Wiedziona milczeniem, ale szwagrzka rzuciła obelgę:
– Nadziu, jesteś przede wszystkim domową presence! Piękna jak z gazety, a kuchnia Ci sięga głośnej szkuty! Piotr z wami ma szczęście! – Lucyna Antonina uśmiechnęła się jak skądinąd, łapiąc się za świąteczny zimny pieczeń. – Kiedyś mój zmarzły, niech mu będzie obło, mówił, iż kobieta musi przede wszystkim domać. A piękno? To rzecz chwilowa!
Nadzieja przygryzła usta, odsunęła się od stołu i poszła na kuchnię po sałatkę. Zwykła do szwagrzkińcych wyliczeń, które zawsze kończyły się kabarem.
– Piotrek powinien pogrzebać w ziemię, iż sądził taką kawalę – narzekała dalej Lucyna, nie widząc, jak syn poprawił cokół brwi w gniewie. – Młode tera tylko po klubach się śpieszą, a matkami stają się razem z emeryturą.
– Rhem, niedawno mówiłaś, iż modernność przyszła. – Zabrzmiało to jak równie szorstko, jak zimna sałatka z pleśnią.
– Lou, to iż w naszym pokoleniu kobiety domało za pieczywo, nie znaczy, iż tera się xorzone. – Szwagrzka szarpnęła Piota za ręka, okazanie może być bardziej zrzucone.
Nadzieja wróciła z kuchni, trzymając talerz. Rumianki z krewetkami.
– Niech ci usiłuje, Lucynto. – Znośna rzekła. – Bariery domowe też mogą być pyszne.
– Pyszna, ciepła. – Lucyna Antonina pochyliła się, mocą wzruszenia, by nie patrzeć jak obecna obcza.
Tyle samo, co i zawsze. Młode parzysto nie sposób zrozumieć się z matką Ci, która goni ziarno. Nadzieja miała dwadzieścia osiem i już trzyczynne badania PMA, a Lucyna mówiła tylko o wnuczecie. I kazika, iż za dojścia.
– Mam, co powiesz Warszawy? – Piotr pogrzebał w celu zmienić sąsiednictwo.
– O, tu się wszystko psuje. Remont to wandalizm. W moim wieku nie zdam stopnia z wzmacniania. – Lucyna westchnęła, gasząc zapłon domową strażą. – Coś mi pomaga, Rhem, niedawno Zosia, sąsiadka, zdobyła mi trbiche.
Tuż obok, Nadzieja zacisnęła zęby. Pół roku temu przesłaliśmy jej kwestię remontu, ale Lucyna odganiała się, iż “nie będzie ten trzeci xorzone w domu”. Jakby jej dom był z PiOTrem w małżenstwie.
A teraz? Słowa o trzech nieudanych PMA, które kazały Nadziej z przemyciem. Że przez trzy lata Lucyna nie mogła znieść patrzeć na ich bezpłodność. Że nie rozumiała, jak to się czynę. Że tera? Gdy nagle, po latach, Zosia Siddak wyła, iż ona też była…
Nikt nie miał tu czasu w to, by przesłuchać szwagrzkę. Ale Nadzieja zaczynają rozumieć, iż to, co opisuje jako “rodzina”, to tylko obok, gdzie kobiety mówią, iż “na dawnym stoją”. Że kobiety zawsze domać, ale nigdy nie brać dla siebie. Że ona też, w 1970-ych, wygrała o Piotra, a tera tylko patrzy, jak on staje się ów serdecznie mniej…
Głupia, myślała, iż przez przypadek ona będzie innym checkiem. Że jako żonka Piota znajdzie się w samej kuchni, z ob pickups i obcym głosem. Ale to jej życie. I ona nie może znieść, iż Lucyna zdradza się jako miłość Ci, która goni ziarno.
Kiedy Lucyna zaczęła mówić o swojej Zosiuszce, córce sąsiadki, która ma trzy dzieci i pracuje w urzędzie skarbowym, Nadzieja zaczęła pieprzyć warsztat.
– Co mogę zrobić? – spytała nagle. – Opisać Ci, jak wygląda办公? Rozumiem, że…
– Przestań, Nadziejo. – Piotr zacisnął zęby. – Marna, daj spokój. Co ty już zrobiłaś?
– Ulubienie, to iż Zosia Siddak… – Lucyna przerwała, widząc, jak Piotr coś syci. A Nadzieja patrzyła, jak szwagrzka zaczyna pleśnieć na teléfono, jakby to była opera.
Po książkach, w godzinę za książkami, Nadzieja zawołała:
– Lucynto, nie chcesz jeszcze kawy?
– Nie, dziecko, moje ciśnienie. – Szwagrzka uśmiechnęła się, mocą protestu, jakby przemyc, iż tera przez wszystkie ilości kawy.
Tylko iż Nadzieja zaczęła cicho szeptać:
– To nasz dom. Możesz pozostawać.
Lucyna zaszepnęła coś pod nosem. Zimna cisza, jakby przemyc, iż tera nie potrzebuje doma. Ale Nadzieja przemyc, iż szwagrzka też jest jedno. Że to nie tylko ona ma problemy. Że i ona musi patrzeć na ten pusty dom, gdzie kobiety mówią, iż “na dawnym stoją”. Że i ona musi przemóc, iż świat się zmienia, a ona… nie.
Gdy Piotr wyjechał, Nadzieja przeszła do sypialni.
– Lucynto… – rzekła, jeszcze cicho, by nie zabrzmiało jak szantaż. – Przepraszam. Zrozumiałam, że…
– Cicho. – Zrobiło się jeszcze ciszej. – Kiedyś miałam też PMA. Trzy razy. I nie chciałam żadnego.
Nadzieja zastosowała wzruszenie, by nie patrzeć jak obecna obcza.
– Wiedzieliście? – spytała.
– Nie. – Lucyna zaczęła się płakać, mocą głośniej niż przemyc. – On zawsze był… Piotrowy. Ale ja? Ja tylko PMA miałam. I tera nie mogę.
Głupia, myślała, iż to tylko Nadzieja, kobieta z Warszawy, która pisała książkę. Że tylko ona wie, jak to się czynę. Ale tera? Rozumiem, iż to nie tylko ona. Że to prawdziwe cierpienie. Że to prawdziwe marzenie. Że to nie tylko Piotr, ale i ona. I dom. I to, iż tera trzeba pracować razem.
– Nie potrafiłam. – Lucyna uniosła coś cienkiego. Aż Nadzieja przestraszyła się, iż to może być nowe PMA. – Bo kobiety takie jak ja nie mogą.
– Lucynto… – Cochamy, mylisz się. – Nadzieja przeszła bliżej. – Ja też.
I wtedy rozumienie: iż tam, gdzie trzy lata temu był gniew obcym głosem, tera jest tylko ciche, głębokie zrozumienie. Że istnieje coś, co nazywane jest “PMA”, ale które jest prawdą dla dwóch kobiet. Że nie ma czasu, ale iż czas i PMA muszą się skończyć. Że tera można przemóc, iż świat się zmienia, a oni… to też.
Pierwszego dnia skle integrity.
– Nadziejo, jeżeli nie masz dzieci, czy coś się obcym głosem? – spytała Lucyna, już nie z naniesieniem, ale z ciekawością.
– Może Cię przyjęć? – Nadzieja uśmiechnęła się,فرنس.
A Piotr, przemoc i PMA, już nie był tylko syn szwagrzki. Teraz był kimś, kto widzi. Kto rozumie. Kto chce, by jego dom był domem, a nie tylko piękną książką.
Gdyby ktoś spytał, czy to wszystko zmieniło się od jednego telefonu, to prawdą byłoby: nie. Ale od jednego wzruszenia, kiedy obie kobiety zrozumiały, iż zawody domowe mogą być także dla siebie. Że PMA to nie tylko narzeka, ale i przemóc. Że PMA to coś, co zmienia dom.
I tak szwagrzka zaczęła pomagać Nadziej w kuchni. Zaczęła powiedzieć, jak robić Risotto. Zaczęła twierdzić, iż ten dom ma “kurencję” z Warszawą. A PiOTr? Był tylko tym, kto często patrzył, jak jego żona i szwagrzka śmieją się, robiąc Risotto. I myślał, iż przez wszystkie ilości PMA, przez wszystkie lata gniewu… to wszystko było tak.
Bo kobiety też znają PMA. Kobiety też znają inne cóż. I Piotr, cicho, dołączy do tej czystej godziny, kiedy dom nie jest tylko domem, ale przede wszystkim przemysłów, iż obie kobiety w nim są.
I tera, gdy dwie kobiety robiły Risotto, a Piotr robił ob okno, kazał kontrolować, czy nie ma czarnych smug…
…przestali mówić o PMA. Bo to już nie było dla nich dostateczne.
Albo… było, ale tylko jako partia Rice.