– I od czego dziś będę cię musiał ratować? – zapytał Aleks, zalewając wrzątkiem kolejną zupkę chińską.
– Purée i klopsiki! – wesoło odparł Roman.
– O, znowu? – udając uśmiech, spytał przyjaciel.
– Znowu!
– W zeszłym tygodniu też były te okropne klopsiki! Ile można?!
– Właśnie to samo pytam swoją żonę, ale ona choćby słuchać nie chce! No dobra, bierz!
***
Szymon, ich nowy kolega, patrzył ze zdziwieniem na nowych znajomych, nie rozumiejąc, dlaczego Romanowi nie smakuje domowe jedzenie. Aleks postanowił wyjaśnić.
– Rzecz w tym, iż Roman zatęsknił za niezdrowym jedzeniem, jak zupki chińskie, pizza, pierożki smażone i tym podobne, a żona pakuje mu codziennie obiady, żeby jadł porządnie. Ratuję go. Przecież nie wyrzucić jedzenia! On je moją zupkę, a ja pochłaniam to, co jego żona ugotowała!
– Czyżby źle gotowała? – spytał Szymon, wyjmując swoją kanapkę z mikrofalówki.
– Nie, w sumie gotuje całkiem nieźle. Po prostu nie zawsze ma się ochotę na te klopsiki, zupy z pulpetami czy schabowego! – z uśmiechem odpowiedział Aleks, otwierając pojemnik kolegi. – No i muszę mu pomóc, po koleżeńsku.
– A nie prościej powiedzieć żonie, żeby się nie starała i nie gotowała? Pewnie by się ucieszyła! – zauważył Szymon.
– Roman próbował, ale ona nie chce słuchać!
– A ty się cieszysz, iż możesz mu pomagać!
– Szkoda marnować dobre jedzenie!
– Gdybym miał żonę, która pakuje mi obiady do pracy, nigdy bym nikomu nie oddał! – z rozmarzeniem powiedział Szymon, odgryzając kęs kanapki.
– W czym problem? Ożeń się! Kto ci broni?
– Jeszcze nie spotkałem swojej drugiej połówki…
– No nic, znajdziesz jeszcze! – klepnął go po ramieniu Aleks. – Przecież dopiero niedawno przyjechałeś do naszego miasta? Mamy tu mnóstwo sympatycznych dziewczyn!
Chłopacy zjedli obiad, po czym wrócili do pracy. Wszyscy pracowali w tej samej firmie meblowej, choć na różnych stanowiskach. Roman był kierownikiem działu sprzedaży, Aleks w montażu, a Szymon niedawno zatrudnił się na magazynie.
Jakby w wodę patrzył nowy znajomy. Tego samego wieczoru Szymon poznał przystojną kobietę około trzydziestki. Może choćby nieco młodszą.
Stała w supermarkecie i próbowała sięgnąć po paczkę makaronu z najwyższej półki. Niewysoka, może metr pięćdziesiąt, ale ślicznotka.
– Pomóc pani? – grzecznie zaproponował Szymon.
Sam był wyższy niż przeciętny mężczyzna i bez problemu mógł dosięgnąć do górnej półki.
– Byłabym bardzo wdzięczna! – odpowiedziała nieznajoma i uśmiechnęła się.
Ten uśmiech! Gdy go zobaczył, Szymonowi zakręciło się w głowie. Wszystko się pomieszało – wczoraj, dziś, jutro. Chciałby zostać w tej chwili na zawsze, ale gdy tylko podała makaron, kobieta odeszła między półki.
Otrząsnął się i podążył za nią.
– Co pani planuje ugotować? – spytał, udając obojętność.
– Lasagne! Mój mąż już ma dość moich klopsików! – roześmiała się.
– A ja jestem Szymon! – przedstawił się szybko. – A pani?
– Kinga. Możemy mówić po imieniu.
Szymon zupełnie zapomniał o rozmowie z kolegami podczas lunchu, ale nagle wszystko mu się przypomniało.
– Czy to nie dziwne, iż tak się pani stara, a potem sama musi biegać po sklepach? – zażartował.
– Dlaczego miałoby być dziwne? Czy to źle rozpieszczać ukochanego mężczyznę?
– Właśnie dziś usłyszałem ciekawą historię i teraz nie wiem, czy to dobrze, czy źle…
– Jaką historię? – spytała ciekawie.
– Jeden znajomy oddaje swoje obiady, które przygotowuje mu żona, najlepszemu kumplowi, a sam w zamian je zupki chińskie. Jak tu zrozumieć facetów?
– Naprawdę dziwny człowiek! Gdybym się o czymś takim dowiedziała, urządziłabym swojemu niezły numer! – oburzyła się, jakby to ją dotyczyło.
– No, jeżeli żona Romana się dowie, też mu się dostanie! – przytaknął Szymon.
– Romana? – zdziwiła się. – A możesz powiedzieć, gdzie pracujesz?
– Dopiero niedawno przyjechałem do miasta. Nikogo tu nie znam. Zatrudnili mnie jako magazyniera w fabryce mebli na lewym brzegu.
Gdy to powiedział, Kinga zatrzymała się i spojrzała na niego z gniewem. W głowie już dodawała dwa do dwóch – mąż ostatnio przybierał na wadze, też miał na imię Roman, też pracował w tej firmie. To nie mogła być przypadkowa zbieżność.
– A więc to ten łajdak Aleks zżera jego jedzenie, a mój żywi się tymi zupełkami! – warknęła.
Szymon zrozumiał, iż wpakował się w kłopoty. Skąd miał wiedzieć, iż ta piękna nieznajoma okaże się żoną kolegi?
– Ups… – mówił, nie wiedząc, jak się wykręcić.
Kinga rzuciła wózek i ruszyła w stronę wyjścia, mamrocząc pod nosem:
– Jak on śmiał! Będziesz miał teraz lasagne! I klopsiki, i kotlety, i makaron. A ja się tyle napracuję!
Szymon zostawił swoje zakupy i pobiegł za nią. Dogonił ją dopiero przy samochodzie, gdy już otwierała drzwi.
– Nie mogę pozwolić, żebyś prowadziła w takim stanie! – powiedział stanowczo. – Chodź, postawię ci kawę, uspokoisz się, a potem pojedziesz, gdzie chcesz.
– Nie! – odparła, ale Szymon nalegał.
W końcu się zgodziła. Weszli do kawiarni w tym samym markecie, zamówili kawę i ciastka. Ku zaskoczeniu Szymona, to zadziałało – Kinga powoli się uspokajała.
– Więc to ten Aleks… Od dawna to trwa? – spytała w końcu.
– Nie wiem naprawdę. Przepraszam, iż zdradziłem czyjąś tajemnicę. Proszę, nie wydawaj mnie. Twój mąż jest moim szefem, na pewno by mnie zwolnił!
– Nie zwolni. Nic mu nie powiem! Ale ja mu zrobię niezły numer…
– Dzięki. Nie tak łatwo znaleźć pracę z dobrą pensją…
– Rozumiem. Codziennie po pracy biegam po zakupy, potem stoję przy garach godzinę, czasem trzy, żeby go rozpieszczać, a on! Przecież wiem, iż gotuję smacznie!
– Jak ja go teraz nauczę! – uśmiechnęła się Kinga, a w jej oczach błysnęła figlarna iskra, gdy wyobraziła sobie minę Romana, gdy przez tydzień będzie dostawał do pracy tylko suche kanapki i herbatę w proszku.