Cień niespełnionych nadziei
Katarzyna siedziała w przytulnej kawiarni w samym sercu Krakowa, naprzeciw swojej przyjaciółki Zuzanny. Ta, mieszając łyżeczką w filiżance kawy, wpatrywała się w nią uważnie, jakby próbując rozwikłać jakąś zagadkę.
— Dziś jesteś jakaś dziwna — zmrużyła oczy Zuzanna. — No, gadaj, co się stało?
— Bartosz oświadczył mi się — cicho powiedziała Katarzyna, ale w jej uśmiechu przebijała gorycz.
— Naprawdę? W końcu! — Zuzanna ożywiła się, ale zaraz zmarszczyła brwi. — A gdzie twoja radość? Przecież tyle lat na to czekałaś!
— Odmówiłam mu — głos Katarzynie zadrżał, a ona spuściła wzrok.
— Co?! — Zuzanna o mało nie wylała kawy. — Przecież o tym marzyłaś! Bartosz był przy tobie tyle lat, a ty… Dlaczego?
— Po tym, co zrobił, nie miałam wyboru — odpowiedziała zagadkowo Katarzyna, a jej oczy pociemniały od wspomnień.
— Co takiego zrobił? — Zuzanna pochyliła się do przodu, nie mogąc ukryć ciekawości.
Katarzyna wzięła głęboki oddech, zebrała myśli i zaczęła opowiadać. Zuzanna słuchała, wstrzymując oddech, nie wierząc własnym uszom.
Katarzyna zawsze wyobrażała sobie miłość jak sceny z romantycznego filmu: bukiety kwiatów, płomienne wyznania, gotowość do poświęceń dla ukochanego. Widziała siebie jako bohaterkę, której życie to niekończąca się uczta uczuć. Te obrazy, podszyte kinem i literaturą, stały się dla niej jedynym scenariuszem miłości.
Lecz życie okazało się znacznie bardziej skomplikowane. Młoda Katarzyna, pełna złudzeń, uczyła się miłości na własnych błędach, wpadając w wir romansów i rozstań. Jej teatralność, głęboko zakorzeniona w duszy, nadawała każdemu związkowi dramatyczny posmak.
Pierwszemu mężczyźnie poświęciła cztery lata. Miała zaledwie osiemnaście wiosen, gdy się poznali. Naiwna, zakochana po uszy, po raz pierwszy znalazła się blisko mężczyzny i uczyła się, jak budować relację. ale jej płomienne uczucia rozbiły się o jego chłód. Mieli różne wyobrażenia o miłości i tej bliskości, której Katarzyna tak pragnęła, nigdy nie było.
Postanowiła odejść, ale nie byle jak — potrzebowała pięknego finału, jak w kinie. Oznajmiła, iż musi pilnie wyjechać nad morze, sama, „żeby się poukładać”. Nie protestował, bo nie mieszkali razem, tylko się spotykali.
Na dworcu żegnał ją, nie podejrzewając jej planu. Na minutę przed odjazdem pociągu Katarzyna, stojąc w przedziale, wyrzuciła z siebie:
— Odchodzę od ciebie.
— Jak? Dlaczego? — zaskoczył się.
— Tak będzie lepiej — rzuciła i zniknęła w wagonie.
Pociąg ruszył. On pobiegł za nim, krzycząc:
— Katarzyna! Kocham cię! Wyjdź za mnie!
Wyjrzała i zimno odpowiedziała:
— Nigdy!
Tak, z kinowym dramatyzmem, zakończyła się jej pierwsza miłość.
Rok później zaczęła się nowa relacja — z informatykiem Dominikiem. Był galantem jak filmowy bohater: kwiaty, prezenty, wyjazdy. Przy nim Katarzyna czuła się bezpieczna, a spojrzenia przechodniów zdawały się pełne zazdrości. Dominik przedstawił ją rodzicom, zabierał na wakacje, zasypywał prezentami. Przez dwa lata wszystko zmierzało do ślubu, a Katarzyna już widziała siebie jako jego żonę.
Lecz pewnego dnia Dominik oznajmił, iż zostaje przeniesiony do innego miasta. I dodał, z marzycielskim uśmiechem:
— Wyobraź sobie, pobierzemy się, będziesz czekała na mnie w domu z dziećmi, gotując mój ulubiony żurek…
Katarzynie ścierpło. Obraz rodzinnej rutyny, który naszkicował, był daleki od jej marzenia o wiecznej romantydze.
— To mało prawdopodobne — odparła ostro. — Nienawidzę żurku.
Odwróciła się i prawie pobiegła, wyobrażając sobie, jak jej szal powiewa na wietrze, a Dominik patrzy za nią ze złamanym sercem.
Później Katarzyna miała wielu adoratorów, ale żaden nie został długo, aż spotkała Bartosza. Ich związek gwałtownie przerodził się w wspólne życie. Urodził im się syn, a Katarzyna była pewna, iż chce zostać jego żoną. Bartosz był opiekuńczy, dbał o nią i dziecko, ale romantyczny nie był.
Czekała na oświadczyny, ale lata mijały, a Bartosz się nie spieszył. Pięć lat razem, syn rósł, a pierścionka na palcu wciąż nie było. W Katarzynie narastała irytacja. Zmieniła się — z romantycznej dziewczyny stała się kobietą gotową walczyć o swoje marzenia.
Próbowała wszystkiego: była czuła, manipulowała, prowokowała — byle tylko Bartosz zrozumiał, jak bardzo zależało jej na małżeństwie. Ale on jakby nie dostrzegał jej prób. W pewnym momencie spojrzała na swoje życie inaczej: Bartosz jej nie docenia, nie szanuje, tylko udaje, iż kocha. Prawdziwa miłość powinna być pełna ognia, namiętności, a on choćby nie prosi jej o rękę!
Uraza przerodziła się w pragnienie zemsty. Nie chciała po prostu odejść, ale zrobić to tak, by on poczuł jej ból. Postanowiła, iż jej zemsta będzie zimna i przemyślana.
Chwila nadeszła po pięciu latach. Bartosz niespodziewanie zaprosił ją do restauracji.
— Po co? — spytała Katarzyna, choć serce podskoczyło jej w piersi.
— Chcę porozmawiać — wymijająco odparł.
— Dobrze — zgodziła się, wewnętrznie triumfując.
W restauracji wszystko było jak w jej snach: kwiaty, stolik w półmroku, delikatne światło. Po pierwszym kieliszku wina Bartosz zaczął:
— Katarzyna, jesteśmy razem tyle lat. Mamy syna, ma już pięć lat. Czas uregulować nasze sprawy.
Milczała, wpatrując się w niego. Kontynuował:
— Poza tym dostałem propozycję pracy za granicą. Ale biorą tylko żonatych. Z rodziną.
— Żonatych? — Katarzyna uśmiechnęła się ironicznie. — To tobie na rękę? A mnie?
— Co? — Bartosz stracił rezon. Spodziewał się, iż będzie promienieć.
— Mnie to na rękę? — jej głos stał się lodowaty. — Nic mnie to nie obchodzi. Nie wyjdę za ciebie.
Zapadła ciężka cisza.
— Wytłumacz — wykrztusił Bartosz.
— Nie zrozumiał— Nie zrozumiałeś przez dziesięć lat, nie zrozumiesz i teraz — odpowiedziała, wstając z krzesła, które nagle zamieniło się w łódź dryfującą po morzu z płatków róż.