„Co się stanie, jeżeli rodzice naprawdę się rozstaną?” W sercu Wovki narastał niepokój, a łzy cisnęły się do oczu.

polregion.pl 2 miesięcy temu

„A może rodzice naprawdę się rozwiodą?” Ta straszna myśl ścisnęła Adasia za gardło, a w oczach poczuł gorące łzy.

Trzech chłopaków szło ze szkoły. Wiosenne słońce raziło prosto w oczy. Przekomarzali się, popychając i śmiejąc. Pod blokiem Jacka zatrzymali się.

— Wieczorem jedziesz z nami na rowerach? Wczoraj z Darkiem zajebiście szaliliśmy po parku.

Adaś zmarszczył brwi. Od tygodnia prosił tatę, żeby wyciągnął rower z garażu, ale ten zawsze nie miał czasu. Albo wracał późno z pracy, gdy już ciemno, albo mówił, żeby poczekać do weekendu, a potem zapominał albo miał „pilne sprawy”.

— Jedziesz? — powtórzył Jacek, szturchając go w ramię.

— Nie wiem. Rower w garażu. Jak tata wróci wcześniej…

— Sam nie możesz go wziąć? Dobra, spotykamy się o siódmej w parku, podjeżdżaj. — Jacek wyciągnął dłoń, i wszyscy przybili piątkę.

Pod następnym blokiem Adaś pożegnał się też z Darkiem. „Może poszukać klucza do garażu? Tata parkował tam auto tylko zimą. Chyba nie nosi go przy sobie” — pomyślał i ruszył gwałtownie do domu. Mieszkał najdalej ze wszystkich.

W domu przebrał się i od razu zaczął szukać klucza. W szufladzie komody, gdzie rodzice trzymali różne drobiazgi, nie było jednak klucza od garażu. Przeszukał jeszcze kilka miejsc, ale w końcu machnął ręką i zabrał się za lekcje. Jak wróci mama, zapyta ją o klucz. Ale jeżeli nie odrobi zadań, pewnie mu go nie da.

Udało mu się skończyć w półtorej godziny. Sam się zdziwił — zwykle zajmowało mu to dwie, trzy godziny. Drzwi wejściowe zaskrzypiały. „Mama!” — ucieszył się i wybiegł na korytarz.

— Cześć — zmęczonym głodem powiedziała mama, idąc z siatkami do kuchni.
Adaś podążył za nią. Wyjmowała zakupy i chowała je do lodówki.

— Dlaczego nie zjadłeś makaronu z kotletami? Znowu kanapki z herbatą? Włóż to do szafki — podała mu paczkę kaszy gryczanej.

— Mamo, gdzie jest klucz od garażu?

— Po co ci?

— Chcę wyciągnąć rower.

— Odrobiłeś lekcje? — Mama zatrzasnęła lodówkę i spojrzała na niego.

— Odrobiłem, możesz sprawdzić — odparł szybko.

— Klucz… — Mama rozglądnęła się po kuchni. — Nie pamiętam. Poczekaj na tatę, on na pewno wie.

— A kiedy wróci? O północy? — warknął Adaś. — Chłopaki już dawno jeżdżą. Po co w ogóle chowaliście ten rower do garażu? Mogliście zostawić na balkonie. Tata wróci, i znowu będziecie się kłócić. Mam dość — mruknął, już wiedząc, iż dziś nie pojedzie.

Nastrój mu runął. Odwrócił się i wyszedł do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.

Ostatnio tata często zostawał w pracy. Z mamą codziennie się kłócili, wrzeszczeli na siebie. Adaś coraz częściej słyszał słowo „rozwód”.

Nie umiał sobie tego wyobrazić. Tak, tata rzadko pytał o szkołę, od miesięcy nie było wspólnych wyjść. Raz wrócił wcześniej. Przy kolacji zapytał, jak lekcje. Adaś zaczął opowiadać, ale gwałtownie zamilkł, widząc jego nieobecny wzrok. Tata nie słuchał, myślał o czymś swoim.

Mama natychmiast się zirytowała, iż tata olewa syna, iż nie interesuje się wychowaniem, a to przecież trudny wiek, kiedy ojciec jest ważny… Adaś wtedy zamknął się w pokoju, starając się nie słuchać. Ale jak nie słyszeć, gdy rodzice darli się na siebie?

U innych było normalnie. Jacek z tatą często jeździli na ryby, chodzili na mecze. Darek prawie nie wychodził — ciągle gdzieś jeździli z rodzicami samochodem. Adaś westchnął.

Siedział na łóżku z nogami pod sobą, trzymał książkę, ale ani razu nie spojrzał na otwarte strony. Weszła mama, usiadła na brzegu, sięgnęła, żeby pogłaskać go po włosach. Odchylił głowę, a ona cofnęła rękę.

— Znalazłam klucz do garażu. jeżeli odrobiłeś lekcje… — zaczęła niepewnie.

— Odrobiłem, mówiłem — przerwał.

— Więc ubieraj się. Pójdziemy razem.

Adaś zatrzasnął książkę, rzucił ją na bok, skoczył z łóżka i narzucił bluzę.

— Gotowy! — zawołał wesoło.

— Tylko obiecaj, iż nie będziecie jeździć po jezdni. Park albo chodniki — powiedziała mama, wstając.

Garaż był niedaleko, pięć minut drogi. Zardzewiały zamek z trudem ustąpił, metalowa brama otworzyła się z piskiem.

— Ile razy mówiłam, żeby nasmarował zawiasy — mruknęła mama, wchodząc.
Włączyła światło — pod niskim sufitem zapaliła się goła żarówka. Na półkach i w kątach stały pudła, narzędzia, rupiecie. W rogu stary kuchenny stół i dwa krzesła. Ten garaż był bardziej składzikiem niż miejscem na auto.

Metal nagrzany słońcem oddawał ciepło. Pachniało olejem i benzyną. Adaś od razu zobaczył rower, powieszony wysoko na ścianie.

— Nie dosięgniesz, weź krzesło — powiedziała mama.

Postawił je pod ścianą i stanął. Krzesło zachwiało się niebezpiecznie.

— Ostrożnie, złapię cię — mama objęła jego nogi.

— Mamo, tak mnie nie utrzymasz. Trzymaj krzesło, żeby się nie ruszało — zdziwił się własnym tonem, takim jak u taty.

Próbował zdjąć rower, ale był za ciężki.

— Spróbuję ja — zaproponowała mama.

— Ja sam! — Adaś uniósł się na palcach i szarpnął. Krzesło przechyliło się niebezpiecznie.

— Mamo, trzymaj! — krzyknął, ledwo nie upuszczając roweru. Mama złapała go w ostatniej chwili.

Zeskoczył, otrzepał ręce, uradowany, iż się udało.

— Opony puste. Trzeba je napompować — zauważyła mama. — Poszukaj pompki.

Przeszukał półki, ale nie znalazł.

— Nieważne, pojeżdżę tak albo pożyczę u Jacka — machnął ręką.

Wtedy zadzwonił telefon mamy.

— Tata — powiedziała i przyłożyła go do ucha.

— Jesteśmy w garażu… Adaś chciał rower. A ty dlaczego tak wcześnie?.. Niby czemu? — spytałaWieczorem, gdy rodzice siedzieli przy herbacie i śmiali się z jakiegoś głupiego żartu taty, Adaś po cichu schował klucz od garażu pod poduszkę, na wszelki wypadek.

Idź do oryginalnego materiału