Cień zdrady

newsempire24.com 2 dni temu

Cień zdrady

Siódmy dzień z rzędu Zofia nie odzywała się do męża. Wszystko zaczęło się w zeszły wtorek od głupiej sprzeczki. Marek zapomniał wyjąć mięso z zamrażarki, choć Zofia przypominała mu dwa razy. Ale on, wróciwszy z pracy, znów wbił się w laptop, pochłonięty pilnymi raportami.

— Marek! — głos Zofii z kuchni brzmiał ostro ze złości. — Celowo ignorujesz moje prośby? Z czego mam zrobić obiad, skoro mięsa nie ma?

— Przepraszam, kochanie — odparł Marek, nie odrywając wzroku od ekranu. — Złapałem się w wir pracy. Zamówimy pizzę? Albo sushi?

— Zamawiaj, co chcesz! — rzuciła Zofia, narzucając płaszcz.

— Gdzie idziesz? — Marek wyszedł do przedpokoju, patrząc na żonę ze zdziwieniem.

— Na spacer — odcięła i zatrzasnęła drzwi.

Marek wzruszył ramionami i wrócił do pracy. Po dwóch godzinach zamówił pizzę, czekając na Zofię. Wróciła dopiero około północy, gdy Katowice tonęły w zimowej ciszy.

— Gdzie byłaś tak długo? — wykrzyknął Marek.

— W kawiarni jadłam kolację — odpowiedziała Zofia chłodno.

— Sama? O tej porze?

— A co w tym złego? Nie zadbałeś o kolację. Musiałam sama o siebie zadbać.

— Będziesz mi wiecznie wypominać to mięso? — zapłonął Marek. — No, zapomniałem! Każdemu się zdarza!

— Nie chodzi o mięso! — Zofia podniosła głos. — Nie traktujesz mnie poważnie! Zero uwagi! Moje słowa to dla ciebie pusta deklaracja!

— Co? — Marek zmrużył oczy, czując, iż kłótnia jest napompowana. Żeby nie eskalować, dodał: — Dobrze, ustawię przypomnienie w telefonie.

Ta odpowiedź tylko dolewała oliwy do ognia. Rano Zofia milczała, wieczorem ignorowała męża. Trzeciego dnia Marek nie wytrzymał. Podszedł, próbował ją przytulić, ale odepchnęła go i wyszła do sypialni, trzaskając drzwiami.

— No to sobie milcz — mruknął, czując, jak irytacja narasta. W pracy i tak miał problemy, a teraz w domu czekała na niego wojna na zimno.

Tydzień minął w grobowej ciszy. W środę, w wolny dzień, Marek postanowił się pogodzić. Wstał wcześnie, zrobił śniadanie: jajecznicę, tosty, kawę z jej ulubioną waniliową pianką. Ale Zofia weszła do kuchni, choćby nie spojrzawszy na stół.

— Musimy się rozstać — wyrzuciła z siebie.

— Co?! — Marek zdrętwiał, jakby rażony piorunem. — Z powodu mięsa?!

— Przestań w końcu z tym mięsem! — krzyknęła Zofia, zaciskając pięści. — Już ci mówiłam, iż nie o to chodzi! To nigdy nie wypali! Gdy się pobraliśmy, byłeś innym człowiekiem — troskliwym, uważnym. Teraz nie doczekam się od ciebie dobrego słowa!

— O czym ty mówisz?! — Marek wciąż kochał Zofię i starał się dla ich rodziny. — Jak to nie poświęcam ci uwagi? Chodzimy razem do kina, na kawę! Tak, w tygodniu jestem zajęty, ale w weekendy zawsze jestem z tobą!

— Nie czuję twojej obecności — zimno odpowiedziała Zofia. — Jesteś gdzieś w swoich myślach. Jakbym była w twoim życiu niepotrzebna.

— Niepotrzebna? — Marek aż się zachłysnął z oburzenia. — Tak, bywam zamyślony, ale to przez pracę! Wiesz, jaki mam teraz natłok!

— Właśnie o to chodzi! — przerwała Zofia. — Zawsze jesteś zajęty, a efektów nie widać! Przy takim zapale powinieneś zarabiać miliony, a my wciąż w tej kawalerce! Marzyłam o morzu, ale z tobą pewnie nigdy go nie zobaczę.

— Zosia, haruję od świtu do nocy! — błagał Marek. — Chcę większe mieszkanie, chcę nad morze! Daj mi jeszcze trochę czasu, wszystko się ułoży!

— Minęły trzy lata, a nic się nie zmieniło — głos Zofii stał się lodowaty. — Obiecywałeś to przed ślubem. Na darmo ci uwierzyłam.

— Wyszłaś za mnie tylko dla obietnic? — Marek się zmarszczył, serce ścisnęło mu się z bólu. — A myślałem, iż mnie kochasz…

— Kocham, ale… — Zofia urwała, zdając sobie sprawę, iż powiedziała za dużo. — Powiedziałam wszystko. Idę się spakować.

Został sam, patrząc na oziębłe śniadanie, nie wierząc, iż przez kawałek mięsa rozpada się jego małżeństwo. Gdy Zofia pakowała rzeczy, próbował ją przekonać, ale milczała. W końcu wyszła, nie mówiąc ani słowa.

Przez kilka tygodni Marek żył w otępieniu. Czekał, iż Zofia wróci, roześmieje się, powie, iż to był żart. Ale nie wracała. Dzwonił, błagał o spotkanie. Najpierw odpowiadała, iż nie wróci, potem zmieniła numer.

Gdy dostał papiery rozwodowe, zrozumiał: stracił ją na zawsze. Przestał szukać kontaktu, zamknął się w sobie.

Pewnego dnia przypadkiem spotkał kuzynkę Zofii, Kasię. Jej spojrzenie zdradzało, iż wie o rozwodzie. Kasia nigdy nie lubiła kuzynki i z chęcią podzieliła się plotkami.

— Jak się trzymasz? — spytała, patrząc ze współczuciem.

— Jakoś — wymamrotał Marek, wymuszając uśmiech.

— Dobrze, iż trzymasz się — Kasia dotknęła jego ramienia. — Wiem, jakie to uczucie, gdy ktoś odchodzi do innego. Ale dasz radę, jesteś dobrym człowiekiem.

— Do jakiego innego? — Marek zastygł.

— Nie wiedziałeś? — zdziwiła się Kasia. — Zofia poszła do swojego szefa! Od dawna miał z nią romans. Rozwiódł się, a ona od razu się do niego przylepiła.

— Skąd to wiesz? — głos mu zadrżał.

— W zeszłym tygodniu były urodziny wujka — zaśmiała się Kasia. — Zofia przyszła z nowym facetem. Cały wieczór przechwalała się, jaki bogaty i wpływowy. Marzy, by gwałtownie wziąć z nim ślub. Szczęście, mówi, jest w pieniądzach. I wyglądała na zadowoloną.

Marek poczuł, jak w piersi buzuje furia pomieszana z bólem. Nienawidził Zofii za zdradę i miał do siebie pretensje, iż nie dał jej tego, czego chciała. Pożegnał się z Kasią i wrócił do domu, rozmyślając o jej podłości.

Ale z czasem ból przygasł. Marek byłDziś, patrząc przez okno ich nowego domu nad polskim morzem, gdzie śmiała się ich roczna córeczka, Marek uśmiechnął się tylko na myśl, iż czasem najlepsze rzeczy przychodzą po największych burzach.

Idź do oryginalnego materiału