— Co chcę, to będę robić. To też moje mieszkanie. Nie podoba się — wynoś się! — warknął Jakub, patrząc spod czoła na matkę.
Halina wyszła z klatki schodowej. Łzy zasłaniały jej oczy. Dotarła do ławki na osiedlowym placu zabaw i ciężko na nią opadła. Ciasno otuliła się płaszczem. Choć czerwiec był już w połowie, wieczory i noce pozostawały chłodne. Obiecana przez synoptyków fala upałów nigdy nie nadeszła.
Zmarznięta, wsunęła ręce do kieszeni. Posiedzi tu, aż zziębnie do kości, a potem co? Gdzie ma iść? Dożyła tego, iż syn ją wyrzucił z domu. Zaszlochała cicho. Całe życie spędziła w tym mieszkaniu — stąd jechała do urzędu stanu cywilnego, tu wróciła ze szpitala z synem na rękach. Synem…
***
— Mamo, jedziemy z klasą na majówkę do Krakowa — oznajmił Kuba od progu, rzucając plecak na podłogę.
— Mamo, słyszysz? — Stał już w drzwiach kuchni, patrząc na matkę, która przy zlewie obierała ziemniaki. Widząc jej zesztywniałe plecy, od razu zrozumiał, iż raczej nie pojed— Mamo… — zaczął niepewnie, ale w głosie czuł się już pewniej, bo miał nadzieję, iż może tym razem jej spojrzenie nie będzie tak zimne jak zawsze.