Cicha kobieta przemówiła donośnie

newskey24.com 1 miesiąc temu

Cicha kobieta powiedziała głośno

Władysław Kazimierzu! Ile można wytrzymać?! Drugi raz w tym tygodniu zalewacie moje mieszkanie! krzyczała sąsiadka z dołu, wymachując mokrą szmatą tuż przed nosem Bronisławy Janiny.

Przeprosiłem już! Kaloryfer przecieka, hydraulika wezwałem! tłumaczył się mężczyzna, stojąc w drzwiach w samych kalesonach i podkoszulku.

Przeprosił! A co ja mam zrobić z sufitem? Tapety nowe właśnie przykleiłam! Wy tam w ogóle niczym się nie interesujecie?

Bronisława stała za plecami męża, zaciskając pięści. Sąsiadka Danuta Marianna miała rację, ale Władysław, jak zawsze, nie chciał słuchać. Kaloryfer faktycznie przeciekał od miesiąca, a on ciągle odkładał naprawę.

Czego pani wrzeszczy jak przekupka na targowisku! nie wytrzymał Władysław. Naprawię, mówiłem przecież!

Kiedy naprawicie? Jak całe mieszkanie mi zaleje? Danuta Marianna była wściekła, jej siwe włosy rozczochrały się, a policzki płonęły.

Bronisława cicho podeszła do męża, dotknęła jego ramienia.

Władku, może jutro rano znajdę hydraulika, dobrego. Mam numer do jednego majstra szepnęła.

Daj spokój! Sam się tym zajmę! odparł mężczyzna, choćby się nie odwracając.

Danuta Marianna spojrzała na Bronisławę ze współczuciem. Kobiety znały się już osiem lat, odkąd Janowscy wprowadzili się do tego mieszkania, ale przez cały ten czas sąsiadka nigdy nie słyszała, by Bronisława Janina podniosła głos. Zawsze cicha, zawsze uległa, zawsze przepraszająca za męża.

Dobrze, Bronisławo Janino, rozumiem, iż to nie wasza wina. Ale zróbcie już coś! Danuta Marianna odwróciła się i poszła w stronę schodów.

Władysław trzasnął drzwiami i poszedł do kuchni, gdzie na kuchence stał barszcz. Bronisława szła za nim, jak zawsze, w milczeniu.

Czego taka skwaszona? burknął mąż, siadając do stołu. Nalej barszczu.

Bronisława wzięła chochlę, ale ręce jej drżały. Krople czerwonego barszczu spadły na czysty obrus, który rano prasowała.

Niezdara! mruknął Władysław. Normalnie nalać nie potrafisz!

Przepraszam szepnęła Bronisława i gwałtownie wytrzeła plamę serwetką.

Przy obiedzie mąż opowiadał o pracy, narzekał na szefa, na kolegów, na wszystkich po kolei. Bronisława kiwała głową, od czasu do czasu wtrącając: Tak, oczywiście albo Masz rację. Tak było zawsze, przez dwadzieścia trzy lata ich małżeństwa.

Po obiedzie Władysław położył się na kanapie oglądać mecz, a Bronisława poszła zmywać naczynia. W kuchennym oknie widać było, jak sąsiadka rozwiesza pranie na balkonie. Danuta Marianna zauważyła jej spojrzenie i pomachała ręką. Bronisława nieśmiało odpowiedziała tym samym.

Wieczorem, gdy mąż zasnął przed telewizorem, Bronisława cicho ubrała się i zeszła do sąsiadki. Danuta Marianna otworzyła drzwi w szlafroku, z filiżanką herbaty w ręce.

Bronisławo Janino! Proszę, proszę! Herbaty się napijesz?

Dziękuję, nie trzeba. Tylko na chwilę. Chciałam zobaczyć, jak tam u was z sufitem.

W łazience rzeczywiście było smutno. Na suficie rozlała się duża żółta plama, a w kącie już zaczynała odklejać się taśma z tapety.

Okropność! westchnęła Bronisława. Danuto Marianno, wybaczcie nam, proszę! Jutro sama znajdę majstra, sama zapłacę!

Ależ co wy, Bronisławo Janino! Nie w pieniądzach rzecz. Po prostu mam już dość. Przecież widzicie, jaki wasz mąż ma charakter Zawsze wszystkich obwinia, a sam niczego nie chce załatwić.

Bronisława spuściła wzrok. Sąsiadka miała rację, ale nie mogła się do tego głośno przyznać.

On się męczy w pracy, denerwuje cicho tłumaczyła.

Bronisławo, a wy sama jak żyjecie? niespodziewanie spytała Danuta Marianna. Znam was tyle lat i nigdy nie widziałam, żebyście się uśmiechnęli. Zawsze taka smutna chodzicie.

Normalnie żyję. Co wy Bronisława zmieszała się od tego bezpośredniego pytania.

Dzieci macie?

Nie. Nie wyszło jakoś.

A chcieliście?

Bronisława długo milczała, w końcu skinęła głową.

Chciałam. Bardzo chciałam. Ale Władysław mówił, iż jeszcze za wcześnie, potem iż pieniędzy nie mamy, potem iż nie jest gotowy. A teraz już za późno.

Danuta Marianna postawiła filiżankę na stole, podeszła do Bronisławy.

A czego wy sami chcecie? Nie Władysław, a wy osobiście?

Nie wiem szczerze odpowiedziała Bronisława. Już choćby nie pamiętam, czego chcę. Tak długo przyzwyczaiłam się myśleć o tym, co jemu potrzeba

Bronisławo Janino, przecież jesteście piękną kobietą. I wcale nie starą, czterdzieści pięć lat to nie wiek! Dlaczego się tak umniejszacie?

Bronisława spojrzała na swoje odbicie w lustrze w przedpokoju. Rzeczywiście, twarz jeszcze nie stara, oczy żywe, figura szczupła. Ale wyraz twarzy zmęczony, jakby przygaszony.

Nie umniejszam. Po prostu tak wyszło. Nie umiem głośno mówić, kłócić się. Mama mawiała, iż dobra żona powinna mężowi ustępować.

A wasza mama była szczęśliwa?

Bronisława zamyśliła się. Mama zawsze cicha, zawsze w cieniu ojca. Tata rozkazywał, decydował, a mama kiwała głową. Ale szczęśliwej jej nie pamiętała.

Chyba nie cicho przyznała.

No widzicie. A wy jej drogę powtarzacie.

Gdy Bronisława wróciła do domu, w mieszkaniu było cicho. Władysław chrapał na kanapie, w pokoju śmierdziało wódką widocznie po jej wyjściu się napił. W kuchni w zlewie stał brudny talerz, na stole leżały okruchy.

Zaczęła sprzątać automatycznie, ale nagle się zatrzymała. Spojrzała na śpiącego męża, na bałagan, który narobił w pół godziny jej nieobecności. Coś w niej zadrżało, jak napięta struna.

Rano Władysław obud

Idź do oryginalnego materiału