Pewnego wieczoru miał być spokojny obiad z przyjaciółmi, a skończyło się na nieoczekiwanym gościu, który zamienił mój mały triumf w prawdziwą katastrofę.
To miało być świętowanie mojej niedawnej awansu — wszystko dopięłam na ostatni guzik: menu, wino, zastawę, a choćby playlistę z nastrojowymi utworami w tle. Chciałam czegoś kameralnego, przytulnego, bez zbędnego przepychu. Po prostu spotkanie w gronie bliskich, gdzie można się pośmiać, pogadać i przypomnieć sobie, iż życie to nie tylko praca i rachunki, ale też zwykła radość.
Zaprosiłam tylko pięcioro znajomych: moją najlepszą przyjaciółkę Kasię z mężem Jackiem, dawnego kumpla z uczelni, Darka, oraz koleżankę z pracy, Olę, z którą ostatnio mocno się zżyłyśmy. Wszyscy się znali, więc atmosfera miała być naturalna, bez sztywnych formalności. Chciałam, żeby każdy czuł się jak u siebie.
Wieczór rozpoczął się idealnie. Na stole czekały przekąski — bruschetty, faszerowane pieczarki, różne sery. Goście przyszli punktualnie, w świetnych humorach. Wino lało się gładko, rozmowy toczyły się płynnie — Kasia z Olą dyskutowały o podróżach, Darek opowiadał zabawne historie z nowej pracy. Siedziałam i uśmiechałam się pod nosem — wszystko szło zgodnie z planem.
Aż nagle ktoś zapukał do drzwi.
Zdziwiłam się — wszyscy zaproszeni już tu byli. Może sąsiad albo kurier pomylił mieszkania? Otwieram… i widzę faceta, który od progu rzuca:
— Cześć! Jestem Tomek, przyjaciel Kasi. Powiedziała, iż mogę wpaść. No to wpadłem, spoko?
Nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka.
Zamarłam. Kasia nigdy nie wspominała o żadnym Tomku. Spojrzałam na nią pytająco — ona tylko spuściła wzrok i mruknęła:
— No… przypadkiem mu powiedziałam o spotkaniu, a on się tak zapalił…
Ledwo powstrzymałam irytację. Nie chciałam jednak psuć wieczoru. Udałam, iż wszystko w porządku, nalałam Tomkowi wina, przedstawiłam go reszcie. Wszyscy wymienili znaczące spojrzenia, ale kiwnęli głowami. Staraliśmy się być uprzejmi.
Szybko jednak okazało się, iż Tomek to dokładnie ten typ gościa, którego nigdy nie powinno się zapraszać.
Gadał bez przerwy, przerywał innym, rzucał nietrafione żarty i śmiał się najgłośniej ze wszystkich — głównie z własnych słów. Jego kieliszek opróżniał się najszybciej, a wraz z winem znikało też jego poczucie taktu.
Kasia wyraźnie się spięła. Uśmiechała się, ale wyglądała, jakby chciała zapaść się pod ziemię. Jacek milczał jak zaklęty, Darek przewracał oczami, a Ola ledwo powstrzymywała się, by nie wyjść.
Apogeum nastąpiło, gdy Tomek nagle wstał i, lekko się chwiejąc, wzniósł toast:
— Za przyjaźń… i nowe znajomości! — wrzasnął. — Choć, szczerze mówiąc, nie wiem, jak wy w ogóle wytrzymujecie z Kasią. Fajna dziewczyna, ale straszna maruda!
W pokoju zapadła cisza. Kasia zbladła, Jacek się naprężył, Darek zakrztusił się winem, a Ola o mało nie upuściła kieliszka.
— Tomek, przestań — szepnęła Kasia, ledwo powstrzymując łzy.
— No co wy wszyscy tacy sztywni? Odprężcie się! — machnął ręką.
Wtedy moja cierpliwość się skończyła.
Wstałam i, patrząc mu prosto w oczy, powiedziałam spokojnie, ale stanowczo:
— Tomku, dzięki, iż wpadłeś. Ale już czas iść. Przeszkadzasz. Wszystkim.
Wybuchnął śmiechem:
— Serio? Ja wam przeszkadzam? No bez jaj, Magda!
— Mówię poważnie. Wyjdź.
Podeszłam i wskazałam drzwi. W pokoju zrobiło się cicho jak w kościele przed podniesieniem. choćby Tomek zrozumiał, iż dyskusja nie ma sensu. Wzruszył ramionami i wyszedł.
Zamknęłam drzwi. Wzięłam głęboki oddech. Obróciłam się do przyjaciół.
— Przepraszam. Naprawdę nie wiedziałam, iż się tu zjawi. To nie tak miało wyglądać.
Kasia, z zaczerwienionymi oczami, wyszeptała:
— Wybacz… Nie sądziłam, iż będzie taki.
— Spoko — mruknął Jacek. — Teraz przynajmniej jest lepiej.
Darek tylko prychnął:
— No, zawsze będzie co wspominać.
Roześmialiśmy się. Napięcie opadło.
Reszta wieczoru nie była tak idealna, jak sobie wymarzyłam, ale za to sto razy bardziej autentyczna. Byliśmy sobą, śmialiśmy się, dzieliliśmy wrażeniami. Kolacja nie okazała się perfekcyjna — ale była prawdziwa. I zrozumiałam jedną prostą rzecz: choćby jeżeli nie masz wpływu na to, kto pojawi się na twoim przyjęciu — zawsze możesz zdecydować, kto zostanie.
Odtąd będę dwa razy sprawdzać, czy przypadkiem jakiś „przyjaciel” Kasi nie ma ochoty do nas dołączyć. Zwłaszcza jeżeli to ona go zaprasza.