Cienie prawdy: koniec pewnej miłości
Wiktor Nowak wszedł do mieszkania po długim dniu pracy w biurze na obrzeżach Krakowa.
– Cześć, jestem w domu! – zawołał, kierując się do kuchni, gdzie unosił się zapach jedzenia.
– Co za okazja? – zdziwił się, widząc na stole starannie ułożone potrawy.
– Żadna okazja – odparła żona, Katarzyna, ale w jej głosie pobrzmiewał dziwny ton. – Po prostu nie chciało mi się gotować, zamówiłam sushi.
– Sushi – to lubię! – ożywił się Wiktor, zrzucając marynarkę.
– To siadaj, zjemy kolację – powiedziała Katarzyna, ale natychmiast wyszła z kuchni.
Po chwili wróciła z kartką w dłoni i w milczeniu podała ją mężowi.
– Co to jest? – zapytał Wiktor, ale gdy spojrzał na papier, zastygł jak rażony piorunem.
***
– Dzień dobry, kurier – rozległ się głos w domofonie, a na ekranie pojawił się młody chłopak w jaskrawej bluzie. – Wczorajsza płatność za zamówienie nie przeszła.
– Pomyłka – spokojnie odparła Katarzyna. – Nic nie zamawiałam.
– Przepraszam, proszę spojrzeć na paragon – chłopak przyłożył do kamery pognieciony świstek, wskazując palcem adres. – Wczoraj sam przywiozłem to zamówienie. Adres: Księżycowa 12. Mężczyzna płacił kartą, ale transakcja się nie udała. Mam kopię paragonu, niech pani spojrzy.
Chłopak wyglądał na zdezorientowanego, przepraszał po niemal każdym słowie. Widać było, iż jest nowy – nie tylko w dostawach, ale i w pracy w ogóle. Katarzyna zmrużyła sceptycznie oczy, otworzyła drzwi i spojrzała na kuriera. Na jego wąskich ramionach kołysał się ogromny termos, czyniąc go podobnym do wróbla dźwigającego zbyt ciężki ciężar. Ledwie powstrzymała uśmiech, ale jej uwagę przykuł paragon.
Na kartce widniało: „Kod błędu: 55. Nieprawidłowy PIN.”
– Mówiłam, pomyłka – powtórzyła. – Wczoraj nikogo nie było w domu, nic nie zamawialiśmy.
– Przepraszam – kurier się zaczerwienił. – Płatność przyjmowała dziewczyna… inna kobieta.
– Tym bardziej – roześmiała się Katarzyna. – To na pewno nie ja.
Kurier podał drugi paragon z dokładnym adresem i szczegółami zamówienia. Katarzyna przebiegła wzrokiem po tekście: kuchnia japońska, zastawa dla dwojga, płatność kartą. Nic dziwnego, poza jednym – Wiktor nie cierpiał sushi. Na dole widniało imię zamawiającego: Wiktor.
Katarzyna poczuła, jak krew napływa jej do skroni. W tym mieszkaniu żył tylko jeden mężczyzna – jej mąż. Ale dziewczyna? Ona, w swoich czterdziestu latach, już nie pasowała do tego określenia. Może kurier z grzeczności tak wszystkich nazywa? Coś jednak nie grało.
– Zapłacę – powiedziała niespodziewanie. – Gdzie pański terminal?
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony. Spodziewał się łez lub krzyków – tak zachowywała się jego matka, gdy odkryła zdradę ojca. Ale Katarzyna była spokojna, jakby z lodu. Odprowadzając kuriera, nagle wybuchła śmiechem. Śmiech przeistoczył się w histerię, a z oczu popłynęły łzy. Głęboko westchnęła, otarła twarz i sięgnęła po telefon.
– Wiktor, cześć, do której dziś pracujesz? – zapytała, starając się brzmieć swobodnie.
– Cześć. Do siódmej, chyba iż szef nie zwoła swojej ulubionej narady – odpowiedział. – A co?
– Chciałabym, żebyśmy razem zjedli kolację.
– Odwołałaś swoje plany?
– Tak, zostaję w domu. Pomyślałam, iż miło byłoby spędzić wieczór we dwoje.
– Nie jestem przeciw, ale nie wiem, kiedy skończę.
– Nic nie szkodzi, wieczorem się zorientujemy. Nie chce mi się gotować, zamówimy coś, dobrze?
– Zgoda.
Katarzyna odłożyła słuchawkę i otworzyła szafę. Jej wzrok zatrzymał się na czarnej sukience ze złotym połyskiem, którą zakładała na ostatnią imprezę firmową. „Jeśli świętować, to na całego” – pomyślała z gorzką ironią.
Wróciła do przedpokoju, spojrzała na paragon, wzięła telefon i zamówiła dokładnie to samo sushi, co poprzedniego dnia, z adnotacją „zastawa dla dwojga”.
Wieczorem ten sam kurier, jeszcze bardziej zakłopotany, przywiózł zamówienie. Upewniwszy się, iż płatność została przyjęta, pospiesznie odszedł, uznając, iż ta rodzina skrywa zbyt dziwne tajemnice.
Godzinę później wrócił Wiktor. Katarzyna powitała go uśmiechem, ale jej oczy zdradzały napięcie. Zauważyła, jak stara się być idealnym mężem – tak bywało zawsze po jego „spóźnieniach” lub nagłych wyjazdach służbowych.
– Sushi? – zdziwił się Wiktor, patrząc na stół.
– Tak, wczoraj widziałam reklamę dostawy u mamy – odparła niedbale Katarzyna. – Zachciało mi się. Wiem, iż nie lubisz, ale dla ciebie upiekłam kurczaka.
– Czemu nie, spróbuję – powiedział. – W pracy raz zamawialiśmy, całkiem znośne.
– Zmiany są dobre, prawda, Wiktorze? – zapytała z lekkim uśmieszkiem. – Idź umyj ręce, jestem głodna.
Wiktor zaniepokoił się. Jej spokój, to sushi, ta sama restauracja – w zbiegi okoliczności nie wierzył. Ale skąd mogła wiedzieć o wczorajszym wieczorze z inną kobietą?
Usiadł przy stole, rzucając żonie podejrzliwe spojrzenie. Katarzyna, wbrew jego oczekiwaniom, nie krzyczała ani nie wyrzucała mu. Zamiast tego nagle spytała:
– Jak ma na imię? – jej głos był równy, niemal obojętny, gdy nabierała rolkę na widelec.
Wiktor zakrztusił się. Zaprzeczanie nie miało sensu.
– Anna – wydukał.
– Ładne imię – równie spokojnie odparła Katarzyna. – Dawno jesteście razem?
– Kasia… – zaczął, nie wiedząc, co powiedzieć.
– Wiktor, bez wymówek – przerwała. – Opowiedz mi o niej. Chcę wiedzieć, czy to coś poważnego, czy tylko przelotny romans.
– Poważnego? – zbił się z tropu. – Żartujesz? Dlaczego jesteś taka spokojna? O co tu chodzi?
– Nie ma tu żadnej zagadki –– O co tu chodzi?
– Nie ma tu żadnej zagadki – odparła cicho, odkładając widelec – po prostu już nie jestem twoją żoną.