*Cienie prawdy: Koniec pewnej miłości*
Wojciech Nowak wszedł do mieszkania po długim dniu w biurze na obrzeżach Poznania.
– Cześć, jestem w domu! – zawołał, kierując się do kuchni, gdzie unosił się zapach gotowania.
– Jaka okazja? – zdziwił się, widząc na stole starannie ułożone dania.
– Żadna okazja – odparła żona Katarzyna, ale w jej głosie zabrzmiała dziwna nuta. – Po prostu nie chciało mi się gotować, zamówiłam sushi.
– Sushi – to lubię! – ożywił się Wojciech, zrzucając marynarkę.
– Więc siadaj, zjemy razem – powiedziała Katarzyna, ale po chwili wyszła z kuchni.
Po chwili wróciła z kartką papieru w ręku i w milczeniu podała ją mężowi.
– Co to jest? – zapytał Wojciech, ale kiedy spojrzał na papier, zastygł jak rażony piorunem.
***
– Dzień dobry, kurier – rozległ się głos w domofonie, a na ekranie pojawił się młody chłopak w jaskrawej uniformie. – Wczoraj płatność za zamówienie nie przeszła.
– Pomylił się pan – spokojnie odpowiedziała Katarzyna. – Nic nie zamawiałam.
– Przepraszam, proszę spojrzeć na paragon – chłopak przyłożył do kamery pognieciony kawałek papieru, wskazując palcem adres. – Wczoraj sam przywiozłem zamówienie. Adres: Księżycowa 12. Pan płacił kartą, ale płatność się nie udała. Mam kopię paragonu, proszę spojrzeć.
Chłopak wyglądał na zmieszanego, przepraszał niemal po każdym słowie. Widać było, iż jest nowy – nie tylko w dostawach, ale w ogóle w pracy. Katarzyna sceptycznie zmrużyła oczy, otworzyła drzwi i spojrzała na kuriera. Na jego chudych ramionach wisiał ogromny teromoręczak, przez co wyglądał jak wróbel dźwigający zbyt ciężki ładunek. Ledwo powstrzymała uśmiech, ale uwagę jej przykuł paragon.
Na kartce widniało: *„Kod błędu: 55. Nieprawidłowy PIN”*.
– Mówiłam, iż się pan pomylił – powtórzyła. – Wczoraj nikogo nie było w domu i nic nie zamawialiśmy.
– Przepraszam – kurier się zaczerwienił. – Płaciła dziewczyna… inna pani.
– Tym bardziej – roześmiała się Katarzyna. – Na pewno nie ja.
Kurier podał drugi paragon z adresem i szczegółami zamówienia. Katarzyna przejechała wzrokiem po tekście: kuchnia japońska, sztućce dla dwojga, płatność kartą. Nic niezwykłego, poza jednym – Wojciech nie cierpiał sushi. Na dole widniało imię zamawiającego: *Wojciech*.
Katarzyna poczuła, jak krew uderza jej do skroni. W tym mieszkaniu żył tylko jeden mężczyzna – jej mąż. Ale *dziewczyny*? Ona, mając 43 lata, już nie pasowała do tego opisu. Może kurier z grzeczności wszystkich tak nazywał? Ale coś tu nie grało.
– Zapłacę – niespodziewanie powiedziała. – Gdzie pański terminal?
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony. Spodziewał się łez albo krzyków – tak zachowywała się jego matka, gdy odkryła zdradę ojca. Ale Katarzyna była spokojna, jakby wykuta ze stali. Gdy odprowadzała kuriera, nagle wybuchnęła śmiechem. Śmiech przerodził się w histerię, a z oczu popłynęły łzy. Głęboko westchnęła, otarła twarz i sięgnęła po telefon.
– Wojtek, cześć, do której dziś w pracy? – zapytała, starając się brzmieć beztrosko.
– Cześć. Do siódmej, chyba iż szef znów nie zwoła swojej ukochanej narady – odparł. – A co?
– Chciałabym, żebyśmy razem zjedli kolację.
– Twoje plany się zmieniły?
– Tak, zostanę w domu. Pomyślałam, iż fajnie byłoby spędzić razem czas.
– Spoko, ale nie wiem, kiedy skończę.
– Nic nie szkodzi, zdecydujemy później. Nie chce mi się gotować, zamówię coś, dobrze?
– Jasne.
Katarzyna odłożyła słuchawkę i otworzyła szafę. Jej wzrok zatrzymał się na czarnej sukience ze złotym połyskiem, którą założyła na ostatni firmowy bal. *„Jeśli świętować, to na całego”* – pomyślała z gorzką ironią.
Wróciła do przedpokoju, spojrzała na paragon, wzięła telefon i zamówiła te same sushi, co poprzedniego dnia, z dopiskiem *„sztućce dla dwojga”*.
Wieczorem ten sam kurier, jeszcze bardziej zakłopotany, przywiózł zamówienie. Upewniwszy się, iż płatność przeszła, czym prędzej się oddalił, myśląc, iż ta rodzina kryje zbyt dziwne tajemnice.
Godzinę później wrócił Wojciech. Katarzyna przywitała go uśmiechem, ale jej oczy zdradzały napięcie. Zauważyła, iż stara się być idealnym mężem – tak zawsze bywało po jego „spóźnieniach” czy nagłych wyjazdach służbowych.
– Sushi? – zdziwił się Wojciech, patrząc na stół.
– Tak, wczoraj u mamy widziałam reklamę tej dostawy – odparła niedbale. – Zechciało mi się. Wiem, iż nie lubisz, ale dla ciebie upiekłam kurczaka.
– A to spróbuję – powiedział. – W pracy kiedyś zamawiali, było całkiem niezłe.
– Zmiany są dobre, prawda, Wojtek? – spytała z lekkim uśmieszkiem. – Idź umyj ręce, jestem głodna.
Wojciech się zaniepokoił. Jej spokój, to sushi, ta sama restauracja – nie wierzył w przypadki. Ale skąd mogła wiedzieć o wczorajszym wieczorze z inną kobietą?
Usiadł przy stole, rzucając żonie ponure spojrzenie. Katarzyna, wbrew jego oczekiwaniom, nie krzyczała ani nie wyrzucała mu. Zamiast tego nagle spytała:
– Jak ona ma na imię? – Jej głos był równy, niemal obojętny, gdy nabierała rolkę na widelec.
Wojciech zakrztusił się. Zaprzeczać nie miał sensu.
– Anna – wydukał.
– Ładne imię – równie spokojnie odpowiedziała Katarzyna. – Dawno jesteście razem?
– Kasia… – zaczął, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Wojtek, bez wykrętów – przerwała mu. – Opowiedz mi o niej. Chcę wiedzieć, czy to coś poważnego, czy tylko przelotny romans.
– Poważnego? – zmieszał się. – Co to ma znaczyć? Dlaczego jesteś taka spokojna? O co ci chodzi?
– Nie chodzi o nicByły już tylko cienie ich związku, ale w tej ciszy oboje odnaleźli wolność.