miała ochoty iść na piechotę, więc postanowiła pożyczyć auto męża bez pytania. Pojechać kilka kilometrów? Przecież choćby się nie zorientuje.
Bierze kluczyki, wychodzi. Gdy auto się rozgrzewa, postanawia przetrzeć szyby. Siega do schowka po ściereczkę i coś wypada na podłogę.
Podnosi telefon. Ale czyj?
Marcina na pewno nie. Znała jego aparat, a ten był inny. Najpierw pomyślała, iż mógł go przypadkiem zabrać, ale palce same nacisnęły przycisk. Ekran się włączył.
Pierwsza wiadomość: od jakiejś Kasi.
“Kochanie, tak za tobą tęsknię! Przyjedź szybciej! Czekam!”
Basia aż zamrug













