Centrum Krakowa jak „enklawa bezprawia”. „Zrobił się tu chlew”

news.5v.pl 3 godzin temu

Przypominamy archiwalny tekst, który ukazał się pierwszy raz w lipcu 2024 r.

Onet

Jak się żyje w centrum Krakowa. „Zrobił się tu chlew”

Centrum Krakowa, ledwo świta. On klęczy na kolanach, z przodu podpiera się na rękach i coś wykrzykuje. Próbuje wstać, ale po chwili rezygnuje. Nie ma siły. Rozsiada się więc na bruku niczym Adam na obrazie Michała Anioła. Tak samo, jak on – nagi, bo ubrania leżą na chodniku obok.

Jest wcześnie rano, więc starania mężczyzny poza okiem kamery obserwuje tylko spacerujący ul. św. Jana gołąb. Ale mieszkańcy Starego Miasta w Krakowie takich scen, jak z filmiku, który krąży po krakowskich forach, naoglądali się w ostatnich latach wiele. Mówią, iż zbyt wiele.

Mariusz mieszka przy ul. św. Jana od 30 lat. Swoją codzienną drogę z dziećmi do szkoły opisuje tak: — Każdego ranka zastanawiam się, którędy z nimi przejść. Bo albo trzeba iść slalomem między ekskrementami, albo natkniemy się na pijaka ze spuszczonymi spodniami w kałuży swoich wydzielin.

Mówi, iż nigdy nie żyło się w centrum Krakowa tak źle, jak teraz. — Zrobił się tu chlew! — kwituje.

Jagoda, gdy o poranku wychodzi do pracy w szpitalu, w pubie naprzeciwko przy ul. Szewskiej widzi siedzących jeszcze klientów. W Krakowie od ponad roku obowiązuje nocna prohibicja (od północy do 5:30). Dzięki niej liczba interwencji policji spadła o blisko połowę. Ale zakaz sprzedaży alkoholu nie obowiązuje w lokalach gastronomicznych, a to bary czy pijalnie według mieszkańców są jednym ze źródeł ich utrapień.

Impreza kończy się, dopiero gdy nad ranem przychodzą panie sprzątające lokal i przeganiają miotłami towarzystwo. Klientela gwałtownie przenosi się pod sklep, by tam się jeszcze zaopatrzyć w alkohol i dobić – relacjonuje Jagoda.

Swoją poranną drogę na przystanek opisuje tak: — Muszę uważać, żeby nie wdepnąć w różnego rodzaju wydzieliny. Gdy widzę ten syf, czuję wstyd za miasto, bo za mną idą turyści i zatykają nosy, albo przechodzą na drugą stronę ulicy.

Życie w centrum nazywa „wegetacją”.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

„Cała kamienica jest postawiona o świcie na równe nogi”

Bo poza brudem, mieszkańcom Starego Miasta coraz bardziej doskwiera hałas i wszczynane przez bywalców centrum Krakowa burdy. Opowiadają o nieprzespanych nocach, o rozdrażnionych z powodu krótkiego snu dzieciach.

Jagoda: — Mój syn przez lata nie mógł zasnąć bez zatyczek do uszu. Aż nabawił się szumów usznych. Mogę powiedzieć, iż to, co dzieje się w centrum miasta, już przyczyniło się do uszczerbku na zdrowiu mojego dziecka.

Onet / Onet

Ul. Floriańska w Krakowie

Janusz od urodzenia mieszka przy ul. Floriańskiej. —W mojej kamienicy są apartamenty na wynajem. Przyjeżdżają tam grupy młodych ludzi i idą na imprezę. Wracają z nich nad ranem, często nie mają kluczy albo nie pamiętają kodów. Więc dzwonią na wszystkie numery na domofonie. Cała kamienica jest postawiona o świcie na równe nogi – denerwuje się.

W kamienicy, w której mieszka Ewa, w połowie drogi między Małym Rynkiem a Rynkiem Głównym, też można wynajmować apartamenty. — Wrócił raz z imprezy taki klient, zapomniał sobie kodu do bramy, więc zaczął w nią kopać. Wszedł do korytarza, ale nie mógł sforsować kraty. Wezwałam straż miejską. I co zrobili? Zadzwonili do mnie, poprosili, żebym otworzyła drzwi, a oni wprowadzili delikwenta i położyli go do spania. Powiedziałam im, iż trzeba było mu jeszcze buzi dać na dobranoc — opowiada mieszkanka.

Prawie 7 tys. interwencji Straży Miejskiej. „Przychodzą po nagrania z monitoringu”

Ewa już nie liczy, ile razy imprezowicze uszkodzili bramę prowadzącą do kamienicy. — Raz przyszło podpite towarzystwo i wymyśliło, iż będzie się rozpędzać i kopniakami uderzać w bramę. Tak kopali, iż brama wypadła — wspomina.

Mieszkańcy mówią, iż często już nie zawiadamiają policji czy straży miejskiej, gdy ktoś w okolicy zakłóca ciszę albo wszczyna awantury. — Służby przyjmują zgłoszenie, ale zanim przyjadą, mijają 2-3 godziny i towarzystwo przenosi się już gdzie indziej. No, chyba iż ktoś dostanie nożem, wtedy policja przychodzi do mnie po nagranie z monitoringu – opowiada Mariusz.

Marek Anioł, rzecznik krakowskiej straży miejskiej wylicza, iż w 2023 r. strażnicy interweniowali w obrębie Starego miasta łącznie prawie 25,5 tys. razy. Najwięcej wykroczeń dotyczyło kwestii ruchu drogowego (14,5 tys. wykroczeń), ale wśród najliczniejszych było także: spożywanie alkoholu w miejscach zabronionych (6,6 tys.), wykroczenia przeciw obyczajności (1,2 tys.), zakłócanie spokoju i porządku publicznego (1,2 tys.), niszczenie mienia (939).

Ponad 14 tys. interwencji zakończyło się mandatami karnymi, a ponad tysiąc spraw skierowano do sądu.

— Ja się nie dziwię, iż służby nie nadążają z interwencjami, bo strażników i policjantów jest po prostu za mało — podkreśla Jadwiga, która 10 lat temu wprowadziła się do mieszkania przy ul. Szpitalnej.

Obrazki ze Starego Miasta. Pijackie okrzyki i „spacerujący penis”

Od tego czasu nie pamięta ani jednej przespanej nocy. Ale mówi, iż uciążliwości obserwuje także w ciągu dnia. —Siedziałam z koleżanką w kawiarni przy Rynku. Była godz. 11. Z pobliskiego pubu już dobiegały pijackie okrzyki, które nam utrudniały rozmowę. Ale przegięciem było, to gdy od strony kościoła Mariackiego nadeszła grupa mężczyzn. Jeden z nich był przebrany za dwumetrowego penisa – opowiada mieszkanka. Na forum mieszkańców znajduję także zdjęcie z knajpy obok bazyliki na Rynku. Klienci siedzą w towarzystwie dmuchanej lalki.

Do Starego Miasta wybieram się w piątkowy wieczór. Jest środek lata, więc za dnia w centrum Krakowa trudno wytrzymać ze spiekoty. Ale po zmroku to właśnie tu ochłody przy zimnym piwie i zabawy szukają tysiące osób. Rynek Główny i dobiegające do niego ulice są o tej porze roku jak wieża Babel — mieszają się tu rozmowy w rozmaitych językach.

Kraków jest jednym z najchętniej odwiedzanych miast w Polsce. Rekordowa liczba turystów przyjechała tu w 2019 r. — ponad 14 mln. Potem te wizyty zahamowała pandemia, ale teraz statystyki turystyczne znów rosną — w 2023 r. miasto odwiedziło już 7,05 mln osób.

„Powstała enklawa, w której prawo nie obowiązuje”

Od mieszkańców Starego Miasta słyszę, iż nie mają nic przeciwko takiej popularności Krakowa. Ani przeciwko turystom, którzy chcą poznać krakowską kulturę, zabytki czy kuchnię. Zastrzegają, iż źródłem ich utrapień nie są wyłącznie kawalerowie z Anglii, którzy w Krakowie urośli do symbolu turystycznej degrengolady.

—Problemem nie są tylko turyści, jak próbuje się to upraszczać. W tym rejonie powstała enklawa, w którym prawo nie obowiązuje. Do tej enklawy przyjeżdżają ludzie z zagranicy, ale także z innych części Krakowa i jego okolic, bo tu można robić rzeczy, których u siebie by nie robili – zaznacza Ryszard Rydygier, mieszkaniec ul. Szewskiej i krakowski adwokat.

— Jakie rzeczy? — dopytuję.

Nie można by siedzieć na ulicy i wymiotować i być nie niepokojonym, wszczynać bójek i być nie niepokojonym, drzeć się bez konsekwencji na całe gardło o rozmaitych porach dnia i nocy albo sikać na mury bazyliki Mariackiej… — wylicza Rydygier, nawiązując do tego, czego świadkami są mieszkańcy centrum. Wspomina, iż od pewnego czasu uciążliwości generują kluby, które — jego zdaniem — działają nielegalnie.

„Promotorzy” zabawy i piwa ze zniżką. „Pijackie burdy to rzadkość”

Gdy przechodzę, ul. Szewską w ciągu kwadransa zaczepia mnie troje „promotorów”. —Kupon na tanie piwko? Weźmiesz od razu dwa? — zagaduje mnie młoda dziewczyna. Gdy dziękuję, ona łapie kolejną grupkę przechodniów. Każdemu rozdaje ulotki, reklamuje, iż dostaną zniżkę na barze.

— Dużo osób udaje ci się namówić na imprezę? — pytam chłopaka zaczepiającego ludzi na ul. Szewskiej. Proponuje im wejście do jednego z tajnych klubów, które działają na piętrach tutejszych kamienic. Są takie trzy.

— To zależy od dnia. Podejrzewam, iż dziś będzie tu sporo osób, bo w piątki są najlepsze imprezy — mówi chłopak, ale na chwilę przerywa rozmowę, by podbiec do pary młodych ludzi. Próbuje ich namówić na wejście klubu, ale odmawiają machnięciem ręki.

Gdy wraca, opowiada, iż imprezy są zwykle do ostatniego klienta. Kończą się około godz. 6. Mówi mi, iż czasami zdarzają się przy ul. Szewskiej ekscesy z pijanymi klientami, ale przekonuje, iż to „rzadkość”.

Stare Miasto w oparach alkoholu i kebaba

Idę dalej. Mijam pierogarnię, pizzerię, pięć kebabów. Najgłośniej jest w pobliżu dwóch barów, z których klienci z piwami w ręku wyszli na zewnątrz zapalić. Jest duszno. Do tego nad ulicą unosi się momentami trudna do zniesienia woń — mieszanka oparów alkoholu, dymu papierosowego i zapachów z tutejszej gastronomii.

— Daaawwiiid!!! Czeeekaj!!! — wydziera się chłopak idący Szewską naprzeciwko mnie. Jego kolega chwiejnym krokiem podąża kawałek przed nim, w pewnej chwili się zatacza, uderza o witrynę jednego ze sklepów. Cudem szyba jest cała. Dwudziestoparolatek przysiada na schodku. Koledzy zaśmiewają się z niego wniebogłosy.

Zerkam na zegarek – jest godzina 22:53.

—To jeszcze nic — mówi Ryszard Rydygier, gdy zza okna jego kancelarii adwokackiej przy ul. Szewskiej dobiegają odgłosy piątkowego wieczoru. Opowiada, iż najgorzej jest po północy, gdy hałas nie daje zasnąć.

Proponują utworzenie nowej dzielnicy w centrum Krakowa

Po jednej takiej nieprzespanej nocy postanowił, iż musi coś z tym zrobić. Wiedział jednak, iż w pojedynkę może być jak Don Kichot i iż do walki o ciszę i spokój potrzebuje sojuszników. Stałych mieszkańców w ścisłym centrum Krakowa nie zostało już wiele. Dane z magistratu mówią, iż ledwo ponad 400.

O postępującej w Starym Mieście gentryfikacji zapisano już setki stron gazet i naukowych prac. Najlepiej ten eksodus było widać w czasie lockdownu. Wystarczyło wieczorem przespacerować się przez centrum, by zobaczyć, w jak wielu kamienicach światła są wygaszone. Dawno temu te mieszkania opuścili właściciele, a w pandemii przestali z nich korzystać turyści.

Ryszard Rydygier mówi, iż długo był przekonany, iż ze swoimi obawami o to, co dzieje się w jego okolicy, jest sam. Ale gdy wydrukował 300 ulotek i rozdał je wśród mieszkańców w obrębie Plant, odzew na jego postulat go zaskoczył.

Zaproponowałem powstanie nowej dzielnicy pomocniczej w obrębie Plant, by władze miasta mogły ustalać parytety na sprzedaż alkoholu, a tym samym, by zmniejszyć w naszym sąsiedztwie liczbę takich uciążliwych punktów — opowiada Rydygier. Od tego zaczął się ruch społeczny „Zabytkowe centrum”, który za cel obrał sobie jakości poprawę życia mieszkańców Starego Miasta.

Mieszkańcy pozywają władze Krakowa za hałas

Centrum Krakowa to dziedzictwo kulturowe, o które powinniśmy dbać, ale niestety coraz częściej przypomina „największą melinę w okolicy”, jak skomentował jeden z moich sąsiadów — podkreśla Rydygier, który zapowiada także, iż w sprawach zmian chce z miastem współpracować.

Na początek jednak wraz z sąsiadami przeciwko miastu złożył pozew do sądu.

„Ulica Szewska w Krakowie w każdym dniu tygodnia, w godzinach wieczornych aż do godziny szóstej rano, zamienia się w miejsce hałaśliwych zgromadzeń. Tłum, bez żadnych ograniczeń i skutecznej reakcji ze strony władz miasta, śpiewa do muzyki wydobywającej się z lokali, krzyczy, bije się, wymiotuje, a hałas emitowany przez pijaną hałastrę przekracza dopuszczone przepisami normy” — czytamy w pozwie. Rydygier domaga się w nim, by miasto zaprzestało naruszania dobra osobistego mieszkańców, jakim jest m.in. wspomniane prawo do niezakłóconego korzystania z życia rodzinnego. Za każde naruszenie gmina miałaby płacić 500 złotych powodowi.

W magistracie słyszymy, iż pozew jeszcze nie dotarł do prawników urzędu, więc urzędnicy nie chcą na razie odnosić się do stawianych w nim zarzutów.

Na kłopoty Nocny Burmistrz?

Władze Krakowa zapewniają, iż chcą zwiększyć nacisk na to, jak rozwija się „gospodarka nocy”. Zauważają, iż obok korzyści (wpływy z turystyki) pociąga ona za sobą także uciążliwości. I iż konieczne będzie wzmocnienie współpracy między mieszkańcami a lokalnymi przedsiębiorcami. Krokiem ku temu ma być powołanie w mieście Nocnego Burmistrza, a także Komisji Zrównoważonej Gospodarki Nocy. W jej skład wejdą miejscy i dzielnicowi radni, przedsiębiorcy i grupy mieszkańców.

Łukasz Gągulski/ PAP / PAP

Jacek Jordan został Nocnym Burmistrzem w Krakowie

Jacek Jordan, który 1 sierpnia rozpoczą pracę Nocnego Burmistrza, zastrzega, iż nie będzie „miejskim szeryfem”. Że od „szeryfowania” jest policja i straż miejska. On zamierza się skupić na rozmowach i negocjacjach. Przekonuje, iż nie możemy dopuścić, by dziedzictwo Krakowa zostało pochłonięte przez imprezy.

Jak zamierza temu stawić czoła?

— Przede wszystkim poprzez negocjacje z podmiotami gospodarczymi działającymi w centrum. Ich właściciele muszą zrozumieć, iż także w ich interesie jest dbanie o porządek i dyscyplinowanie swoich klientów — mówi Onetowi Jacek Jordan, podkreślając, iż będzie stawiał na działania edukacyjne. Apeluje przy tym do krakowian o wsparcie i współpracę.

—To ważne, bo tylko wspólnie możemy sprawić, iż zmieni się postrzeganie Krakowa jako „miasta na imprezę weekendową”. Musimy ze stawiania na ilość turystów przejść na podniesienie jakości tych turystów — uważa Nocny Burmistrz.

Hałas jak smog. „Pora zająć się tym na poważnie”

Gdy pytam jednak mieszkańców centrum o ich nadzieje związane z tymi działaniami władz Krakowa, mają mieszane uczucia. Wielu przyznaje, iż są gotowi dać Nocnemu Burmistrzowi czas, by mógł sprawdzić się w działaniu i są otwarci, by mu pomóc. Ale niektórzy uważają, iż jego powołanie to działanie wyłącznie wizerunkowe.

— o ile policja i straż miejska nie radzą sobie z hordami pijaków w centrum, to co zdziała jeden człowiek? — pyta retorycznie Janusz. Uważa, iż w pierwszej kolejności trzeba zamknąć uciążliwe imprezownie i ograniczyć najem krótkoterminowy.

Jadwiga: — O smogu też na początku mówili, iż to bzdura i „problem teoretyczny”, a potem okazało się, iż jest problem i zaczęto z nim walczyć. I z uciążliwościami w centrum, z hałasem jest podobnie. Pora by zająć się tym na poważnie.

Kontakt z autorką: [email protected]

Idź do oryginalnego materiału