Cena oszustwa: jak strażnik wody stał się następcą władzy

newsempire24.com 3 dni temu

Drzwi do starego bloku w jednej z dzielnic Łodzi otworzyły się niemal natychmiast — jakby gospodyni od dawna czekała na gościa. Na progu stanęła drobna staruszka, mająca ze osiemdziesiąt lat, o bystrych, przenikliwych oczach.

— Dzień dobry — powiedział uprzejmie młody mężczyzna, lekko się uśmiechając.

— I tobie zdrowia, synku — skinęła głową staruszka. — Wchodź, nie stój na przeciągu. Z urzędu czy skąd?

— Nie, babciu. Jestem z firmy zajmującej się uzdatnianiem wody. Montujemy najnowsze filtry. Dzięki nim woda z kranu staje się krystaliczna, jak źródlana — czysta jak dawniej, gdy można było pić prosto z rzeki.

— Oho! — Staruszka uniosła brwi. — Więc jesteś wodnikiem, co rzeki oczyszcza? Dobra robota. Przejdź dalej.

Mężczyzna starannie wytarł buty o wyblakły dywanik i wszedł do środka.

— Mogę nie zdejmować butów? — zapytał, spoglądając na wytarty linoleum w przedpokoju.

— Jasne, nie martw się, moja córka podłogi umyje. Młoda jest, a ja już stara szkapa. Nie mam siły na sprzątanie.

— Ależ babciu! Wyglądacie młodziej niż niejedna trzydziestolatka! Rumieńce w policzkach! — rzucił z udawaną uprzejmością. — Gdzie kuchnia? Chcę pokazać produkt na żywo.

— Och, schlebiasz, a miło. Dziesięć lat już swojej twarzy w lustrze nie widziałam — córka powiesiła je tak wysoko, iż ledwo czubek głowy zobaczę. Chodź, pokażę ci twoje pole cudów.

Kuchnia była malutka, ale schludna. Czajnik lśnił, na parapecie stały pelargonie i spodek z miętą. Staruszka usiadła, a mężczyzna wziął się do pracy: odkręcał, przykręcał, przelewał wodę do słoików, demonstrował filtry i zachwalał różnicę między „brudną” a „oczyszczoną” wodą.

— Kupię ten twój filtr — odezwała się nagle staruszka. — Ale najpierw napijemy się herbaty. Samotnie nie smakuje, a w towarzystwie — słodsza niż miód. Pięć minut, nic więcej.

Mężczyzna zawahał się, ale skinął głową. Staruszka sprawnie zagotowała przefiltrowaną wodę i zaparzyła herbatę — aromatyczną, korzenną, z niezwykłą nutą w smaku.

— Masz rodzinę, synku? — spytała, nalewając do kubków.

— Nie, jestem kawalerem.

— I dobrze. Jeszcze za wcześnie na dzieci. Herbata smaczna?

— Bardzo. Gdzie taką kupujecie? Też bym sobie sprawił.

— Dają mi ją wróżki na urodziny — odparła z uśmiechem.

Mężczyzna zaśmiał się cicho. Postanowił odpowiedzieć żartem:

— A wy czemu tak otwieracie drzwi obcym? Czasy są takie, iż oszustów jak mrówków.

— A czego mam się bać, chłopcze? Ja swoje strachy już dawno przeżyłam. W moim wieku to ja powinnam ludzi straszyć, nie na odwrót. Zwłaszcza takich jak ty.

W tej chwili mężczyzna poczuł dziwną lekkość w głowie. I… zaczął mówić:

— Kto by tam kupował tę wodę! Te filtry biorę za dwadzieścia złotych, a sprzedaję za sto. Czasem ją choćby „podbarwiam”, żeby efekt był lepszy. Więcej mi płacą. Tak to chodzę po staruszkach i wciskam kit…

Sam nie wiedział, dlaczego to powiedział.

— No widzisz — skinęła staruszka. — Mówiłam, iż herbata magiczna. Wróżki ją zbierają. Kto wypije — nie może kłamać.

Mężczyzna zerwał się na równe nogi.

— Co za… coście zrobili?!

— Nic wielkiego. Sam powiedziałeś, iż jesteś wodnikiem. No to teraz naprawdę nim będziesz. Nasz rzeczny wodnik ostatnio nie daje rady — sam wszystkiego nie ogarnie. Będziesz mu pomagał: wodę czyścić, ryby karmić, glony usuwać. Odpracujesz dziesięć lat — może, odzyskasz ludzką postać. A na razie — witaj w królestwie wody.

Nie zdążył choćby krzyknąć, gdy zaczął się zmieniać — najpierw w kroplę, potem w mgiełkę, wreszcie w lekką chmurkę, która w jednej chwili skłębiła się w srebrzysty strumyk i wpadła do mosiężnej miski.

— No i dobrze — mruknęła staruszka, wylewając wodę do zlewu. — Chłopak znalazł pracę. Marzenia się spełniają. Tamten, co przychodził liczniki wymieniać — teraz błyskawice po niebie kieruje. Żywioł powietrza. A ty — wody. Poznacie się.

Postawiła kubki w zlewie, nucąc pod nosem. Potem spojrzała na swoje odbicie w pociemniałej szybie kredensu.

— Dlaczego się nie odbijam, dlaczego się nie odbijam… — przedrzeźniła byłego „sprzedawcę”.

— Bo starsza jestem niż wszystkie lustra w tym domu. Ze trzy wieki już, nie mniej. Córka wie, dlatego powiesiła je tak wysoko — żeby nikogo nie straszyć. Nie każda prawda jest ludziom od rana potrzebna. A ja — żyję. I ład zaprowadzam. Żywioły bałaganu nie lubią.

Podeszła do okna, spojrzała w niebo i znów się uśmiechnęła:

— Sprawiedliwość musi być. choćby jeżeli trzeba ją zaparzyć w czajniku.

Idź do oryginalnego materiału