Co chowasz w lodówce?”: Opowieść o przemyśleniach nad zamkiem na drzwiczkach, bo mąż zjadał wszystko jak leci.

newsempire24.com 6 dni temu

„Co chowasz w lodówce?”: opowieść o tym, jak zacząłem myśleć o kłódce na drzwiczkach, bo żona zjadała wszystko

Nigdy bym nie pomyślał, iż kiedyś usłyszę od kogoś zdanie: „Powinieneś sobie założyć kłódkę na lodówkę”. Najpierw się śmiałem – no cóż, przecież to tylko jedzenie! Wydawało mi się, iż to żarty. Aż do dnia, kiedy w supermarkecie zobaczyłem na półce plastikowe blokady – kłódki na lodówki. Wtedy dotarło do mnie: to mogłoby być moim wybawieniem. Nazywam się Krzysztof, i jestem zmęczony… zmęczony tym, iż moja żona zjada wszystko. Całe jedzenie. Do ostatniego okruszka.

Marysia – moja małżonka. Gdy tylko zaczęliśmy się spotykać, myślałem, iż po prostu ma dobry apetyt. No cóż, lubi dobrze zjeść, i co z tego? Gotowałem z przyjemnością, rozpieszczałem ją smacznymi daniami, starałem się, jak mogłem. Cieszyłem się, gdy widziałem, jak pałaszuje obiad z apetytem. Wtedy wydawało mi się to przejawem miłości. Teraz – egoizmem.

Z czasem sytuacja stała się nie do zniesienia. Wracam z pracy – lodówka pusta. Wczoraj wieczorem była wypchana po brzegi: rosół, schabowy, ziemniaki, ciasto. A dziś? Tylko puste pudełka, brudne naczynia i ślady sosu na drzwiczkach. I ani śladu wyrzutów sumienia. Marysia nigdy nie pyta, czy może coś zjeść. Nie sprawdza, czy zostawić mi porcję. Po prostu otwiera lodówkę – i pochłania wszystko, co w niej znajdzie.

Najgorsze, iż zacząłem choćby chować jedzenie. Tak, jak za dzieciaka! Chowałem ser za słoikami, zostawiałem jogurt w torbie na balkonie, wkładałem ulubioną pierś z kurczaka głęboko do szafki… I tak znajdzie. Jakby miała nos jak ogar. Pewnego razu zobaczyłem, jak podgrzewa to, co schowałem, i z zadowoleniem zajada, cmokając przy tym. A potem choćby talerza nie umyła.

Gdy poskarżyłem się koledze, ten tylko się uśmiechnął:

– Ale za to jaki apetyt! Ciesz się, iż nie grymasi, znaczy, iż smacznie gotujesz.

Smacznie – tak. Ale przecież ja też jestem człowiekiem! Czasem chcę po prostu wziąć pudełko, otworzyć je, usiąść w kuchni z kubkiem herbaty i zjeść w spokoju, bez pośpiechu. Ale za każdym razem ktoś mnie uprzedza. Moja żona.

Pewnego razu specjalnie kupiłem wszystko, żeby zrobić to, co lubi nasz starszy syn – pierogi z mięsem. Starannie wyrobiłem ciasto, przygotowałem farsz, ugotowałem. Syn miał wrócić ze szkoły później, zostawiłem mu połowę na kolację. Ale gdy razem wróciliśmy do domu – pierogów już nie było. Marysia zjadła wszystko. Sama. W godzinę.

Syn rozpłakał się. Nie wytrzymałem i pierwszy raz w życiu nakrzyczałem na Marysię. A ona tylko wzruszyła ramionami:

– Miałam ochotę. I co teraz?

Marysia, trzeba przyznać, ma odpowiednią aparycję – brzuszek, pulchne policzki, ciągłe sapanie od przejedzenia. W młodości chodziła jeszcze na siłownię, teraz – tylko telewizor i jedzenie. Gdy pewnego razu powiedziałem jej, iż tyle jeść – szkodzi, obraziła się. A kiedy zasugerowałem, iż może warto by trochę schudnąć – odparła, iż kocha siebie taką, jaka jest.

Oszczędzam, liczę każdą złotówkę, kupuję produkty na promocjach, a ona wszystko pochłania w pół dnia. Budżet pęka w szwach. Zostawiam w sklepie prawie połowę wypłaty – tylko na jedzenie. A ona? Uważa, iż zakupy – to moja sprawa. A jej – jeść.

Pewnego dnia straciłem cierpliwość:

– Skoro jesz za trzech, to zacznij chociaż płacić za jedzenie. Zrób zakupy sam. Choćby na tydzień.

Spojrzała na mnie, jakbym proponował jej sprzedaż nerki.

– Co, ja mam teraz was wszystkich żywić? – oburzyła się. – Mamy wspólną rodzinę, a ty z wymówkami.

Wtedy zrozumiałem – nie chodzi o jedzenie. Chodzi o szacunek. Albo raczej o jego brak. jeżeli żona uważa za normalne opróżniać lodówkę, nie zostawiając choćby jabłka dziecku – nie myśli o nikim poza sobą. To boli. Do łez.

Dzieci też już zaczęły zauważać, iż dostają tylko resztki po mamie. A gdy ugotowałem kompot i specjalnie schowałem słoik w spiżarce – starszy powiedział: „Tato, teraz jesteś jak w bajce – chowasz jedzenie przed mamą”. I to zabolało. Bo miał rację.

Nie chcę zamieniać domu w pole bitwy. Ale jeżeli nic się nie zmieni, naprawdę będę musiał kupić tę cholerną kłódkę. Zamykać lodówkę na klucz. Albo… po prostu postawić ultimatum.

Bo ja – nie jestem kucharzem w stołówce. Ani służącym. Jestem mężem. I ojcem. I też zasługuję na szacunek. choćby w drobiazgach. choćby wtedy, gdy chodzi o zwykłą kolację.

Idź do oryginalnego materiału