Co sobie myślisz?

twojacena.pl 16 godzin temu

Walcząc z budzikiem, który uparcie dzwonił, Leon Rybkowski zrzucił się z łóżka i bosymi stopami podreptał do kuchni. Tam czekało na niego prawdziwe zaskoczenie. Przy stole, przerzucając jedną smukłą nogę przez drugą, siedziała Anielka. Miała na sobie tylko kokieteryjny, koronkowy fartuszek. Ten widok tak zaskoczył Leona, iż aż mrużył oczy.

– Słoneczko, obudziłeś się! – Anielka, niczym motyl, poderwała się z taboretu i zawisła na szyi oszołomionego Leona. – A ja już przygotowałam śniadanie!
– Naprawdę? I co to? – spytał, patrząc na coś włóknistego.
– No jak to, Leonku? To brokuły na parze.

Leon nigdy nie jadł „brokułów na parze”. Zwykle zaczynał dzień od czegoś bardziej przyziemnego.

– Może trochę majonezu? – nieśmiało zaproponował, nie mogąc przełknąć tego bezbarwnego i bezsmakowego dania.

Ale gdy zobaczył, jak idealne brwi Anielki uniosły się w górę, gwałtownie się wycofał:

– Oczywiście, kochanie! Bez majonezu!

„Za co mi się to szczęście należy?” myślał, kończąc śniadanie. Ale ta myśl nie dotyczyła brokułów, tylko bogini, która siedziała na zniszczonym kuchennym taborecie w środku jego kuchni. „Ta nimfa!.. Najada!.. Beatrycze – teraz moja!”

***
Po raz pierwszy Leon zobaczył Anielkę w teatrze, gdzie od trzydziestu lat pracował jako elektryk. Pewnego dnia, naprawiając przepaloną lampę, skierował snop światła na scenę i… ujrzał ją! To delikatne, eteryczne stworzenie natychmiast zawładnęło jego sercem. I od tamtej pory nie miał spokoju.

Nie, Leon Rybkowski nie był z tych mężczyzn, którzy gonią za każdą spódnicą! I to w teatrze – miejscu pełnym piękna i sztuki. Miał opinię porządnego człowieka i sumiennego pracownika. Może właśnie za te rzadkie cechy niebo nagrodziło go Anielką?

***
Niedbale się ogoliwszy, Leon zaczął się ubierać do pracy.

– Może byś mi koszulę wyprasowała… – zwrócił się nieśmiało do Anielki.

Ale „nimfa-Beatrycze” była zbyt zajęta czymś boskim.

– Słoneczko, możesz sam? – zamruczała, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
– No dobrze, to sam! – nie protestował Leon.

Nie wiedząc, gdzie o tej porze chowa się żelazko, po męsku po prostu przetarł koszulę wilgotnymi dłońmi. Zabrał torbę narzędzi, cmoknął Anielkę leżącą na sofie i wybiegł do pracy.

Dopiero w tramwaju zdał sobie sprawę, iż coś jest nie tak. Spojrzał na siebie i zorientował się, iż w torbie brakuje zawiniętych w papier kanapek lub pojemniczka z ciepłymi kotletami.
„No trudno. Coś kupię w bufecie!” – pogodził się z tym Leon.

***
„Słoneczko, przelej mi pięćset złotych. Dziś mam manicure!”.

Leon lekko się zmieszał. Nie wiedział, iż manicure może tyle kosztować! Ale mimo burczącego brzucha nie chciał martwić Anielki.
„Jak coś, pożyczę od Zbyszka do wypłaty!” – pomyślał, naciskając „przelej środki”. Piękno wymaga poświęceń!

Pół godziny przed końcem pracy dostał kolejną wiadomość:

„Wróć przez supermarket, kup awokado i mleko bez laktozy na kolację! Buziaki!”

Leon znał tylko słowo „mleko”. Krążył między półkami, gubił się wśród działów. W końcu, zrezygnowany, poprosił o pomoc sprzedawczynię.

– Ile awokado? – uprzejmie spytała dziewczyna, niosąc mleko w stronę warzyw.

Leon znów się zawahał. Nie wiedział, ile ludzie zwykle kupują. Ale żeby nie wyjść na ignoranta, odparł:

– Dwa kilogramy, proszę!

Płacąc przy kasie, westchnął – Zbyszkowi będzie musiał dać znać. Choć sam nigdy nie pożyczał, teraz nie miał wyjścia.
„Pierwszy raz się nie liczy!” – pocieszał się, ciągnąc siatkę pełną egzotycznego owocu. – „Dla takiej kobiety warto i Zbyszka zawrócić!”

Anielka przywitała go z otwartymi ramionami. Była promienna, mieniąca się czymś jedwabistym i pachnącym – aż Leonowi zakręciło się w głowie.

– Leonku, tak za tobą tęskniłam! – szczebiotała, gdy chował zakupy do lodówki.
– A co na kolację, skarbie? – spytał nieśmiało, wpatrując się w nią.

Wstydził się głodnego brzucha, ale liczył, iż „nimfa” tego nie usłyszy.

– Już jest! – zawołała, a wtedy zadzwonił domofon.
– Kolacja przyszła! – ucieszyła się. – Leonku, zejdź, zapłać i przynieś!

„Co można zamówić za takie pieniądze?” – dziwił się, wchodząc z ciężarem po schodach. „Pudełko waży pół kilo, a kosztuje jak samochodowa opona!”

– Co to? – spytał, gdy wrócili.
W przezroczystym pudełku leżała nieznana mu potrawa, obsypana zielonymi listkami.

– Nie poznajesz? To sushi! – wyjaśniła Anielka.
– Sushi to tradycyjne japońskie danie! Zamówiłam z tuńczykiem, krabem i ośmiornicą!

Leonowi sushi nie zasmakowało. Cieszyło go tylko, iż Anielka była zachwycona i zjadła prawie całość. Gdy „nimfa” poszła spać, zajrzał do lodówki w poszukiwaniu choć łyżki zupy. Nie znalazł nic i smutny położył się…

***
Następnego ranka śniadania nie było. Anielka spała, rozrzuciwszy złote loki.

– Słoneczko, zostaw mi siedemset złotych – zamruczała przez sen. – Dziś mam depilację.

Leon pierwszy raz usłyszał to słowo.
„Może to jakieś leczenie?” – pomyślał, zawstydzony własną irytacją.

– Oczywiście, kochanie! – odparł i poszedł do kuchni.

Nalał „mleka bez laktozy”, szukając czegoś do zjedzenia. W chlebaku znalazł suchy kawałek chleba, a z lodówki – wczorajsze awokado. Nie wiedział, czy jeść je na surowo, czy gotować. Ostatecznie zrezygnował.

– Już idziesz? – spytała Anielka, nie odrywając wzroku od telefonu.
– Tak – odpowiedział, tłumiąc irytację. – A ty, skarbie, kiedy do pracy?

Ona oderwała się od ekranu, zdziwiona.

– O czym ty mówisz? Jaka praca? – spytała. – Zapomniałeś, iż jestem twoją żLeon uśmiechnął się, przytulił Anielkę i powiedział: „Masz rację, kochanie, teraz jesteś moją najpięknieszą żoną, a ja zadbam, byś nigdy nie musiała martwić się o nic”.

Idź do oryginalnego materiału