Dzisiaj znów myślałem o tym, czy rodzice naprawdę się rozwiodą. Żołądek ścisnął mi się z bólu, a w gardle stanęła gorąca łza.
Szliśmy we trójkę ze szkoły – ja, Kuba i Tomek. Wiosenne słońce raziło w oczy. Śmialiśmy się, przepychając łokciami. Pod blokiem Kuby zatrzymaliśmy się.
– Wieczorem jedziemy na rowerach? Wczoraj z Tomkiem było zajebiście w parku – powiedział Kuba, szturchając mnie.
Skrzywiłem się. Od tygodni prosiłem tatę, żeby wyciągnął mój rower z garażu, ale ciągle nie miał czasu. Albo wracał z pracy po zmroku, albo obiecywał, iż w weekend, a potem zapominał.
– No jedziesz? – Kuba powtórzył i uderzył mnie w ramię.
– Nie wiem. Rower jest w garażu. jeżeli tata wróci wcześniej…
– Sam nie możesz go wziąć? Dobra, spotykamy się w parku o siódmej – Kuba wyciągnął dłoń, a my przybiliśmy piątkę.
Pod następnym blokiem pożegnałem się z Tomkiem. „Może poszukać klucza do garażu? Tata teraz nie parkuje tam auta, tylko zimą. Pewnie nie nosi klucza przy sobie” – pomyślałem i pobiegłem do domu. Mieszkałem najdalej ze wszystkich.
W domu przebrałem się i od razu zacząłem szukać klucza. W szufladzie komody, gdzie rodzice trzymali drobiazgi, nie było go. Szukałem dalej, ale w końcu machnąłem ręką i zabrałem się za lekcje. Jak mama wróci, zapytam ją. Ale jeżeli nie odrobię zadań, na pewno mi nie da klucza.
Skończyłem w półtorej godziny. Zaskoczyłem się – zwykle zajmowało mi to dwie, a choćby trzy. W drzwiach zgrzytnął zamek. „Mama!” – ucieszyłem się i wybiegłem do przedpokoju.
– Cześć – powiedziała zmęczona i przeszła z siatkami do kuchni.
Podążyłem za nią. Rozkładała zakupy, wkładając je do lodówki.
– Dlaczego nie zjadłeś makaronu z kotletem? Znowu suchary z herbatą? Włóż to do szafki – podała mi paczkę gryki.
– Mamo, gdzie jest klucz do garażu?
– Po co ci?
– Chcę wyjąć rower.
– Zrobiłeś lekcje? – Zamknęła lodówkę i spojrzała na mnie.
– Tak, możesz sprawdzić – odparłem szybko.
– Klucz… – rozejrzała się po kuchni. – Nie pamiętam. Zaczekaj na tatę, on na pewno wie.
– A kiedy on wróci? Nocą? – warknąłem. – Kuba i Tomek od dawna jeżdżą. Po co w ogóle chowaliście ten rower do garażu? Mogliście zostawić na balkonie. Jak tata wróci, i tak będziecie się kłócić. Już mnie to denerwuje – mruknąłem, zdając sobie sprawę, iż dzisiaj nie pojeżdżę.
Nagle zrobiło mi się pusto w środku. Odwróciłem się i wyszedłem do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Ostatnio tata często przesiadywał w pracy. On i mama codziennie się kłócili, krzyczeli na siebie. Za często słyszałem słowo „rozwód”.
Nie umiałem sobie wyobrazić, iż się rozstaną. Tak, tata rzadko pytał o szkołę, dawno nie byliśmy razem gdzieś poza domem. Raz wrócił wcześniej. Przy kolacji zapytał, jak mi idzie. Zacząłem opowiadać, ale gwałtownie zamilkłem, widząc jego nieobecne spojrzenie. W ogóle mnie nie słuchał.
Wtedy mama zaczęła krzyczeć, iż tata olewa wychowanie, iż teraz jest dla mnie istotny przykład ojca… Zamknąłem się w pokoju, próbując nie słuchać. Ale jak tu nie słyszeć, gdy rodzice wrzeszczą?
U wszystkich w klasie mają normalne rodziny. Kuba z tatą często jeżdżą na ryby albo na mecze. Tomek prawie nie wychodzi na podwórko – ciągle gdzieś jeździ z rodzicami. Westchnąłem.
Siedziałem na łóżku, trzymając otwartą książkę, ale nie przeczytałem ani słowa. Mama weszła, usiadła na skraju, sięgnęła, żeby pogłaskać mnie po głowie. Odwróciłem się.
– Znalazłam klucz do garażu. jeżeli odrobiłeś lekcje… – zaczęła niepewnie.
– Odrobiłem, mówiłem ci – przerwałem jej.
– Dobrze, to ubieraj się. Pójdziemy razem.
Zamknąłem książkę, rzuciłem ją na łóżko, wciągnąłem bluzę i powiedziałem:
– Gotowy.
– Tylko obiecaj, iż nie będziecie jeździć po ulicy. Park albo chodniki – powiedziała mama, wstając.
Garaż był niedaleko, pięć minut spaceru. Z trudem otworzyłem zardzewiały zamek, metalowa brama zaskrzypiała.
– Ile razy mówiłam, żeby nasmarował zawiasy – mruknęła mama, wchodząc.
Kliknęła wyłącznik, zapaliła się goła żarówka. Na półkach i w kątach stały pudła, narzędzia, różne graty. W głębi stary kuchenny stół i dwie taborety. Garaż był jak składzik na rzeczy, których szkoda wyrzucić.
Żelazo nagrzane słońcem oddawało ciepło. Pachniało olejem i benzyną. Od razu zobaczyłem rower, wiszący wysoko na ścianie.
– Nie sięgniesz, weź taboret – powiedziała mama.
Postawiłem go pod ścianą, ale kołysał się niebezpiecznie.
– Ostrożnie, złapię cię – mama objęła mnie za nogi.
– Mamo, tak mnie nie utrzymasz. Trzymaj taboret – powiedziałem, sam zaskoczony, jak bardzo brzmiałem jak tata.
Próbowałem zdjąć rower, ale był za ciężki.
– Ja spróbuję – zaproponowała mama.
– Ja sam – podciągnąłem się na palcach i mocno pchnąłem rower w górę. Taboret zachwiał się.
– Mamo, trzymaj! – krzyknąłem, ledwo łapiąc równowagę. Mama zdążyła złapać rower.
Zeskoczyłem, otrzepując ręce. W końcu pojeżdżę z chłopakami!
– Opony są miękkie. Trzeba je napompować – powiedziała mama. – Poszukaj pompki.
Przeszukałem półki, ale nie znalazłem.
– Nieważne, dzisiaj sobie pojeżdżę, albo pożyczę od Kuby.
Wtedy mama odebrała telefon.
– Tata… – powiedziała i przyłożyła komórkę do ucha.
– Jesteśmy w garażu… Wojtek chce rower. A ty czemu tak wcześnie?… Naprawdę? – odpowiedziała kąśliwie i zamilkła, słuchając.
– Nie mogłeś zaczekać? Obiecywałeś mu to od tygodni… Tak, właśnie teraz… Nie przychodź, lepiej powiedz, gdzie jest pompka?… – Milczała długo, potem odłożyła telefon i spojrzałaW końcu wszyscy wróciliśmy do domu razem, a ja, patrząc, jak rodzice śmieją się przy kolacji, poczułem, iż może jednak wszystko będzie dobrze.